– Nie zombie, tylko strzygami – sprostował Imielski z udawaną powagą. – Podobno wkrótce potem odwiedziły hrabiego i przedstawiły swoje życzenie. Otóż zażądały, by darował im na własność kawał gruntu z dala od ludzkich siedzib, by mogły tam w spokoju żyć. Nie pytaj, dlaczego hrabia nie zastanowił się, jak chciały żyć, skoro już nie żyły, bo nie wiem – uprzedził uwagę pasierbicy. – Widocznie dawniej ludzie nie byli tacy dociekliwi i nikt nie zauważył braku logiki.
– Nieważne. – Machnęła ręką. – Sknerus pewnie odmówił?
– Oczywiście, że odmówił. Jak to sknerus. Wtedy siostry zagroziły, że zaczną zabijać jego dzieci i nie skończą, dopóki się nie ugnie. Co tydzień jedno – sprecyzował Imielski z uciechą. Widocznie opowiadanie krwawej legendy cieszyło go tak samo, jak pasierbicę słuchanie.
– Zaraz, zaraz – mruknęła dziewczyna. – Do kupy było ich osiemnaście, prawda? Tych dzieci. Czy strzygi powiedziały, co się stanie, kiedy dzieci się skończą?
Ojczym znów parsknął śmiechem.
– Tego nie wiem, ale też nie musiały się tym przejmować. Dotrzymały słowa i zaczęły od najstarszej córki, potem załatwiły drugą w kolejności. Po trzeciej hrabia się ugiął i oddał im wskazane grunty, a siostry, zwane teraz strzygami, przestały zabijać i odeszły. Od tamtej pory zaczęto nazywać tę okolicę „Oddana strzygom”, aż wreszcie skrócono i zostało samo „Strzygom”.
– Fajna ta legenda. – Diona z aprobatą skinęła głową, lecz zaraz zmarszczyła brwi. – Ale raczej nie tłumaczy, dlaczego tak mało wiadomo o wiosce. Chyba że to strzygi nałożyły embargo na informacje.
– Nawet nie wiesz, jak blisko prawdy jesteś – odparł, kompletnie ją zaskakując. – Oczywiście część z tego to pewnie takie same bajdy jak strzygi, ale coś musi być na rzeczy. Legenda mówi, że hrabia je przeklął. Ponoć klątwa miała sprawić, że żadna panna z ich rodu nie doczeka się męskiego potomka. I że nikt z porządnych, bogobojnych ludzi nie będzie chciał się zadawać ze strzygami i ich przeklętym pomiotem.
– Nie wiedziałam, że strzygi mogły rodzić dzieci.
– Ja też nie wiedziałem. Ale nie mam zamiaru doszukiwać się logiki w legendach.
– Masz rację. – Pasierbica odpowiedziała mu uśmiechem. – To już koniec bajki czy jest coś jeszcze?
Ojczym posłał jej zagadkowe spojrzenie.
– Podobno po jakimś czasie czarownice zaczęły się nudzić…
Nudziły się i zapragnęły męskiego towarzystwa, lecz żaden zdrowo myślący osobnik nie próbował się tam zapędzać, wierząc święcie, że siostry naprawdę są strzygami, toteż zdesperowane niewiasty postanowiły zwabić tych, którzy szukali schronienia. Obiecywały bezpieczny azyl w zamian za świadczenie pewnych usług i wkrótce znaleźli się różni włóczykije niemający swojego miejsca na ziemi oraz wyjęci spod prawa, którzy mając wybór pomiędzy strzygą a katem, wybrali tę pierwszą. Naturalną koleją rzeczy było, że po odpowiednim czasie na świat przyszły dzieci, potem następne. Legenda milczy, czy odziedziczyły paranormalne zdolności po matkach, mówi natomiast, że dziwnym zrządzeniem losu strzygi rodziły same dziewczynki.
Gdy córki zaczęły dorastać, pojawił się ten sam problem, co uprzednio – potrzebowały partnerów, a tych mogły zdobyć tylko w jeden, sprawdzony już sposób. W stosownym czasie znów przyszły na świat same dziewczynki. I tak dalej, i tak dalej. Później, w czasach już bardziej światłych, gdy w strzygi i upiory nikt prawie nie wierzył, zdobycie partnera wcale nie stało się łatwiejsze. Ludzie niechętnie wiązali się z mieszkańcami odizolowanej wioski, z których każdy był po części potomkiem jakiegoś włóczęgi czy kryminalisty. Zgadzały się na to niemal wyłącznie osoby niemające wielkiego pola manewru, na przykład więźniowie, którzy zostali odrzuceni przez rodzinę i po odbyciu kary nie mieli dokąd wrócić. I ponoć tak dzieje się do dziś.
– Chyba nie mówisz poważnie! – wykrzyknęła Diona, wysłuchawszy opowiadania. – Wkręcasz mnie, prawda?
Ojczym wytrzymał jej nieufne spojrzenie i zaprzeczył ruchem głowy. Dalej nie wierzyła, więc podsunął jej pomysł.
– Na pewno nadal masz w firmie kogoś, z kim się kumplujesz i komu możesz zaufać. Poproś, żeby sprawdził wyrywkowo kilku mieszkańców Strzygomia w rejestrze skazanych – zaproponował całkiem poważnie. – O dwóch już wiemy. Drawicz i Kotlarski. Obaj mieli za sobą odsiadkę, kiedy trafili do tej wioski. A pani Mira Belka zarzekała się, że wszystko, co mówiła, to święta prawda, dlatego strzygomianie nie chcą rozmawiać z obcymi o przeszłości, a jeśli już nie mają innego wyjścia, po prostu kłamią. To z tego powodu mieszkańcy okolicznych wsi mówią o Strzygomiu „wioska kłamców”.
Rozdział 2
Wśród kłamców
Diona zamierzała pojechać do Strzygomia już w następnym tygodniu po rozmowie z ojczymem, niestety jej plany musiały ulec modyfikacji. Dzień przed wyjazdem zadzwoniła do niej nieznajoma kobieta i przedstawiwszy się jako Agata Drawicz, przeprosiła w imieniu matki, że wizyta chwilowo nie może dojść do skutku. Pani Mirosława Belka poważnie zachorowała i właśnie tego dnia wprost z przychodni została przewieziona do szpitala. Więc pani Remańska chyba rozumie, że w tej sytuacji jej przyjazd jest niemożliwy?
Pani Remańska oczywiście rozumiała, jednak to, co poczuła, trudno byłoby nazwać zachwytem. Współczuła, rzecz jasna, chorej kobiecie, ale czy los doprawdy nie mógłby choć raz stanąć po jej stronie? Jeśli już pani Belka koniecznie musiała się rozchorować, nie mogła tego uczynić w innym terminie? Skoro jednak tak się stało, Diona nie miała innego wyjścia jak z rezygnacją pogodzić się ze zmianą planów.
Postanowiła wykorzystać ten czas na poszukiwanie pracy i zabrała się do tego ze zdwojoną energią. Niestety efekty jej starań okazały się, delikatnie mówiąc, nieszczególne. „Proszę złożyć CV i aplikację i czekać. Pani rozumie, sezon urlopowy…” Po pewnym czasie znała już ten tekst na pamięć, a gdy kolejny raz usłyszała sakramentalne „pani rozumie”, miała ochotę krzyczeć. Niby dlaczego ja mam wszystkich zrozumieć, a w drugą stronę w ogóle to nie działa? – rozmyślała z goryczą, wracając z kolejnego nieudanego spotkania z potencjalnym pracodawcą. – Niedługo bankomat też nie będzie chciał ze mną rozmawiać – dodała w przypływie czarnego humoru.
Stan jej konta rzeczywiście zbliżał się niebezpiecznie do zera i dziewczyna martwiła się coraz bardziej. Wprawdzie rodzice twierdzili, że niepotrzebnie panikuje, ale nie zamierzała żyć na ich garnuszku. To już lepiej sprzedać samochód. Na szczęście zdążyła go w całości spłacić i powinna uzyskać za niego niezłą kwotę. Tylko że renault captur był jej pierwszym samochodem i na myśl, że miałaby się go pozbyć, chciało jej się płakać. Ostatecznie postanowiła, że decyzję o ewentualnej sprzedaży podejmie dopiero po powrocie ze Strzygomia. Przecież musiała jakoś się tam dostać, a nie zamierzała pozbawiać rodziców ich jedynego środka transportu.
W połowie sierpnia wreszcie los się do niej uśmiechnął. Zadzwonił do niej właściciel prywatnej strzelnicy, gdzie nieraz doskonaliła swoje umiejętności, i niemal błagał, by poratowała go i zastąpiła jednego z instruktorów, który z przyczyn rodzinnych musiał niespodziewanie wziąć urlop. Diona miała odpowiednie uprawnienia, więc oczywiście natychmiast się zgodziła. Dwa tygodnie pracy na zastępstwie nie rozwiązywało może jej problemów, ale