Krawędź wieczności. Ken Follett. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Ken Follett
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Юмористическая проза
Год издания: 0
isbn: 978-83-8215-260-9
Скачать книгу

      – Tam jest łazienka – oznajmił z uśmiechem. Wskazał drzwi w kącie i zapiął rozporek.

      Naraz Maria poczuła zakłopotanie, leżąc obnażona na łóżku. Szybko wstała, podniosła bluzkę i stanik, schyliła się po majtki i wbiegła do łazienki.

      Spojrzała w lustro.

      – Co się stało? – zapytała swoje odbicie.

      Straciłam dziewictwo, odpowiedziała sobie w myślach. Odbyłam stosunek z cudownym mężczyzną, który jest prezydentem Stanów Zjednoczonych. Było mi przyjemnie.

      Włożyła ubranie i poprawiła makijaż. Na szczęście Jack nie potargał jej fryzury.

      To jest jej łazienka, pomyślała z poczuciem winy i nagle zapragnęła stamtąd wyjść.

      Prezydenta nie było w sypialni. Podeszła do drzwi, a potem odwróciła się i spojrzała na łoże.

      Uprzytomniła sobie, że ani razu jej nie pocałował.

      Przeszła do Zachodniego Salonu. Prezydent siedział sam, jego nogi spoczywały na stoliku. Dave i dziewczęta wyszli, pozostawiając tackę ze szklankami i resztę przekąsek. Gospodarz robił wrażenie odprężonego, jak gdyby nic nie zaszło. Czyżby to była dla niego codzienność?

      – Chcesz coś zjeść? Tam jest kuchnia.

      – Nie, dziękuję, panie prezydencie.

      Przed chwilą mnie zerżnął, a ja nadal mówię do niego „panie prezydencie”.

      Kennedy wstał.

      – Przed południowym portykiem czeka samochód, który odwiezie cię do domu. – Odprowadził Marię do głównego holu. – Wszystko w porządku? – zapytał po raz trzeci.

      – Tak.

      Nadjechała winda. Maria zadała sobie w myślach pytanie, czy prezydent pocałuje ją na dobranoc.

      Nie pocałował. Wsiadła do windy.

      – Dobranoc, Mario.

      – Dobranoc – odpowiedziała i drzwi się zamknęły.

      *

      Upłynął jeszcze tydzień, nim George’owi nadarzyła się okazja, by powiedzieć Norine Latimer, że ich znajomość dobiegła końca.

      Drżał na myśl o tym.

      Rzecz jasna zdarzało mu się już wcześniej zrywać z dziewczętami. Po jednej czy dwóch randkach było łatwo: po prostu się nie dzwoniło. Z jego doświadczenia wynikało, że w przypadku dłuższego związku obie strony odczuwały jedynie ulgę, dawno pogodzone z myślą, że nic z tego nie będzie. Jednak Norine mieściła się pomiędzy tymi dwiema skrajnościami. Spotykali się zaledwie od paru miesięcy i układało im się dobrze. Od pewnego czasu miał nadzieję, że spędzą razem noc. Norine nie była przygotowana na rozstanie.

      Umówili się na lunch. Chciała, by zaprosił ją do restauracji w podziemiach Białego Domu, zwanej mesą, lecz nie wpuszczano tam kobiet. Wolał nie zabierać jej do wytwornego lokalu takiego jak Jockey Club, gdyż mogłaby pomyśleć, że chce się jej oświadczyć. Ostatecznie poszli do Old Ebbitt’s, restauracji od dawna odwiedzanej przez polityków, która najlepsze czasy miała już za sobą.

      Norine bardziej przypominała Arabkę niż Afrykankę. Miała wyrazistą urodę, falujące czarne włosy, oliwkową skórę i zakrzywiony nos. Włożyła puchaty sweter, który do niej nie pasował. George domyślił się, że stara się nie onieśmielać swojego szefa. Mężczyźni czuli się w biurach nieswojo w obecności kobiet, których aparycja sugerowała silny charakter.

      – Bardzo mi przykro, że musiałem odwołać wczorajsze spotkanie – oznajmił, kiedy złożyli zamówienie. – Wezwano mnie na naradę u prezydenta.

      – No cóż, z nim nie mogę się równać.

      George uznał to za głupią odzywkę. To oczywiste, że nie mogła się równać z prezydentem, bo z nim nikt nie mógł się równać. Nie chciał jednak wdawać się w dyskusję. Przeszedł od razu do sedna.

      – Słuchaj, coś się wydarzyło. Zanim cię poznałem, była inna dziewczyna.

      – Wiem – odrzekła Norine.

      – Jak to?

      – Lubię cię – oznajmiła. – Jesteś inteligentny, zabawny i miły. No i przystojny, może poza tym uchem.

      – Ale…

      – Ale umiem się domyślić, kiedy facet pali się do innej.

      – Naprawdę?

      – Domyślam się, że chodzi o Marię.

      George nie mógł wyjść ze zdziwienia.

      – Skąd, u licha, o tym wiesz?

      – Wymieniłeś jej imię cztery lub pięć razy, a nie wspomniałeś o żadnej innej dziewczynie z przeszłości. Nie trzeba być geniuszem, by odgadnąć, że wciąż jest dla ciebie ważna. Ale przebywa w Chicago, więc pomyślałam, że może uda się ciebie zdobyć. – Norine nagle posmutniała.

      – Sprowadziła się do Waszyngtonu – powiedział George.

      – Mądra dziewczyna.

      – Nie z mojego powodu. Dostała tutaj pracę.

      – Tak czy siak, chcesz mnie rzucić dla niej.

      Trudno mu było potwierdzić te słowa. Jednak Norine odgadła prawdę, więc milczał.

      Podano posiłek, lecz dziewczyna nie wzięła widelca do ręki.

      – Życzę ci jak najlepiej. Uważaj na siebie, George.

      – Ty też…

      Wstała.

      – Do widzenia.

      Mógł powiedzieć tylko jedno:

      – Do widzenia, Norine.

      – Możesz zjeść moją sałatkę – rzekła i wyszła.

      Przez kilka minut grzebał widelcem w talerzu, czując się podle. Norine na swój sposób zachowała się z godnością. Ułatwiła mu sprawę. Miał nadzieję, że da sobie radę. Nie zasługiwała na to, by ją ranić.

      Wyszedł z restauracji i skierował się do Białego Domu. Musiał wziąć udział w zebraniu prezydenckiej komisji do spraw równości zatrudnienia, której przewodniczył wiceprezydent Lyndon Johnson. George zawiązał sojusz z doradcą Johnsona, Skipem Dickersonem. Jednak do narady zostało pół godziny, postanowił więc odszukać Marię.

      Miała na sobie sukienkę w groszki i dopasowaną do niej opaskę na włosy, która prawdopodobnie przytrzymywała perukę. Większość czarnoskórych dziewcząt nosiła wymyślne tupeciki. Śliczna fryzura Marii z pewnością nie była naturalna.

      Zapytała go, jak się miewa, a on nie wiedział, co odpowiedzieć. Dręczyło go poczucie winy z powodu Norine, lecz teraz mógł z czystym sumieniem zaprosić Marię na randkę.

      – W sumie całkiem nieźle. A ty?

      – Bywają takie dni, że nienawidzę białych – odparła ściszonym głosem.

      – A to czemu?

      – Nie poznałeś mojego dziadka.

      – Nie poznałem nikogo z twojej rodziny.

      – Dziadek nadal od czasu do czasu wygłasza kazania w Chicago, ale większość czasu spędza w rodzinnym miasteczku Golgotha w Alabamie. Mówi, że w gruncie rzeczy nigdy nie przywykł do zimnego wiatru na Środkowym Zachodzie. Jednak wciąż ma w sobie zadziorność. Włożył najlepszy garnitur i pojechał do sądu w Golgotha,