Zaginione laleczki. Ker Dukey. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Ker Dukey
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Шпионские детективы
Год издания: 0
isbn: 9788378897378
Скачать книгу
się nagle. Mam wrażenie, że wciąż słyszę tę melodię. Kiedy tylko przypominam sobie, gdzie jestem, natychmiast pragnę powrócić do krainy snów. Na jawie przeżywam jedynie koszmary.

      Widzę, jak coś wpada przez okno mojej celi i cicho upada na podłogę. To koperta. Podchodzę do niej na słabych, rozdygotanych nogach. Jest zaadresowana do Niegrzecznej Laleczki.

      Marszczę czoło i rozrywam papier, by przeczytać list napisany różową, świecową kredką.

      Niegrzeczna Laleczko,

      zapraszam Cię na herbaciane przyjęcie.

      Ubierz się ładnie i bądź na czas!

      Całuski,

      Zniszczona Laleczka.

      Ten liścik… Wydaje się, jakby był napisany przez dziecko. Wciąż gapię się na niego z rozdziawionymi ustami, kiedy nagle przez kraty wpada kawał jasnoniebieskiego materiału. Falbaniasta sukienka spada na ziemię.

      – Przyjęcie zaczyna się za dziesięć minut – szepcze Macy po drugiej stronie drzwi. – Goście już się schodzą.

      Nagle w moim sercu rodzi się nadzieja. Jeśli siostra mnie wypuści, zdołam uratować całą naszą trójkę. Od zeszłej nocy nie widziałam ani nie słyszałam Benny’ego. To może być nasza szansa na ucieczkę.

      Szybko wkładam sukienkę przez głowę. Pasuje niemal idealnie. Głęboki dekolt odsłania sporą część mojego biustu. Dół jest falbaniasty i sięga mniej więcej do połowy uda. Rękawy są długie i zakrywają moje ręce aż po nadgarstki. Ktoś spędził sporo czasu, przyszywając do nich koronkowe ozdoby.

      – Macy – szepczę najciszej jak potrafię, z obawy, że Benny może jednak być gdzieś w pobliżu. – Macy, jeśli możesz, otwórz drzwi. Zabiorę nas stąd.

      – Okej – mruczy.

      Gdy drzwi się otwierają, od razu wyglądam na zewnątrz. Zerkam w stronę korytarza, który prowadzi do naszego piekła. A kiedy odwracam głowę, widzę swoją siostrę, stojącą przede mną w pięknej, różowej sukience. Posyła mi promienny uśmiech, po czym wyciąga białą szmatkę w kierunku mojej twarzy. Nagle wszystko przechodzi w czerń.

      Budzi mnie ta sama melodia ze starej pozytywki, którą słyszałam wcześniej. Tym razem jest jednak głośniejsza. Próbuję uchylić powieki, choć oczy strasznie mnie pieką. Z ich kącików wypływa jakaś ciecz. Mrugam kilka razy, by pozbyć się łez i dopiero wtedy zauważam, gdzie jestem. Siedzę w różowym pokoju. Są tu różowe ściany, różowe pluszowe zabawki i różowa kołdra na niewielkim łóżku. To pomieszczenie wygląda jak idealny pokój dla małej dziewczynki.

      Czuję w nadgarstkach jakiś tępy ból. Gdy próbuję je podnieść, zauważam, że są związane. Nie mogę poruszyć rękami. W ogóle nie mogę się ruszać. Siedzę przywiązana do krzesła przy niedużym stoliku. Na blacie stoją szklane filiżanki i talerze. A na talerzach leżą stosy smakowitych ciastek.

      Zauważam trzy nakrycia.

      Szybko spoglądam w lewo. Kiedy widzę obok siebie Bo, czuję zarówno przerażenie, jak i ulgę. Ma na sobie jedynie parę białych bokserek i czarną muszkę. Jego usta wciąż są zaszyte. Na ten widok przewraca mi się w żołądku. Mam ochotę płakać, ale tego nie robię. Mój były chłopak ma zamknięte oczy… Ale oddycha. To najważniejsze. Słowa, które Benny wyciął na jego klatce piersiowej, przykrywają teraz ciemne strupy.

      Żyje.

      Dzięki Bogu. Żyje.

      – Bo – syczę cichutko z łzami w oczach. Mrugam kilka razy, by się ich pozbyć. Muszę zachować spokój. – Bo, obudź się.

      Powoli otwiera oczy. Gdy mnie widzi, na jego twarzy dostrzegam ulgę. Zaraz potem przypomina sobie, gdzie jest i blednie ze strachu. Jest przerażony. Zaczyna głośno jęczeć.

      – Ciii – błagam, próbując go uciszyć. – Zabiorę cię stąd. Obiecuję. Tak strasznie cię przepraszam.

      Kiwa głową i z trudem przełyka ślinę.

      Wyciągam szyję, by spojrzeć za siebie. Nigdzie nie widzę ani Benny’ego, ani Macy. Kiedy muzyka przestaje grać, przechodzą mnie lodowate dreszcze.

      – O proszę – piszczy Macy głosem tak wysokim, że równie dobrze mógłby należeć do małego dziecka. – Goście przybyli!

      Podchodzi bliżej. Oprócz różowej sukienki ma na sobie białe podkolanówki z koronką i czarne, skórzane lakierki z zapięciem, na których nie ma ani jednej, najmniejszej rysy. Siostra aż promienieje z radości. Falbany różowej sukienki wirują wokół jej talii. Ciemne włosy zaplotła w dwa warkoczyki.

      – Podoba ci się moja śliczna sukienka? – pyta, obracając się w kółko i popiskując jak mała dziewczynka. – To Benjamin ją dla mnie uszył!

      Słowa stają mi w gardle. Nie jestem w stanie nic z siebie wydusić.

      Macy ma na policzkach jaskrawy róż, a na oczach długie, sztuczne rzęsy. Trzepocze nimi zalotnie, spoglądając w stronę Bo.

      – Niegrzeczna Laleczko – zaczyna uroczyście, jak gdyby przedstawiała sobie nawzajem swoich gości. – To jest Głupia Laleczka. Jest moją ulubioną lalką.

      Kręcę z niedowierzaniem głową. Moja siostra oszalała.

      – Macy – wyduszam z trudem. – Macy, posłuchaj. Musimy stąd uciec.

      Ściąga usta w dziubek. Przez chwilę chyba to rozważa.

      – Hmm, ale przecież przyjęcie dopiero się zaczęło!

      Ignoruje moją prośbę i nalewa gorącą herbatę do trzech małych filiżanek. Dodaje do każdej trochę cukru i śmietanki, po czym siada prosto i uważnie na mnie patrzy.

      – Czyż to nie cudowny dzień? – zagaduje. W jej oczach czai się coś złowieszczego. – O tak, to cudowny dzień, by pobawić się moimi laleczkami.

      Bo nie potrafi nabrać oddechu. Zaczyna się dusić. Jego klatka piersiowa unosi się i opada o wiele za szybko. Teraz jest jeszcze bledszy niż wcześniej, o ile to w ogóle możliwe… Kurwa mać! Jeśli nie przestanie hiperwentylować, to zaraz straci przytomność!

      – Spokojnie. Bo, uspokój się – proszę.

      Macy przyciska filiżankę do ust i wypija pierwszy łyk.

      – Mmm, ta herbatka jest wprost wyśmienita.

      Histeria. Wpadam w histerię. Ale nie, nie mogę panikować. Jakim cudem Macy popija sobie tę pieprzoną herbatkę i zachowuje się, jakby to była najnormalniejsza w świecie sytuacja?!

      Nic. Tu. Nie. Jest. Normalne.

      – Ja też chciałabym spróbować – mówię roztrzęsionym głosem. – Ale najpierw musisz mnie rozwiązać.

      Macy marszczy brwi.

      – Hmm… Nie wiem, czy mogę ci zaufać. A co, jeśli zepsujesz nasze przyjęcie? – Pochyla się nad stołem i podnosi moją filiżankę. – Pomogę ci – proponuje. Choć czuję w brzuchu bolesny ucisk, pozwalam siostrze napoić się ciepłą herbatą.

      – Może powinnaś poczęstować też Bo – sugeruję, próbując przybrać spokojny ton głosu.

      – Och. Benjamin kazał, żeby Głupia Lalka była cicho – odpowiada po namyśle. – Jeśli przetnę jego szwy, może zacząć krzyczeć. I zdenerwować naszego Benjamina.

      To nie jest mój Benjamin.

      Posyłam Bo porozumiewawcze spojrzenie. Bezgłośnie proszę, by ze mną współpracował. Z wyrazu jego twarzy odczytuję, że zrozumiał.

      – Macy. – Przenoszę wzrok z powrotem na nią. – Bo nie zacznie krzyczeć. Obiecuję. To będzie nasz mały sekret.

      Jej