Nie wiesz wszystkiego. Marcel Moss. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Marcel Moss
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Классические детективы
Год издания: 0
isbn: 978-83-8195-254-5
Скачать книгу

      Patrzę na Alana podchodzącego do wydającej jedzenie kucharki. W drodze do stołu zatrzymuje się na moment, jakby wciąż walczył z myślami. W końcu stawia tacę z jedzeniem na jednym z wolnych stolików, po czym wybiega ze stołówki. Spodziewałam się tego, ale czuję, jakbym dostała od losu kolejny nokautujący cios.

      Wiem, że nic już nie przełknę. Zostawiam na stole talerz z połową schabowego i szybkim krokiem idę do wyjścia. Alan stoi na korytarzu nieopodal stołówki. Przysłuchuje się rozmowie nowych przyjaciółek i próbuje ukryć skrępowanie. Gdy mnie dostrzega, szybko odwraca wzrok. Poddał się. To koniec.

      *

      To mój pierwszy sylwester spędzony poza domem. Otylia, dla której to nie jest żadne święto, łaskawie pozwoliła mi przyjść do siebie na wspólny seans horrorów. Tej nocy po raz pierwszy próbuję alkoholu. Krótko po północy wypijam dwa kieliszki szampana, którego kupiła mi mama, i czuję, że odpływam. Chwilę później już śpię.

      Nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, ale brakowało mi szkoły. Podczas przerwy świątecznej wykorzystywałam każdą wolną chwilę na pisanie wierszy i czytanie tomików poezji. Jestem wdzięczna profesor Wolskiej za zaproszenie na spotkania literackie. Dzięki nim czuję, że należę do grupy wartościowych osób. Szkoda, że Alan już do niej nie należy.

      Siedzę na ławce przy sali, w której za chwilę moja klasa będzie miała lekcję biologii, i czekam na Kubę. Próbowałam namówić go na wspólne spędzenie sylwestrowego wieczoru, ale wciąż dochodził do siebie po anginie. Rozglądam się po wypełnionym uczniami korytarzu. Kozyra powinien już tu być. Pisał mi dziesięć minut temu na WhatsAppie, że wyszedł już z autobusu.

      Nagle widzę coś, co sprawia, że krew momentalnie uderza mi do głowy. Alan i Sara idą środkiem korytarza, trzymając się za ręce. On sprawia wrażenie lekko speszonego, pochyla głowę i błądzi wzrokiem po podłodze. Mimo to wciąż góruje nad większością uczniów, a w tłumie wyróżnia go połyskująca kamizelka założona na czerwoną bluzę z kapturem. Haman z kolei czuje się jak ryba w wodzie. Wyprostowana i uśmiechnięta, idzie z podniesioną głową w moją stronę. Ich widok tak mnie paraliżuje, że nie jestem w stanie uciec. Siedzę skulona i czekam na bolesną konfrontację.

      W końcu Alan mnie dostrzega. Nasze spojrzenia krzyżują się na kilka sekund. Dawniej przywitałby się ze mną delikatnym uśmiechem. Dałby mi sygnał, że nie jestem dla niego niewidocznym wyrzutkiem. Jednak tym razem nie doczekuję się żadnego gestu z jego strony. Jego twarz nie zdradza żadnych emocji. Szybko odrywa ode mnie wzrok i przenosi go na rozpromienioną Sarę. Dziewczyna nawet na mnie nie patrzy. Zamiast tego wtula się w umięśnione ramię swojego nowego obiektu westchnień. Tuż przed kolejnym zakrętem Sara teatralnie całuje Alana w usta i głaszcze go palcem po policzku.

      Tak bardzo ich w tej chwili nienawidzę.

      JULIA

      TERAZ

      Za mną najtrudniejszy tydzień w mojej nauczycielskiej karierze. Cała szkoła zmagała się ze wzmożoną uwagą ze strony mediów. O tajemniczej śmierci dwojga licealistów dyskutowano w stacjach informacyjnych. Rozpisywały się też o niej gazety i portale internetowe. Dziennikarze szybko dotarli do krewnych Otylii i Alana. Zamęczali ich telefonami i mailami. Robili zdjęcia z ukrycia, nawet podczas pogrzebów.

      Uczestniczyłam w obu ceremoniach. Widziałam zapłakane twarze innych uczniów, słuchałam łamiących się głosów przemawiających z ambony członków rodziny i wciąż zadawałam sobie pytanie, co tak naprawdę wydarzyło się tamtej nocy. Sekcja zwłok w przypadku obojga wykazała, że przyczyną ich śmierci był upadek z dużej wysokości. Policja ogłosiła również, że Alan miał duże stężenie alkoholu we krwi. Pogłoski, że Otylia namówiła go do samobójstwa, nasilały się z każdym dniem. Tym bardziej że sama w chwili śmierci była całkowicie trzeźwa.

      Przesłuchano dziesięć obecnych na imprezie u Niny osób, jednak nie pomogło to śledczym w ustaleniu spójnej wersji wydarzeń. Uczniowie gubili się w zeznaniach i usprawiedliwiali tym, że za dużo wypili. Dyrektor próbował zrobić z Niny kozła ofiarnego. Dziewczyna miała zostać wykreślona z listy uczniów za to, że zorganizowała huczną imprezę w środku tygodnia. Pojawiły się jednak głosy, że uczniowie poza godzinami lekcyjnymi mogą robić, co chcą. Przeciwko pomysłowi Romana przemawiał również fakt, że nazajutrz wszyscy stawili się w szkole. Ostatecznie Rosicka została tylko pouczona.

      Wiadomo, że Alan pojawił się na imprezie i w pewnym momencie pokłócił się z Sarą. Dziewczyna wciąż nie wróciła do szkoły. Podobno ciągle płacze i nie chce jeść. Twierdzi, że od pewnego czasu Alan zachowywał się dziwnie i coś przed nią ukrywał. Była pewna, że za jej plecami z kimś się spotykał. Gdy, podpita, postanowiła się z nim skonfrontować w tej sprawie, Alanowi puściły nerwy. Nikt jednak nie wierzy, że chłopak z tego powodu targnąłby się na swoje życie. No i co robiła z nim Otylia? Czyżby to ona była tą drugą dziewczyną?

      Marta wróciła dziś do szkoły. Sprawiała wrażenie spokojnej, ale w jej oczach widziałam smutek. Poprosiłam Kubę, jej kolegę z ławki, by mnie informował, gdyby z Martą działo się coś złego. Zmartwiła mnie nieobecność Najdowskiej na spotkaniu kółka poetyckiego, dlatego prosto ze szkoły jadę do jej domu – chcę wybadać sytuację i przedstawić jej pomysł, na który wpadłam wczoraj wieczorem przy kieliszku wina.

      – Dzień dobry, pani Lilio – mówię przez domofon. – Tu Julia Wolska, wychowawczyni Marty.

      – Proszę.

      Idę szarą kostką brukową w stronę nowoczesnego domu z mnóstwem dużych okien i dachem wyłożonym panelami słonecznymi. Lilia Najdowska czeka na mnie w drzwiach.

      – Coś się stało, pani Julio? Marta coś zrobiła? Mam ją zawołać?

      – Nie, wszystko w porządku.

      – W takim razie czemu zawdzięczamy pani wizytę?

      – Przyszłam, by sprawdzić, jak się czuje pani córka. Nie miałam dziś okazji porozmawiać z nią w szkole. Marta nie została też po lekcjach na nasze spotkanie poetyckie.

      – Zabrałam ją wcześniej. Zadzwoniła, że źle się czuje.

      – Rozumiem. To może w takim razie nie będę jej przeszkadzała?

      – Ależ skąd. Na pewno się ucieszy z pani wizyty.

      Pani Najdowska prowadzi mnie na górę do pokoju na końcu korytarza.

      – Córeczko, masz gościa.

      Zaglądam niepewnie do przytulnej sypialni z kilkoma półkami, na których znajdują się dziesiątki książek. Marta leży na łóżku ze słuchawkami w uszach. Zauważa nas dopiero po chwili.

      – Pani profesor? – pyta zaskoczona.

      – Cześć… Pomyślałam, że zajrzę i sprawdzę, jak się masz.

      – Przepraszam, że nie zostałam na kółko. Nie miałam siły.

      – Nic nie szkodzi.

      – A może poczytasz pani profesor wiersze, które przygotowałaś przed… – urywa – jakiś czas temu?

      – Świetny pomysł – odpowiadam. – Bardzo chętnie je usłyszę.

      – W takim razie nie będę przeszkadzała. – Pani Lilia uśmiecha się do mnie i żegna delikatnym skinieniem głowy. Robię dwa kroki do przodu, a wtedy Marta zeskakuje z łóżka i podchodzi do biurka.

      – Może pani usiąść na krześle. – Odsuwa je i stawia przede mną.

      – Dziękuję.

      – Odsłonię żaluzje – proponuje dziewczyna.

      –