MAŁGORZATA: Stworzenie idealne w sensie przystosowania do życia w swoich warunkach. Piękne, dostojne, tajemnicze. A emocje? Zachwyt, radość, ekscytacja :) i niestety niepokój o ich los.
ARKADIUSZ: Spokój, wytrwałość i odwaga. Ciche, latające piękności. Towarzysze nocnych spacerów.
MARIKA: Magia, tajemnica, szacunek, cierpliwa obserwacja, noktowizor. Oczywiście Harry Potter.
AGNIESZKA: Poczucie winy i żalu, że tyle ich zginęło i ginie przez ludzki strach… Smutek… Tęsknota… Bunt.
HANNA: Sowa, SOWA! Och, zobaczyć sowę w lesie! Prawdziwą sowę w głębi prawdziwego lasu! Marzenie…
BRYGIDA: W bajkach sowa jest zawsze bardzo mądra, rozwiązuje wszystkie zagadki i wskazuje dobrą drogę. Co tu dużo pisać, spójrz jej głęboko w oczy, a od razu olśni Cię natchnieniem.
KATARZYNA: Moje imię. Dla rodziny z powodu miłości do sów na zawsze zostałam Sową.
BERNADETA: Jestem kobietą-sową. Lubię pracować nocami. Czytać książki, uczyć się. Kiedyś sowa wleciała nam do domku letniskowego i była bardzo osłabiona. Postawiliśmy jej w miseczce wodę i mięso. Ona jednak przekręciła głowę, spojrzała na nas bursztynowymi oczami, otrzepała skrzydła i odfrunęła na wysoką sosnę. Potem przez parę dni przylatywała i wieczorem nam pohukiwała. Myślę, że to było jej podziękowanie. Kocham te ptaki.
Pewna Agnieszka napisała: „Niestety David Lynch. Słabo chyba na słowo wstępne”. Hmmm, po długich godzinach spędzonych na obserwacjach sów, licznych rozmowach z sowoholikami, przeczytaniu wielu tysięcy stron całej polsko- i obcojęzycznej literatury, do której udało mi się dotrzeć, a która była dla mnie zrozumiała, i wreszcie po ośmiu miesiącach ciągłego myślenia i pisania o sowach, mam wrażenie, że w znamiennym „Sowy nie są tym, czym się wydają” zawiera się cała esencja sowiości… A Agnieszka nie była jedyną, której sowy kojarzą się z serialem Miasteczko Twin Peaks – prawie tak kultowym jak same sowy.
Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do powstania tej opowieści: redaktorkom Oli Deskur i Sylwii Smoluch, graficzce Uli Pągowskiej, Grzegorzowi Kalisiakowi oraz fotografom, których zdjęcia ją zdobią i dokumentują: Agacie, Mateuszowi i Mateuszowi Wolfgangowi Matysiakom, Waldemarowi Reczydle, Grzegorzowi Lisowi i Grzegorzowi Sierockiemu, Mateuszowi Piesiakowi, a Arkowi Glaasowi i Czarkowi Korkoszowi – zdjęciowym bohaterom, na których zawsze możemy liczyć – jestem jeszcze wdzięczny za hojność! Dziękuję dyrektorowi Biebrzańskiego Parku Narodowego, Andrzejowi Grygorukowi, oraz moim dzielnym Koleżankom i Kolegom ze stowarzyszenia Ptaki Polskie, które od kilku lat każdej wiosny organizuje ogólnopolskie wydarzenie Noc Sów i które wspólnie z Parkiem patronuje tej książce. Uhu!
Zapraszamy na spacer w ciemnościach. Ale pamiętajcie, sowy w dzień widzą równie dobrze, co po zmroku.
Być jak sowa
18 grudnia 1994 roku, departament Ardèche, południowo-wschodnia Francja. Trzech grotołazów znajduje skalną szczelinę, która prowadzi do dawno zapomnianej jaskini. Po chwili śmiałkowie stają w wielkiej jak pałacowa komnata grocie, jednej z wielu, które razem z łączącymi je korytarzami ciągną się na długości ponad pół kilometra. Ich ściany pokrywają prehistoryczne malowidła zwierząt. Mamuty i tak samo włochate nosorożce, tarpany, tury, żubry, jelenie. Obrazy typowe dla tego typu galerii. Ta jednak już na pierwszy rzut oka jest wyjątkowa, bo wielkim trawożercom towarzyszą hieny, lwy, pantery[2] i niedźwiedzie jaskiniowe. Badacze doliczą się tam ponad 300 rysunków zwierząt 12 różnych gatunków. Wszystkie uderzają realizmem, a jeszcze bardziej artyzmem. W pewnym momencie zaskoczeni przybysze zdają sobie sprawę, że ktoś im się przygląda… Wielka głowa, dwoje, jak się z bliska okazało, lekko zamazanych oczu i sterczące uszy. To mogła być tylko sowa! Najprawdopodobniej uszatka. A może jakiś wymarły gatunek? W każdym razie dzisiaj znamy ją jako sowę z jaskini Chauvet, którą pewien utalentowany jaskiniowiec narysował jakieś 38 tysięcy lat temu, poświęcając jej całą ścianę, z daleka od innych zwierząt. Wiedział, że sowy swobodnie obracają głowę, bo sportretował ją od strony pleców, ale patrzącą na wprost. Najstarszy znany rysunek sowy i w ogóle jakiegokolwiek ptaka. Początek naszej love & hate relacji z sowami?[3]
Nasi przodkowie, zamieszkujący groty i szałasy zbieracze, a czasami myśliwi, spędzali niewiele czasu na poszukiwaniu jedzenia i tropieniu zdobyczy. Wszystkiego razem może tydzień w miesiącu. Reszta to był czas wolny. Mieli go aż nadto, żeby wymyślać języki, rytuały, religie i sztukę. Tym bardziej, że coraz większy mózg, nasza ewolucyjna specjalność, ciągle domagał się zajęcia. O nudzie nie mogło być mowy. Natura dostarczała (i wciąż dostarcza) nieograniczonej liczby bodźców i inspiracji[4]. Tak narodziła się sowa z Chauvet oraz niezliczone korowody innych zwierząt i postaci z jaskiń rozrzuconych po całym świecie. Malowidła sów pojawiają się również w innych miejscach. Te najbardziej znane, choć dużo młodsze, to rodzina sów śnieżnych z jaskini Trois Frères u podnóża francuskich Pirenejów oraz jeszcze jedna śnieżna z niedalekiej jaskini Le Portel. Kolejny dowód na to, że jeszcze 10 tysięcy lat temu nasz kontynent pokrywał ogromny lądolód, a tam, gdzie go nie było, rozciągała się tundra. Jak się okazuje, w surowym klimacie dobrze radziły sobie nie tylko sowy śnieżne, mamuty czy renifery, ale też ludzie. W każdym razie mieli czas na sztukę.
Sowy są wyjątkowe pod wieloma względami, ale z naszego punktu widzenia chyba najbardziej niezwykłe jest to, że ktokolwiek którąś z nich zobaczy – dziecko czy dorosły, prawdziwą czy mocno wystylizowaną postać z kreskówki – wie, że to sowa. Zapytasz, kiedy ostatnio widział jakąś na żywo – najczęściej nie widział wcale. Międzykulturowy, ogólnoludzki fenomen. Dlaczego? Bo sowy wyglądają jak my. Duża głowa, dziób jak nos i frontalnie położone oczy do złudzenia przypominają ludzką twarz. W każdym razie tak nam się wydaje… My, ludzie, jesteśmy genetycznie zaprogramowani na widzenie twarzy nawet tam, gdzie jej nie ma – na przykład w masce samochodu, w unoszącej się na kawie piance czy na pełnej tarczy księżyca. Przy nich twarz sowy wydaje się oczywista. Obcując z sową, mamy wrażenie, jakbyśmy byli w towarzystwie istoty rozumnej, a spojrzenie jej wielkich oczu daje nam złudzenie porozumienia, a nawet więzi. Wyprostowana sylwetka, czujne uszy (choć nie u wszystkich), piękny rysunek na miękkich jak jedwab piórach oraz ta szczególna aura – połączenie ciszy i pewności siebie – przydają jej jakiejś arystokratycznej wyższości. Wszystko to sprawia, że ludzie przy sowach zachowują się inaczej niż w towarzystwie innych zwierząt. Ale sowa to ptak sprzeczności. Choć powszechnie rozpoznawalna, o większości gatunków niewiele wiemy. Nocny łowca i jednocześnie totem kobiet. Ptak wiedzy i ptak przeklęty. Bo niby taka rozumna, a działa pod osłoną ciemności, jakby miała złe intencje albo coś do ukrycia, tak jak złodzieje, mordercy, duchy i różni nieumarli. Może więc to nie mądrość, ale diabelskie sztuczki? A może po prostu nasze własne projekcje i odwieczna fascynacja złem…?
Z ewolucyjnego punktu widzenia za pierwszą sowę wielu uważa Ogygoptynx wetmorei. Żyła jakieś 60 milionów lat temu, a jej szczątki znajdowane są w Ameryce Północnej. Odrębne zdanie w tej kwestii zgłosił Heimo Mikkola, uznawany za największy europejski, jeśli nie światowy autorytet od sów. Jego zdaniem pierwsze sowy pojawiły się na Ziemi już pomiędzy 70 a 135 milionami lat temu, czego mają dowodzić fragmenty szkieletów odkryte w Rumunii. Ogygoptynx zdaniem fińskiego supereksperta i sowoholika może być wspólnym przodkiem i ogniwem łączącym wszystkie współczesne sowy. Prasowa z Ameryki na pewno żyła w czasach wielkiego rozkwitu swojego plemienia i chyba nikogo nie zdziwi, jak powiem, że w trzeciorzędzie miał też miejsce prawdziwy wysyp gryzoni. Z bujnych prehistorycznych traw co chwila