Była to masywna jednostka o trójkątnych skrzydłach z kadłubem nośnym i olbrzymimi silnikami powietrznostożkowymi, które nadawały mu unikalny profil. Z pewnością nie dało się już uznać tego napędu za najwydajniejszy, jednak podczas transportu na krótkich dystansach różnica w osiągach względem nowych modeli nie miała znaczenia, a koszt tych promów był znacznie mniejszy.
Mniejsze statki transportowe Priminae też miały swoje atuty – były szybsze i sprawniejsze.
„Może i się starzeję, ale jakoś wolę solidną prezencję promu od tych latających pudełeczek”.
Eric zaśmiał się w duchu.
Bardzo możliwe, że faktycznie zaczynał się starzeć. Brakowało mu jego myśliwca, podobały się rozwiązania z minionych czasów i coraz mniej interesowała go przyszłość. Rzecz jasna, nie musiało mu się wszystko podobać. Cokolwiek by napotkali na swej drodze, miał po prostu upewnić się, że nie skończy się to zagładą tego, co udało się już zbudować ludzkości i co miała jeszcze stworzyć.
Prosta praca, ale dobrze się w niej odnajdywał.
Klapa w dolnej części promu najpierw zasyczała, wyrównując ciśnienie, po czym zaczęła się otwierać. Admirał Gracen ruszyła, gdy tylko pojawiło się dość miejsca, by opuścić statek. Zeskoczyła na pokład, nie czekając na skonsternowanych asystentów. Eric uśmiechnął się, widząc, jak miotają się, by dogonić dziarską kobietę, która kierowała się w jego stronę.
– Pani admirał… – Powitał ją salutem.
– Spocznij, komodorze – rzuciła Gracen, podchodząc i mijając go energicznym krokiem. – Przejdźmy się.
I nagle to Eric znalazł się w sytuacji, w której musiał za nią pędzić. Miał tylko nadzieję, że uczynił to z nieco większą gracją niż świta pani admirał.
– Spieszy się pani? – spytał, zrównując z nią krok.
– Można tak powiedzieć – odparła Gracen. – Czy masz jakieś pojęcie o Gwiezdnej Kuźni?
– Oczywiście, pani admirał – potwierdził Eric. – Czytałem materiały informacyjne przed jej uruchomieniem.
– Dobrze. Z pewnością wiesz, że konstruujemy nowe okręty klasy Heros – ciągnęła. – Mam też kilka hobbystycznych projektów, z którymi chcę wystartować w miarę rozkręcania produkcji w Kuźni.
Wiadomość ta nie stanowiła dla Erica zaskoczenia, znał bowiem panią admirał. Gracen była pracoholiczką, napędzaną niemal obsesyjną potrzebą rozbudowy zasobów obronnych Ziemi. I trudno się dziwić. Każdy oficer wart tlenu, który zużywa, miał we krwi choć iskrę podobnego zapału po pamiętnej inwazji Drasinów.
Wystarczyło, że spojrzał na Ziemię, na kilka wciąż widocznych z orbity blizn, żeby budziły się w nim emocje, wypierając zdrowy rozsądek czy potrzebę snu i popychając go do pracy nad tym czy innym pomysłem. Jednak Eric wiedział, że w przeciwieństwie do admirał zazwyczaj działa lepiej pod bezpośrednią presją.
Dajcie mu wroga i bitwę, a nagle zacznie wyciągać króliki z tyłka jak jakiś uliczny magik rodem z Las Vegas. Admirał z kolei pracowała sprawniej, gdy miała czas do namysłu. Jego zdaniem właśnie to czyniło z nich skuteczny tandem, gdy przychodziło wspólnie rozwiązywać problemy. Z racji tego, że admirał konsekwentnie wysyłała go w najgorętsze miejsca na powierzonych jej obszarach, Eric był przekonany, że kobieta ma podobne odczucia.
– Jeden z tych drobiazgów to wskrzeszenie Projektu „AA” – rzuciła Gracen.
Eric zgubił krok i spojrzał na admirał szeroko otwartymi oczami.
– Jestem zaskoczony, że nie powiadomiła mnie pani wcześniej.
– Projekt ma zielone światło, więc można ruszyć z pełną produkcją.
– Dużo wcześniej – mruknął Eric. – Pani admirał, z całym szacunkiem, ale o co, u diabła, chodzi?
– Miał pan na głowie ważniejsze rzeczy – odparła Gracen, nie przerywając marszu. – Na przykład czas wolny po zdaniu końcowego raportu z ostatniej misji.
– Tak czy siak wydaje mi się, że mógłbym wnieść dość cenny wkład w te prace. W końcu pomagałem zaprojektować poprzednią konstrukcję. – Eric nie potrafił ukryć pewnej dozy irytacji.
– Tak, i pana wymogi projektowe posłużyły nam teraz za punkt odniesienia – odparła beztrosko Gracen. – Zależało mi przy tym, żeby mieć spojrzenie z zewnątrz na ten projekt, powierzyłam go więc porucznik Chans.
– Milla? To dość… nietypowy wybór. – Eric poczuł teraz, że celowo wyprowadza się go z równowagi. Przestawił myśli na inny tor, próbując odgadnąć, do czego to wszystko zmierza. – Jest specjalistką od uzbrojenia Priminae, to fakt, ale jakoś nie przychodzi mi do głowy jako pierwsza przy projekcie tego rodzaju.
– Na początku kariery zajmowała się też systemami transportowymi – wyjaśniła Gracen. – A do tego przydzieliłam jej naszych najlepszych inżynierów lotniczych. Niedawno przekazałam prototypy komandor Black i komandorowi Michaelsowi, żeby wykonali ostateczny sprawdzian. Jednostki zdały egzamin.
– Przykuła pani moją uwagę – przyznał Eric. – Jako że właśnie dowiaduję się o tym wszystkim, zakładam, że mogę dorzucić coś od siebie?
– Zna pan taktykę i strategię walki niezależnych myśliwców dalekiego zasięgu lepiej niż ktokolwiek inny – odparła Gracen. – Te okręty drastycznie zwiększą potencjał takich działań i potrzebna nam będzie nowa doktryna.
– Jaki profil misji?
– Dalekie rozpoznanie o rozszerzonym zakresie – wyrecytowała bez wahania. – Z naciskiem na wiarygodne alibi.
Eric rzucił jej szybkie spojrzenie, a potem wykonał zapraszający gest.
– Mój gabinet jest niedaleko. Specyfikacja techniczna?
Gracen wyciągnęła niewielki kryształ holograficzny, jakich używa się do przenoszenia ściśle tajnych informacji, gdy nie można ufać żadnym metodom transmisji.
– Nie muszę panu mówić, że trzeba to zabezpieczyć.
Eric prychnął, biorąc do ręki holoczip.
– Jeśli dobrze rozumiem pani intencje, zdecydowanie nie. Mówimy o rajderach, a nie myśliwcach.
– Uzbrojonych po zęby rajderach, ale tak, zgadza się – potwierdziła Gracen. – Standardowe myśliwce przewagi powietrznej i kosmicznej mają bardzo ograniczone zastosowanie. Na razie pozostaniemy przy vorpalach. A, „Odyseusz” otrzyma kilka eskadr, żeby zwiększyć waszą zdolność projekcji siły, ale potrzebna jest nam cichociemna wersja tego, czym Archanioły były na Ziemi. Skala, o której mówimy, oznacza znaczne rozszerzenie ich potencjału.
Eric zamilkł, gdy weszli do jego gabinetu, i od razu przeszedł do biurka, żeby zapoznać się ze specyfikacją zapisaną na czipie. Jego myśli pędziły niczym okręty w nadświetlnej.
Rajdery oraz zakamuflowane okręty pułapki miały długą historię, jeśli chodzi o walkę na morzu i wywiad wojskowy. Używano ich w wojnach światowych, gdy strony konfliktu przerabiały statki handlowe do różnych celów – czasem do walki, często na potrzeby wywiadu, a także do innego, specjalnego przeznaczenia.
Zazwyczaj nie radziły sobie szczególnie dobrze podczas walki, ponieważ większość z nich uzbrajano w byle co, o ile tylko dało się przyśrubować do pokładu. Jednak w ostatnich latach docierały wieści, że przestało to być regułą.