– Co?
Kila postanowił nie tłumaczyć.
– Włóż coś na siebie – powiedział tylko. – Jak cię matriarchini zobaczy na golasa w korytarzu…
– A! Chodź. – Virion skwapliwie cofnął się od drzwi. – Chodź, mamy trochę wina. – Rozglądał się za kubkiem dla gościa. – Jak tam Natrija i jej koleżanka?
– Uuu… fatalnie. Ale opowiem, kiedy coś założysz. Pamiętaj, że to nie Luan.
– No to co?
– Wśród prostego ludu, tam gdzie zabobon panuje, łażenie na golasa nie to, że jest niestosowne. Za to nawet kryminał grozi.
– Ach, tak słyszałem. – Virion zaczął rozglądać się za tuniką. – Ale to przecież wielkie miasto.
– Za to kraj dziki. Ja zresztą myślę, że im zimniej w danej krainie, to i zabobon większy.
– A może to tak wiara im każe, żeby nie zmarzli? – Niki zaproponowała własne rozwiązanie tej kwestii.
Twarz niewolnika przybrała radosny wyraz. Sam znalazł sobie kubek i nalał wina z wielkiego dzbana.
– Może?
– Co tam z Natriją? – Virion nareszcie uporał się ze strojem. – Rozczarowanie z powodu dawno niewidzianej koleżanki?
– Gorzej.
– A to nowina! – Niki posunęła się na bok. – Chodź tu i opowiedz.
Kila zajął miejsce na brzegu łóżka. Kilkoma łykami osuszył kubek i wyciągnął rękę do Viriona, żeby ten napełnił go ponownie. Trudno się dziwić. W roli służącego przez cały dzień nie mógł nawet zwilżyć warg.
– Ależ ziółko z tej Marcji. – Odruchowo chciał splunąć na podłogę, obecność Niki sprawiła, że się powstrzymał. – A właściwie zielsko. Trujące.
– Co takiego zrobiła? – Niki nie mogła powstrzymać ciekawości.
– Aaaa, wiesz… Niby co mnie to obchodzi, ale powiem ci, że takiej głupiej pindy to dawno nie widziałem.
Virion po raz trzeci napełnił jego kubek. Nie miał do Natrii żadnego szczególnego stosunku emocjonalnego, ale jego również zafrapowała nieopowiedziana jeszcze historia.
– No? No?
– Poszliśmy do domu tej Marcji, na początku ochy i achy, uściski, komplementy, ale atmosfera jakaś taka stężała. Rzekłbym nawet: stęchlizną jedzie z kątów.
– Nie sprzątali? – domyśliła się Niki.
– To taka przenośnia, kochanie – wyjaśnił jej Virion.
– Wyglądało to tak, że niby się cieszą z odwiedzin, ale właściwie to się nie cieszą. A nawet że fatalny dzień wybrała na odwiedziny. Dziś są właśnie próby do jutrzejszego konkursu śpiewaczego i Marcja musi tam spieszyć, no i „przemiły” gość mógłby już wracać sobie do gospody, gdzie się zatrzymał, zamiast truć dupę.
Virion aż syknął, tak bardzo było to niezgodne z konwenansami, nie mówiąc już o zasadach zwykłej przyzwoitości. Ale ludzie to ludzie. A tu jeszcze gość w oczy kłuje tytułem członka książęcej rodziny. Virion widział niejeden akt debilnej zazdrości w Mygarth. Tu najwidoczniej było podobnie. Pytanie oczywiście, po co w takim razie ta dziewczyna z Miletty w ogóle korespondowała ze swoją niby-koleżanką. A właśnie. To zupełnie inna sprawa. Pewnie listy od niej pokazywała przyjaciółkom, chwaląc się znajomościami. Ale co innego chwalić się pod nieobecność, co innego narazić na konfrontację. Znał podobne postępowanie ze swojego rodzinnego miasta naprawdę dobrze, choć nigdy akurat w takiej sytuacji. Przypomniał sobie własną rozprawę sądową, kiedy nagle najbliżsi koledzy oświadczyli zgodnie, że jest pijakiem, chuliganem, a wszystkich napotkanych deprawuje i sprowadza na złą drogę. W to, że jest mordercą, przyjaciele oczywiście też nie wątpili.
– No i co dalej? – zapytał.
– Natrija albo była naiwna, albo udawała, że nic nie widzi. Stęskniła się za koleżanką i powiedziała, że chętnie pójdzie z nią na próby.
– I tam się zaczęło?
– Co zaczęło? – dopytała Niki.
– Rzeźnia – odparł Kila. – Marcja była zapisana na konkurs, Natrija oczywiście nie. Ale jakiś nadgorliwy sędzia, widząc duże oczy naszej podopiecznej, natychmiast oświadczył, że gość oczywiście może wziąć udział w przesłuchaniach.
– Była lepsza od miejscowych?
– Ja tego nie ocenię. Nie mam twojego słuchu.
– Ale siły wyrównane?
– Sądząc po reakcji Marcji? Chcesz usłyszeć?
– Lepiej nie.
– Marcja dosłownie dostała szału. Osobiście obeszła wszystkich sędziów i powołując się na miejscowe „prawo o przybłędach”, o mały włos nie doprowadziła do wydalenia Natrii z Miletty. Zorganizowała miejscowych, żeby wygwizdali Natriję i obrzucili nieczystościami…
– Nie mogłeś jej wyprowadzić?
– Kogo? Marcji?
– Nie, Natrii.
Kila zrobił zgryźliwą minę.
– Tam już nikt nie panował nad rozwojem wypadków. A już nikt na pewno nie chciał słuchać służącego.
– Niech zgadnę: skończyło się płaczem…
– Nie zgadłeś. Żeby nie skończyło się wygnaniem z miasta, wyprowadziłem naszą dziewczynę z prób. W stanie… – Kila zawiesił głos. – No dobra, nie będę mówił o jej stanie.
Niki prychnęła z oburzeniem. Postępowanie w tym stylu było jej tak obce, że właściwie nie mogła zrozumieć, o co tam tak naprawdę chodzi. Przeciągnęła się jak kotka i wstała z łóżka, żeby się ubrać.
Kila okazał się człowiekiem taktownym. Odwrócił się plecami, by jej nie krępować.
– Jak myślisz? – zastanawiał się Virion. – Iść tam teraz i spróbować dziewczynę pocieszać?
– Ani się waż – odpowiedź była błyskawiczna i jednoznaczna. – Natrija jest w tej chwili chyba na dnie roztrzęsienia i jeśli ją zobaczysz w tym stanie, napytasz sobie biedy.
– Żadna kobieta nie chce być widziana, jak jej bardzo źle – wtrąciła Niki.
– A kiedy ci było bardzo źle? – zapytał Virion podchwytliwie.
Jego żona, chcąc ułatwić sobie proces myślowy, włożyła palec do ust. Nie pomogło, bo mimo marszczenia brwi i mrużenia oczu nie umiała sobie przypomnieć.
– Kiedy cię jeszcze nie znałam – wybrnęła po chwili zgrabnie, a na jej twarzy pojawił się radosny uśmiech.
– Cóż za dyplomacja! – Kila uderzył kilka razy dłonią o dłoń.
– W takim razie ja też się zabieram za dyplomację – powiedział Virion.
– Co chcesz zrobić?
– Natrija jest nam potrzebna, bo pacyfikuje tę podejrzliwą matriarchinię. I lepiej utrzymywać ją w dobrym nastroju.
Niki, już ubrana, oparła się na ramieniu męża i gwałtownie przytaknęła.
– Wy co? – Kila wyraźnie się przestraszył. – Chcecie głowę uciąć tej Marcji czy jak?
– No coś