Igielski znowu skinął głową, tym razem z nieco mniejszym ociąganiem.
– Przypadkiem też wybiera idealne miejsce na morderstwo. Odludny las i zatoczka, w której cumuje kilka łodzi. Swoją drogą, interesowałeś się, do kogo należą te łódki? I czy trzydzieści pięć lat temu też tam były?
– Nie, ale popytam miejscowych. Chociaż wątpię, czy po tylu latach ktoś będzie pamiętał.
– W porządku, zostawmy to na razie. Kowalski, czy jak on się tam naprawdę nazywa, zabija dziewczynę i morderstwo uchodzi mu na sucho. Osiemnastolatki prawdopodobnie nikt jakoś intensywnie nie szukał, zwłaszcza tuż po wojnie, kiedy ludzie mieli ważniejsze rzeczy na głowach. A to była sierota, na której nikomu tak naprawdę nie zależało.
Starszy sierżant przytaknął po raz trzeci.
– Nie wiem, jak Kowalski wyglądał w czasach młodości, ale teraz jest na tyle mało charakterystyczny, że nie zwraca na siebie uwagi…
– Mnie się wydał dość charakterystyczny – zaprotestował Igielski.
– Jest charakterystyczny, kiedy zaczyna się odzywać. Mówi jak człowiek wykształcony, zauważyłeś? I ta jego arystokratyczna poza. To się rzuca w oczy, zwłaszcza w kontraście do zniszczonych ubrań. Ale gdybyś zobaczył go po prostu na ulicy, tobyś nie zwrócił na niego uwagi. Ot, zwyczajny stary, biednie ubrany człowiek, jakich jest mnóstwo.
– Może…
– Te dziewczyny też mógł zbajerować. Ma w sobie sporo uroku, nawet ja to widzę. Nawiasem mówiąc, nie pozwoliłem, żeby zajmowała się nim któraś z młodszych pielęgniarek. Powierzyłem go czułej opiece Krysi Paluch.
Igielski uśmiechnął się. Krystyna Paluch ważyła dziewięćdziesiąt kilo, miała pięćdziesiąt lat, tubalny głos i sypiący się nad górną wargą czarny wąs. Jeśli Kowalski był wielbicielem wiotkich blondynek, czekała go przykra niespodzianka.
– Na początku leciały na niego, bo był przystojnym facetem, a potem, bo zgrywał przed nimi biednego staruszka?
– Czemu nie? Dziewczyny lubią przystojnych facetów, a starcy mają tę zaletę, że nikt się ich nie boi. On jest szczupły i niezbyt wysoki, ale na moje oko wystarczająco silny, żeby udusić dziewczynę. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że nie zrobił tego rękami, tylko czymś w rodzaju cienkiego sznurka. To się zgadza, prawda? Regina zginęła od sznurka, którego nigdy nie znaleźliście.
– Owszem, a Kowalski zeznał, że mordował te wszystkie dziewczyny paskiem od spodni albo linką z namiotu. Uznałbym to za dowód, że mówi prawdę, gdyby nie fakt, że o tym cholernym sznurku też można było przeczytać w gazecie.
– Poza tym przypływ adrenaliny może sporo zmienić… – zamyślony lekarz kontynuował, nie zwracając uwagi na gościa. – To by tłumaczyło, czemu był w stanie zabić Reginę, a jednocześnie nie potrafił zepchnąć łódki na morze. Minęła chwila największego napięcia…
– Naprawdę w to wierzysz?
– Nie, skąd? – Nowacki ocknął się i zamachał dłonią. – Po prostu tworzę teorię.
– Niech będzie. A więc facet ma szczęście, bierze dziewczyny na litość i co dalej?
– Założę się, że opowiadał im fantastyczne historyjki ze swojego życia. Mnie też paroma poczęstował. Dla nastolatek, które nigdy nie wyjeżdżały z Przeradowa, to musiało być wyjątkowo atrakcyjne. Wiesz, starszy mężczyzna, który włóczył się po całej Polsce, pracował w różnych zawodach i ma teraz mnóstwo anegdot. Taki romantyczny, skrzywdzony przez los włóczęga. Która dziewczyna by się na to nie nabrała?
– Mądra?
Lekarz uśmiechnął się lekko.
– Osiemnastolatki rzadko są mądre. A jeśli on naprawdę jest zabójcą, to wiedział, jakie dziewczyny wybierać. Tego typu ludzie mają szósty zmysł. – Ruchem głowy wskazał półkę, na której stały książki o seryjnych mordercach.
Zainteresowanie kryminologią było drugą rzeczą, która kilka lat temu sprawiła, że mężczyźni zaprzyjaźnili się ze sobą, choć jak na ironię to zainteresowanie okazało się silniejsze w przypadku lekarza. Starszy sierżant, któremu Nowacki czytał czasem urywki z angielskich książek, szybko miał dość. Wolał trzymać się zwyczajnych małomiasteczkowych przestępstw i wykroczeń, takich jak kradzież węgla z piwnicy, włamania do zamkniętych na zimę domków letniskowych czy szyby wybijane w sylwestrową noc przez pijaną młodzież. W tych rejonach czuł się pewnie.
– To wszystko nadal nie wyjaśnia, jakim cudem gościowi udało się zabić sześć razy w tym samym miejscu i nie zostać przy tym złapanym. Nikt go nie zauważył, nikt nie powiązał z morderstwami. Więcej nawet, cholera, nikt nie zauważył, że w ogóle jakieś morderstwa się zdarzyły. To czysty nonsens.
– Czy ja wiem? Pięć dziewczyn w ciągu trzydziestu lat, bo Reginy przecież nie liczymy, to nie tak dużo jak na trzynastotysięczne miasto. Statystyki zaginięć mogą być w takim przypadku nieco wyższe niż w innych miejscowościach podobnej wielkości, ale nie na tyle, żeby ktoś zwrócił na to uwagę. A gdyby nawet, nikt by się tym nie przejął. W wieku kilkunastu lat większość ludzi marzy, żeby uciec do dużego miasta i tam zacząć nowe życie.
Beata, pomyślał Igielski z nagłym bólem. Ona co prawda była starsza, ale dla niej Przeradowo też okazało się za ciasne.
– A w ciągu siedmiu lat dużo może się zdarzyć – ciągnął Nowacki. – Rodzice godzą się z tym, że ich dziecko przepadło bez wieści, i nie przychodzą już na komendę, żeby zapytać, czy są jakieś nowe wiadomości, milicja odkłada sprawę ad acta… Tak mówicie, prawda? Ad acta?
Starszy sierżant nie skomentował, zajęty otwieraniem kolejnej butelki z piwem.
– Przez siedem lat pamięć potrafi się zatrzeć. Załóżmy na przykład, że kolega zaginionej dziewczyny zobaczył Kowalskiego na ulicy z inną nastolatką. Co z tego? Po takim czasie Kowalski wygląda już inaczej, a kolega ma teraz żonę, pracę i dziecko. Nie myśli o dawnej koleżance, nie pamięta żadnych szczegółów poza tym, że Basia, Zdzisia czy Kasia pewnego dnia rozpłynęła się w powietrzu. Naprawdę myślisz, że w takiej sytuacji potrafiłby Kowalskiego rozpoznać i skojarzyć ze sprawą sprzed siedmiu lat?
– Nie wiem… – Igielski pociągnął łyk piwa.
Lekarz pochylił się do przodu, a jego oczy rozbłysły entuzjazmem.
– Jeśli to prawda i ten człowiek rzeczywiście jest mordercą, to najbardziej nietypowym ze wszystkich, o których czytałem. Tacy ludzie zazwyczaj z czasem nabierają apetytu i zaczynają zabijać częściej. A ten sobie postanowił, że będzie mordował jedną dziewczynę na siedem lat, i ani razu się nie złamał. Ten facet… cholera, on musi mieć niesamowitą samodyscyplinę, musi być diabelnie inteligentny i ostrożny.
– Mówisz, jakbyś go podziwiał.
Nowacki zachichotał.
– Pantera nie przestaje być piękna dlatego, że zabija. Wręcz przeciwnie, w tym, że jest drapieżnikiem, tkwi cały jej urok. Poza tym Kowalski pomagał szczęściu, jak tylko mógł. Za pierwszym razem udało mu się fuksem, za drugim zrobił wszystko, żeby odtworzyć okoliczności wcześniejszej zbrodni. Znowu przyjechał we wrześniu, znowu zabił w lesie…
– Mógł