Byt zamilkł, rozważając te słowa. Eric uznał, że powiedział już wszystko, i również się nie odzywał. Obydwaj zastygli, spoglądając z kopuły obserwacyjnej na kosmiczny bezkres i rozmyślając nad biało-niebieską perłą zawieszoną wśród czerni.
***
Miriam Heath przyglądała się panelowi informacyjnemu na mostku głównie siłą nawyku, ponieważ okręt był w zasadzie przycumowany i miał jedynie utrzymywać orbitę, podczas gdy większość załogi spędzała czas na przepustkach. Zasadnicze naprawy na „Odyseuszu” ukończono względnie szybko, teraz jednak tkwili w kolejce, czekając na szeroko zakrojone prace modernizacyjne w Gwiezdnej Kuźni, a to zajmowało dłużej, niż przewidywano.
Jakże mogłoby być inaczej?
Z uwagi na zakres tych prac oficjalnie wypadli z rotacji na nowe misje, a to oznaczało, że Miriam była skłonna wziąć każdy możliwy dyżur, byle odwlec konfrontację z nieubłaganą papierologią.
Na „Odyseuszu” obsadzonym jedynie minimalną załogą było dosyć strasznie, a wcale nie pomagała jej świadomość, że okręt jest w istocie nawiedzony.
– Nie jestem duchem, pani komandor.
Miriam ledwie udało się zdusić zupełnie nieprofesjonalny pisk, gdy zaskoczona drgnęła i odwróciła się gwałtownie.
– Nie rób tak!
– Przepraszam, pani komandor. Nie zamierzałem pani wystraszyć.
– Śmiem, cholera, wątpić. – Miriam obrzuciła zbrojnego nastolatka srogim spojrzeniem. – Odstawiasz te numery za często, żeby to był przypadek.
Byt lekko wzruszył ramionami, ale nic nie odpowiedział.
Miriam przewróciła oczami.
– Gdybyś był członkiem załogi, napisałabym oficjalny raport. Ale jest, jak jest, więc poskarżę się na ciebie kapitanowi.
Oczy nastolatka otworzyły się szeroko. Odstąpił na krok.
– Wolałbym, żeby pani tego nie robiła.
– Z całą pewnością – odparła – a jednak wciąż bawisz się w te bzdury.
Chłopiec wyglądał na speszonego, co – jak zauważyła Miriam – wydawało się dosyć zabawne w przypadku kogoś odzianego w pełną zbroję antycznego greckiego wojownika. Westchnęła.
– Co tu robisz, Odyseuszu?
– Była pani znudzona – odparł byt z rozbrajającą szczerością – a poza tym dzięki pani miałem dobry tekst na wejście.
Miriam spojrzała na niego wilkiem.
– Spędziłeś zdecydowanie za dużo czasu z komandorem Michaelsem.
Odyseusz wyraźnie się ożywił.
– Kiedy komandor wróci?
Wykonała nieokreślony gest.
– Dostał oddzielne zadanie. W raportach nie ma żadnych nowych informacji. Ale ty, rzecz jasna, już o tym wiesz. Nie wiem, dlaczego zadajesz sobie trud, żeby w ogóle pytać.
Odyseusz odwrócił się powoli i oddalił się od niej, by stanąć na centralnym stanowisku dowodzenia.
– Kapitan powiedział mi, że rozmowa z załogą jest nieodzowna – odparł, ewidentnie cytując słowa Westona. – Gdy zawodzi komunikacja, króluje zamęt… a komunikacja jest ze swej natury dwukierunkowa.
Miriam przytaknęła.
– Rzeczywiście, to brzmi jak coś, co mógłby powiedzieć nasz kapitan. I jest w tym sporo racji. Dlaczego w takim razie tak się do mnie skradasz?
– Komandor Michaels powiedział, że to będzie dobra zabawa.
Miriam mogła odpowiedzieć jedynie zrezygnowanym pomrukiem.
Układ Słoneczny
Orbita Merkurego
Dwa smukłe pojazdy ostro przyspieszyły, mijając ponurą powierzchnię szarej planety. Błękitne rozbłyski promieniowania Czerenkowa sygnalizowały przejście w prędkość nadświetlną. Prowadząca jednostka gwałtownie zwolniła i wykonała ciasny skręt w kierunku orbity Merkurego, zanurzając się w jego rzadką atmosferę na tyle głęboko, by tarcie spowodowało zapłon wodoru i tlenu – myśliwce ciągnęły za sobą mozaikę migoczących płomieni.
– Dowódca Aniołów, tu Anioł Jeden, odbiór.
– Anioł Jeden, tu dowódca, odbiór.
– Stonuj, Stephanos, za bardzo ciśniesz system – zaprotestowała komandor Black, zwalniając nieco w drugiej maszynie i unosząc dziób, by zbliżyć się nieco do bezpiecznego pułapu nad powierzchnią Merkurego.
– Muszę wiedzieć, co ta maszynka potrafi, Czarna – odparł Steph lekkim tonem, po czym zwiększył prędkość i jeszcze bardziej obniżył lot. – Ten nowy system wyprzedza nasz stary interfejs neuronowy o lata świetlne, ale jest kilka różnic, które muszę wybadać.
– Możesz to zrobić w otwartej przestrzeni, tam masz większy margines błędu.
– Nie zgadzam się – odparł Steph, a w jego głosie słychać było lekką drwinę. – Muszę zobaczyć różnicę między odczytem z systemu a tym, co widzę na własne oczy.
Unosił się, zanurzony pośrodku panoramy pobliskiego świata: przetworzony obraz Merkurego mienił się niczym opalizująca cyfrowa mara, gdy mknął do przodu. Rzucił krótkie spojrzenie za siebie, poza granice otaczającego go zewsząd obrazu, dzięki któremu czuł się, jakby pędził w przestrzeni pchany jedynie własną wolą.
– Wszystko w porządku tam z tyłu?
Milla Chans wyglądała raczej blado i mocno ściskała trzymające ją pasy.
– T…tak, w porządku.
Steph zachichotał.
– Na pewno? Wyglądasz trochę, jakbyś zobaczyła ducha.
– Chciałabym – odparła kwaśno Milla. – Odyseusz byłby rozsądniejszym pilotem.
– Hej! To bolało – rzekł Steph.
– Bardziej zaboli nas spotkanie z tą górą! Patrz, gdzie lecimy!
Steph skupił znów wzrok i zauważył zbliżającą się rzeczoną górę.
Trochę niewydarzona, jak na górę, ale chyba i tak zostawiłaby niezatarte wrażenie przy zderzeniu.
Skorygował podejście, wspinając się wzdłuż płaszczyzny stoku i tak manewrując maszyną, by przeprowadzić ją przez niewysoką przełęcz. Obok przemknęły ściany klifów, oddalone o ledwie kilka metrów z obu stron pojazdu. Potem zostawili za sobą masyw i znów wystrzelili w otwartą przestrzeń.
– Twój nowy interfejs to dzieło sztuki, Milla – stwierdził Steph. – Czuję, jakbym leciał w otwartej przestrzeni o własnych siłach.
Spojrzał w górę i za siebie, zauważając, że komandor porucznik Black utrzymuje pozycję nieco wyżej i tuż za jego pojazdem, dotrzymując mu kroku.
– Radzisz sobie tam na górze, Czarna? – rzucił przez radio.
– Ha, ha, komandorze – odparła cierpko Black. – Czy to już koniec popisów?
– Prawie – odpowiedział Steph, po czym gwałtownie poderwał