Nie wiesz wszystkiego. Marcel Moss. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Marcel Moss
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Классические детективы
Год издания: 0
isbn: 978-83-8195-254-5
Скачать книгу
stołów. Jemy w spokoju, nikomu się nie narażając. Cieszę się, że mam przyjaciół. Dzięki nim nie czuję się samotna. Otylia, Kuba i Alan zmienili moje życie na lepsze. Sprawili, że opuścił mnie strach przed wyjściem z domu. Ludzie nadal się ze mnie śmieją, dla niektórych wciąż jestem tylko zakompleksioną grubaską, ale coraz mniej mi to przeszkadza. Wszystko dzięki przyjaciołom, którzy akceptują mnie taką, jaka jestem.

      Tylko czy Alan wciąż się do nich zalicza?

      Ostatnio coraz rzadziej go widuję. Ciągle ma jakieś wymówki. Na domiar złego w zeszłym tygodniu opuścił kółko poetyckie. Podobno źle się poczuł i wolał wrócić do domu. Mam wrażenie, że coś przede mną ukrywa, ale nie mam odwagi, by go o to spytać.

      – Może naprawdę źle się czuje? – sugeruje Kuba, gdy całą trójką zmierzamy po lekcjach w stronę przystanku autobusowego.

      – Chyba od nadmiaru wódy – odpowiada Otylia. – Naprawdę nie wiesz, że obiekt twoich westchnień wpadł w oko pannie tapeciarze?

      – O czym ty mówisz? – Marszczę czoło.

      – Alan spędza ostatnio coraz więcej czasu z Sarą. Podobno dają sobie ostro w gaz i planują wspólną imprezę sylwestrową.

      Serce zaczyna mi bić szybciej i czuję nagłe uderzenie gorąca. Nie wierzę, że to prawda. Alana stać na więcej niż znajomość z tą zepsutą dziewuchą.

      – Skąd wiesz?

      – Mam swoje źródła. Zresztą czego się spodziewałaś? To najpopularniejszy uczeń w szkole. Wszyscy go lubią i podziwiają. Naprawdę myślałaś, że zostaniecie parą?

      – Przestań – staje w mojej obronie Kuba. – Dlaczego zawsze musisz być taka złośliwa?

      – Jaka znowu złośliwa? – Otylia rozkłada ręce. – Po prostu jestem realistką. Ty i Alan nie macie żadnej przyszłości. I nie mówię tu o związku. Nie możecie być nawet przyjaciółmi.

      – A niby dlaczego? – pytam podenerwowana. – Czy musisz zawsze zakładać, że jesteśmy skazani na porażkę?

      – Sama sobie to robiłaś przez ostatnie lata, złotko – odpiera Kumin. – Jesteś na przegranej pozycji, bo sama tego chcesz. I to się raczej nie zmieni.

      Czasem nie mogę jej słuchać. Otylia jest jak lustro, w którym widzę najgorszą wersję siebie. Nie odbija moich wad, tylko je wyostrza. A może Kumin po prostu pokazuje mi, jak jest naprawdę?

      – Powinnaś z nim porozmawiać – stwierdza Kuba. – Przecież się lubicie.

      – Romeo i Julia też się lubili, a zobacz, jak skończyli. Tak to już jest, gdy dwie osoby pochodzą z różnych światów. Prawda, pani literatko?

      – Skończ już sobie na mnie używać – syczę.

      – A wy w końcu wyluzujcie! – Otylia przyspiesza i oddala się od nas na kilka metrów. – Zaczynacie mnie wkurzać.

      – I vice versa – rzuca Kuba.

      – No i super. – Otylia pokazuje nam środkowy palec i odchodzi. Często się tak zachowuje. Przywykłam już do tego. Jutro będzie między nami normalnie.

      – Zadzwoń do niego wieczorem – radzi mi Kuba. – Nie ma nic gorszego niż niedopowiedzenia między bliskimi osobami.

      – Boję się – szepczę. Przy Otylii nie odważyłabym się przyznać do strachu. – Nie chcę stawiać Alana w niezręcznej sytuacji. Jeśli faktycznie zadaje się z Sarą, to domyślam się, że przyjaźń ze mną nie jest mu na rękę.

      – Jeśli jest twoim prawdziwym przyjacielem, będzie chciał mieć z tobą kontakt bez względu na wszystko. Powinnaś z nim porozmawiać.

      – Dobrze. Przemyślę to.

      Wieczorem siadam przed laptopem i otwieram aplikację do notowania. Długo zastanawiam się nad tym, co powinnam napisać Alanowi. Chcę to zrobić tak, by wiedział, że go rozumiem, ale jednocześnie będzie mi przykro, jeśli postanowi zakończyć naszą znajomość. Pół godziny później mam już gotową treść wiadomości:

      Alan,

      naprawdę szkoda, że nie przyszedłeś ostatnio na zajęcia. Napisałam wiersz o marzeniach, który bardzo się spodobał profesor Wolskiej. Liczyłam na to, że będę mogła przeczytać ci go przy kawie. Dlaczego mnie unikasz?

      Doszły mnie słuchy, że podobno znalazłeś sobie nowych przyjaciół. Cieszy mnie to, naprawdę. Ale nie chciałabym, by twoi nowi znajomi pozbawili Cię tego, co w Tobie wyjątkowe: zamiłowania do poezji, wrażliwości i niezwykłej kreatywności.

      Żałowałabym, gdybyś postanowił to wszystko teraz porzucić, a niestety obawiam się, że istnieje takie ryzyko. Nie zamierzam Ci jednak niczego narzucać. Traktuję Cię jak przyjaciela. Nie miałam ich w swoim życiu zbyt wielu, dlatego będę z Tobą bez względu na to, co postanowisz. Jestem po Twojej stronie i pragnę dla Ciebie tego, co najlepsze.

      Zastanów się, czego Ty pragniesz.

      Marta

      *

      – Co za ohydztwo! – Otylia wypluwa na talerz sałatkę z tuńczykiem. – Sorry, ale muszę stąd wyjść. Wszędzie czuję zapach tego gówna.

      – Dzięki za obrzydzenie nam obiadu – mówi Kuba.

      – Cała przyjemność po mojej stronie. – Kumin obraca się na pięcie i opuszcza stołówkę. Nagle do naszego stolika podchodzi Alan. Trzyma przed sobą tacę i wpatruje się we mnie z uśmiechem.

      – Mogę się dosiąść?

      Jego pytanie sprawia, że Kuba omal nie dławi się kawałkiem schabowego.

      – Ja już skończyłem. – Kozyra pospiesznie odchodzi od stołu, mrugając do mnie dyskretnie okiem. Nie śmiałabym go nawet o to prosić, ale doceniam jego gest.

      – Spłoszyłem go? – pyta zakłopotany Alan.

      – Skądże – odpowiadam zaskoczona i speszona. – Dawno się nie widzieliśmy…

      – Przecież widzimy się codziennie – chrząka – na korytarzu.

      – Wiesz, że nie o takie spotkania mi chodzi.

      Chłopak przygryza dolną wargę i zatapia wzrok w talerzu z dwoma naleśnikami.

      – Tak, wiem. Czytałem wczoraj twoją wiadomość.

      – I?

      Alan przenosi na mnie wzrok.

      – I chcę, żebyś wiedziała, że…

      – Alan! – odzywa się znajomy głos za moimi plecami. Odwracam się i dostrzegam idącą w naszą stronę Sarę w towarzystwie swoich koleżanek. – Wiedziałam, że tu będziesz. Pogięło cię? Dlaczego zadajesz się z wyrzutkami?

      Widzę, że Alan chce coś powiedzieć, ale odbiera mu mowę.

      – Zabierz go stąd, dopóki nie ma tłoku na stołówce – radzi wysoka dziewczyna z różnokolorowymi bransoletkami na ręku. – Co za obciach.

      – Idziemy, Alan – mówi stanowczo Sara. Dziewczyna okrąża stół i chwyta chłopaka za rękę.

      – Ale… – Alan otwiera usta i patrzy bezradnie to na Sarę, to na mnie.

      – Co „ale”? – Sara puszcza jego rękę. – Chcesz coś znaczyć czy być jak ta grubaska?

      – Nie przesadzaj.

      – Czekamy na korytarzu. Tylko nie każ na siebie za długo czekać.

      Sara i jej koleżanki się oddalają. Milczymy z Alanem przez dłuższą chwilę.