Uszatki, nazywane też kiedyś sowami uszatymi, zamieszkują pół świata: od Maroko, europejskich wybrzeży Atlantyku i Skandynawii, aż po wschodnie krańce Rosji, Chin i Korei oraz Japonię i Amerykę Północną. Ptaki z północnych areałów migrują na zimę nawet cztery tysiące kilometrów. Często mają też zupełnie inne pomysły na życie niż te z Francji czy Polski. I tak fińskie uszatki to w 80 procentach nomadzi, którzy wracając z zimowisk, osiedlają się tam, gdzie akurat obrodziły norniki. Nasze są przeważnie wierne swoim tradycyjnym rewirom i nawet jeśli opuściły je na zimę, wracają do nich z początkiem nowego sezonu. Na zimowiska też latają w te same miejsca.
Ulubiony krajobraz uszatki to świetliste lasy i duże śródleśne polany. Mozaika pastwisk, łąk, pól i zagajników, stare parki, sady i ogrody. Drzew uszatki potrzebują pod gniazda oraz jako bezpiecznych grzęd. Wśród traw i ziół łowią swoje ulubione gryzonie, które wypełniają nawet 98 procent ich diety. Przeważają norniki, w dalszej kolejności są nornice, myszy i szczury. Reszta to drobne ptaki, żaby, jaszczurki i duże owady.
Uszatki z jakichś powodów są najczęściej zabijanymi sowami, tak przez większe kuzynki, jak i przez dzienne ptaki drapieżne. Nie pomaga im ani nieskończona zmienność barw i wzorów na piórach – od bardzo jasnych, płowoszarych, do głęboko kasztanowych, prawie czarnych – ani opanowana do perfekcji sztuka kamuflażu i charakteryzacji. Być może wiele ryzykują, nie korzystając z dziupli czy podobnych kryjówek. A może przeciwnie? Unikają ich, bo gdyby zajrzał tam jakiś puszczyk, przytulna dziupla mogłaby się zamienić w śmiertelną pułapkę? Niezajęte niczym uszatki najchętniej zaszywają się w gąszczu gałęzi, mając przy tym szczególną słabość do drzew iglastych i zimozielonych bluszczów. Swoje dzieci wychowują w dobrze ukrytych gniazdach innych ptaków. Najbardziej lubią te po srokach, wronach i sójkach. Chętnie zajmują też wystawiane dla nich kosze wiklinowe. U nas pierwsze jaja pojawiają się w marcu lub kwietniu, choć wzdłuż zachodniej granicy mogą zdarzyć się już pod koniec lutego. Składane są co 2–3 dni, w liczbie 1–10, najczęściej jednak 4 lub 5. Uszatki są bardzo wrażliwe na niepokojenie i wiele z nich porzuca gniazda nawet po rozpoczęciu wysiadywania. Inkubacja, która zajmuje 25–30 dni, oraz ogrzewanie piskląt to zadania samic, które tylko czasami zastępują niektóre samce. Najstarsza znana nam uszatka przeżyła 27 lat i 9 miesięcy, ustanawiając tym samym oficjalny rekord długowieczności wszystkich sów. (Następny był pewien puchacz wirginijski z wynikiem 27 lat i 7 miesięcy).
Ta uchwycona mroźnym rankiem w Wiedniu uszatka była swego czasu jedną z najbardziej rozpoznawalnych sów na świecie. Przyniosła swojemu fotografowi, Mateuszowi Piesiakowi, zwycięstwo w najbardziej prestiżowym konkursie fotografii przyrodniczej, Wildlife Photographer of the Year 2013, w kategorii junior.
Jeżeli w opisach pod zdjęciami nie wskazano inaczej, fotografie wykonano w Polsce.
To rodzeństwo najwyraźniej ma takie same zainteresowania… Fot. Cezary Korkosz
Suknia
Pióra, cud ewolucji. Z tego, co na razie o nich wiemy, wynika, że pojawiły się w mocno uproszczonej wersji jakieś 125 milionów lat temu na niektórych teropodach, pragadach uważanych powszechnie za przodków współczesnych ptaków[15]. Pióra czynią ptaka. Informują o jego kondycji i nastroju. Nadają mu kształt, zapewniają ciepło i ochronę, a tym, które latają, opływową linię i powierzchnię nośną. Są jak logo, które gwarantuje właścicielowi rozpoznawalność, a w okresie godowym dla wielu samców i niektórych samic są najważniejszym narzędziem marketingu osobistego. Pozostałym, takim jak sowy, zapewniają doskonały kamuflaż i tym samym poczucie bezpieczeństwa. Ale to, co zdecydowanie wyróżnia sowy spośród innych latających ptaków, to nie kryjące barwy, lecz budowa ich piór.
BEZSZELESTNIE
Zapewne wielu z nas słyszało kiedyś przelatujące łabędzie nieme jeszcze na długo, zanim je zobaczyliśmy. Oczywiście nie dlatego, że odzywały się w locie, ale dlatego, że ich skrzydła cięły powietrze z charakterystycznym, głośnym świstem. Być może o zawał przyprawił kogoś furkot zrywających się spod nóg kuropatw (chociaż rzadki to dzisiaj przywilej) i niejedną fryzurę popsuły podmuchy wiatru wznieconego przez stado miejskich gołębi… Większość ptaków lata bardzo głośno. Nie słyszymy ich tylko dlatego, że są za daleko albo że są za małe i hałas oraz napędzane przez nie wiry powietrza są dla nas niezauważalne. Najgłośniejsze są lotki pierwszego rzędu, które w powietrzu wykonują najcięższą pracę[16]. Do tego przy wiosłujących skrzydłach poszczególne pióra i całe ich partie rytmicznie się przemieszczają i ocierają o siebie. Efekty dźwiękowe są takie jak te, które powstają przy zacieraniu suchych dłoni. Kiedy założymy aksamitne rękawiczki albo potrzemy dłonie o coś bardzo miękkiego, szelest znika. Ptaki wcale nie muszą machać skrzydłami, żeby było je słychać. Nawet statyczny lot szybowcowy powoduje dużo hałasu. Wszystko dlatego, że górna i dolna powierzchnia skrzydła tworzą różne łuki. Powietrze nad skrzydłem przesuwa się dużo szybciej niż pod, a powstała dzięki temu różnica ciśnienia zapewnia ptakom wyniesienie. (To jedna z tajemnic latania). Ale wolne i szybkie prądy, zderzając się tuż za krawędzią skrzydeł, tworzą szumy, wiry i turbulencje. Już sam wiatr, który omiata rozpędzonego w powietrzu ptaka, powoduje sporo hałasu. Ale nie wokół sowy. Ona nie pozostawia za sobą nawet wirów!
Jak to możliwe…? Tajemnica ciszy, jaka otacza sowę, tkwi w jej piórach. Są dłuższe, luźniejsze i przede wszystkim dużo miększe niż pióra innych ptaków. Tę miękkość zapewniają im spłaszczone i bardziej elastyczne stosiny, centralny element każdego pióra. Od nich odchodzą tak zwane promienie, które połączone haczykowatymi promykami ściśle do siebie przylegają i po obydwu stronach stosiny tworzą płaskie chorągiewki. Niby nic szczególnego, bo według tego samego planu zbudowane są pióra lotne i okrywowe wszystkich latających ptaków. Ale u sów promienie pokrywają gęste, mikroskopijne włoski, które tworzą na chorągiewce aksamitny nalot. Można go wyczuć pod palcami lub zobaczyć przez szkło powiększające. To trochę tak, jakby sowy na każde swoje pióro zakładały aksamitną rękawiczkę. Niektóre z tych piór są tak miękkie, że przesuwając po nich palcami przy zamkniętych oczach, nie wyczujemy nawet, kiedy się kończą. Dodatkowo poszczególne promienie zakończone są silnie wydłużonymi, jedwabistymi wypustkami, tak zwanymi grzebykami. Największe i najbardziej widoczne ciągną się wzdłuż zewnętrznych krawędzi lotek pierwszego rzędu. Na lotkach puszczyków mszarnych jest ich ponad 320. Obrzeża sowich piór w porównaniu z piórami innych ptaków wyglądają, jakby były postrzępione lub lekko zużyte. Ale ta pozornie bezładna struktura w połączeniu z jedwabną miękkością redukuje wszelkie tarcia i turbulencje. Efekt jest taki, że nikt nie słyszy nadlatującej sowy ani nie odczuwa wywołanych przez nią podmuchów powietrza. Być może najważniejsze jednak jest to, że ona sama siebie nie słyszy. Dzięki temu polująca sowa może się skupić na dźwiękach, które dochodzą z otoczenia, i nie musi martwić się o to, czy sama nie spłoszy sobie obiadu…[17] To bardzo cenne przystosowanie, gdy przemieszczasz się wśród nocnej ciszy. Jak inaczej namierzyć i