– Czy Otylia też z wami była?
– Ta nawiedzona wariatka? Jeszcze czego – odzywa się czwarta, najniższa z dziewczyn. – Nie zadajemy się z wyrzutkami.
– Daj spokój, Gośka – upomina ją Wiktoria. – Ona nie żyje.
Nastolatka kręci głową i odwraca się do nas plecami.
– Będziecie musiały to wszystko powtórzyć policji – mówię.
– Jakbyśmy nie wiedziały. – Dziewczyna w okularach przewraca oczami.
– O której Alan opuścił imprezę? – pytam dalej.
– Nie wiemy – odpowiada Wiktoria. – Byłyśmy pijane. – Spogląda na potakujące jej koleżanki.
– Ja odleciałam przed jedenastą – dodaje najniższa uczennica. Wydaje mi się, że wciąż nie zszedł z niej alkohol, bo ciągle masuje się po skroniach. – Zasnęłam na kanapie w salonie.
– Zawsze miałaś słabą głowę – drwi z niej koleżanka w bluzie.
– Musiało być już późno, bo pamiętam, że przed północą kłócił się z Sarą w kuchni – odzywa się Wiktoria.
– Słyszałaś, o co im poszło?
– Nie, muzyka była za głośna. A poza tym już powoli odpływałam.
– Nocowałaś u Niny?
– Nie, wróciłam do domu.
– O której?
– O co sorce chodzi?! Mam już tego dość. Czuję się jak na przesłuchaniu. Idziemy, dziewczyny.
Grupka mnie omija i kieruje się w stronę wyjścia.
– Ostatnie pytanie! – Doganiam je. – Gdzie jest Sara?
– A jak pani myśli? – Wiktoria pyta przez zaciśnięte zęby. – Jej chłopak się zabił. To chyba oczywiste, że jest teraz w domu z rodziną.
– Co Otylia robiła na dachu z Alanem? – Kolejne pytanie.
– Nie wiem – odpowiada dziewczyna. – I gówno mnie to obchodzi.
MARTA
DZIESIĘĆ MIESIĘCY PRZED TRAGEDIĄ
Z utęsknieniem wyczekuję każdego spotkania literackiego z profesor Wolską. Żałuję, że odbywają się tylko raz w tygodniu. Te dwie godziny lekcyjne pozwalają mi odepchnąć od siebie wszelkie zmartwienia i przenieść się do świata słów, metafor i emocji. W sali rozstawione są głośniki, z których płynie spokojna muzyka klasyczna. Siedzimy po turecku na miękkich poduszkach i zaczytujemy się w przygotowanych przez prowadzącą wierszach. Czuję się swobodnie, nie chowam się. Poza mną w spotkaniach uczestniczy tylko kilka osób. Eksperyment z przyprowadzeniem na nie Otylii się nie powiódł. Kumin zrezygnowała już po pierwszych zajęciach. Stwierdziła, że dawno nigdzie się tak nie wynudziła. Więcej jej nie namawiałam.
Siedzę obok starszego o rok Alana, mojego nowego kolegi. Do tej pory kojarzyłam go ze szkolnych korytarzy. Wiedziałam, że jest kapitanem drużyny siatkówki, która odnosi spore sukcesy w rozgrywkach wojewódzkich. Nie mogłam uwierzyć, że znalazłam wspólny język ze szkolną gwiazdą.
Po jednym z pierwszych spotkań rozmawialiśmy chwilę na korytarzu. Alan pochwalił mój wiersz i zaproponował, że jeśli chcę, możemy się umówić na spacer do pobliskiego parku.
– Trzymam w szufladzie kilka wierszy. Napisałem je po śmierci babci. Nikomu ich jeszcze nie przeczytałem. Chciałabyś ich wysłuchać?
Otylia otworzyła usta ze zdziwienia, gdy jej o tym powiedziałam.
– Ty i Alan? Wiesz, że połowa dziewczyn w szkole cię znienawidzi?
– Ty też? – spytałam żartobliwie.
– Ja nie. Ja już cię nienawidzę. – Przyciągnęła mnie do siebie i wytarmosiła mi włosy.
Tamtego dnia Alan czekał godzinę, aż skończę lekcje.
– Naprawdę nie musiałeś – powiedziałam zawstydzona.
– To nic takiego. Posiedziałem w ulubionej kawiarni niedaleko. Jeśli chcesz, możemy tam wrócić. Nie sądziłem, że będzie dziś tak chłodno.
– Dobrze.
Spędziliśmy miłe popołudnie przy gorącej czekoladzie. Alan czytał wiersze o tęsknocie za kimś, kogo się bardzo kochało. Jednocześnie wybrzmiewała w nich nadzieja na to, że jeszcze kiedyś będzie dobrze, że ból przeminie, a w jego miejsce pojawi się pragnienie pielęgnowania wyłącznie pięknych wspomnień. Po każdym utworze zerkał na mnie niepewnie, jakby czekał na wyrok. Cieszyłam się, że tak bardzo liczy się z moją opinią.
– Dlaczego milczysz? Był aż taki zły?
– Nie… wręcz przeciwnie. – Poczułam ucisk w gardle. – Był piękny.
Przy Alanie zrozumiałam, że nigdy nie utraciłam pogody ducha i poczucia humoru. Spotykamy się po szkole co najmniej raz w tygodniu i czytamy sobie nawzajem nasze najnowsze teksty. W międzyczasie dyskutujemy na przeróżne tematy, od muzyki przez film aż po sztukę. Okazało się, że mamy ze sobą wiele wspólnego. Coraz bardziej lubię Alana, choć nie zapominam o tym, jak wiele nas różni. Jego lubią wszyscy. Ja praktycznie nikogo nie obchodzę. Należę do klubu wyrzutków. Tak wołają na nas złośliwe dziewczyny z Sarą Haman na czele. Właśnie dlatego staram się utrzymywać w tajemnicy znajomość z Alanem. Nie chcę, by z mojego powodu narobił sobie problemów. On chyba też zdaje sobie sprawę z zagrożenia, bo kiedy przypadkiem spotyka mnie na przerwie, uśmiecha się zdawkowo i mija mnie bez słowa ze swoją świtą. Nie mam do niego o to pretensji. Doceniam to, że w ogóle mnie zauważa.
Podczas spotkań pozalekcyjnych Alan coraz częściej opowiada mi o swoim życiu. Dowiaduję się, że ma trzech starszych braci, z których każdy odniósł sukces zawodowy i doczekał się potomstwa.
– Chciałbyś mieć dzieci? – pytam.
– Kiedyś to było moje największe marzenie – zaskakuje mnie.
– Naprawdę?
– Tak… Jednak dziś staram się o tym nie myśleć. A ty?
– Czasem zdarza się, że wybiegam myślami w przyszłość… – Nie dodaję, że już dawno straciłam wiarę w to, że kiedykolwiek jakiś chłopak zwróci na mnie uwagę.
– Ja nie. Nauczyłem się żyć teraźniejszością.
– To ciekawe… W twoich wierszach często skupiasz się na przyszłości.
– Poezja jest dla mnie formą rozliczania się z marzeniami – wyjaśnia. – Żeby zrealizować marzenia, trzeba ciężko pracować. A żeby praca przynosiła efekty, musi być wykonywana w pełnym skupieniu. Nie możemy pozwalać na to, by przyszłość nas rozpraszała.
– Z tego wynika, że wszystko, co teraz robisz, robisz z myślą o marzeniach. To znaczy, że przyszłość w dużym stopniu wpływa na twoje działania. Na pewno jest dla ciebie istotna.
Alan uśmiecha się pod nosem.
– No dobra. Nie wiem już, jak mam się wybronić. – Bierze łyk herbaty, po czym dodaje: – Tak naprawdę nie myślę o dzieciach. Bo widzisz… nigdy nie miałem dziewczyny.
Przełykam ślinę i chłonę go oczami. Jak to możliwe, że tak przystojny i rozchwytywany chłopak wciąż czeka na tę jedyną?
– A chciałbyś mieć? – dopytuję.
Alan patrzy mi prosto w oczy.