Anioły w czerni. Evan Currie. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Evan Currie
Издательство: OSDW Azymut
Серия: Archangel One
Жанр произведения: Космическая фантастика
Год издания: 0
isbn: 978-83-66375-15-4
Скачать книгу
miał siłę zrzucić mundur. Dla mojego świata zawędrowałbym i do piekła, Odysie, wszędzie, tylko nie ku hańbie.

      Byt zamilkł, rozważając te słowa. Eric uznał, że powiedział już wszystko, i również się nie odzywał. Obydwaj zastygli, spoglądając z kopuły obserwacyjnej na kosmiczny bezkres i rozmyślając nad biało-niebieską perłą zawieszoną wśród czerni.

      ***

      Miriam Heath przyglądała się panelowi informacyjnemu na mostku głównie siłą nawyku, ponieważ okręt był w zasadzie przycumowany i miał jedynie utrzymywać orbitę, podczas gdy większość załogi spędzała czas na przepustkach. Zasadnicze naprawy na „Odyseuszu” ukończono względnie szybko, teraz jednak tkwili w kolejce, czekając na szeroko zakrojone prace modernizacyjne w Gwiezdnej Kuźni, a to zajmowało dłużej, niż przewidywano.

      Jakże mog­łoby być inaczej?

      Z uwagi na zakres tych prac oficjalnie wypadli z rotacji na nowe misje, a to oznaczało, że Miriam była skłonna wziąć każdy możliwy dyżur, byle odwlec konfrontację z nieubłaganą papierologią.

      Na „Odyseuszu” obsadzonym jedynie minimalną załogą było dosyć strasznie, a wcale nie pomagała jej świadomość, że okręt jest w istocie nawiedzony.

      – Nie jestem duchem, pani komandor.

      Miriam ledwie udało się zdusić zupełnie nieprofesjonalny pisk, gdy zaskoczona drgnęła i odwróciła się gwałtownie.

      – Nie rób tak!

      – Przepraszam, pani komandor. Nie zamierzałem pani wystraszyć.

      – Śmiem, cholera, wątpić. – Miriam obrzuciła zbrojnego nastolatka srogim spojrzeniem. – Odstawiasz te numery za często, żeby to był przypadek.

      Byt lekko wzruszył ramionami, ale nic nie odpowiedział.

      Miriam przewróciła oczami.

      – Gdybyś był członkiem załogi, napisałabym oficjalny raport. Ale jest, jak jest, więc poskarżę się na ciebie kapitanowi.

      Oczy nastolatka otworzyły się szeroko. Odstąpił na krok.

      – Wolałbym, żeby pani tego nie robiła.

      – Z całą pewnością – odparła – a jednak wciąż bawisz się w te bzdury.

      Chłopiec wyglądał na speszonego, co – jak zauważyła Miriam – wydawało się dosyć zabawne w przypadku kogoś odzianego w pełną zbroję antycznego greckiego wojownika. Westchnęła.

      – Co tu robisz, Odyseuszu?

      – Była pani znudzona – odparł byt z rozbrajającą szczerością – a poza tym dzięki pani miałem dobry tekst na wejście.

      Miriam spojrzała na niego wilkiem.

      – Spędziłeś zdecydowanie za dużo czasu z komandorem Michaelsem.

      Odyseusz wyraźnie się ożywił.

      – Kiedy komandor wróci?

      Wykonała nieokreślony gest.

      – Dostał oddzielne zadanie. W raportach nie ma żadnych nowych informacji. Ale ty, rzecz jasna, już o tym wiesz. Nie wiem, dlaczego zadajesz sobie trud, żeby w ogóle pytać.

      Odyseusz odwrócił się powoli i oddalił się od niej, by stanąć na centralnym stanowisku dowodzenia.

      – Kapitan powiedział mi, że rozmowa z załogą jest nieodzowna – odparł, ewidentnie cytując słowa Westona. – Gdy zawodzi komunikacja, króluje zamęt… a komunikacja jest ze swej natury dwukierunkowa.

      Miriam przytaknęła.

      – Rzeczywiście, to brzmi jak coś, co mógłby powiedzieć nasz kapitan. I jest w tym sporo racji. Dlaczego w takim razie tak się do mnie skradasz?

      – Komandor Michaels powiedział, że to będzie dobra zabawa.

      Miriam mog­ła odpowiedzieć jedynie zrezygnowanym pomrukiem.

      Układ Słoneczny

      Orbita Merkurego

      Dwa smukłe pojazdy ostro przyspieszyły, mijając ponurą powierzchnię szarej planety. Błękitne rozbłyski promieniowania Czerenkowa sygnalizowały przejście w prędkość nadświetlną. Prowadząca jednostka gwałtownie zwolniła i wykonała ciasny skręt w kierunku orbity Merkurego, zanurzając się w jego rzadką atmosferę na tyle głęboko, by tarcie spowodowało zapłon wodoru i tlenu – myśliwce ciągnęły za sobą mozaikę migoczących płomieni.

      – Dowódca Aniołów, tu Anioł Jeden, odbiór.

      – Anioł Jeden, tu dowódca, odbiór.

      – Stonuj, Stephanos, za bardzo ciśniesz system – zaprotestowała komandor Black, zwalniając nieco w drugiej maszynie i unosząc dziób, by zbliżyć się nieco do bezpiecznego pułapu nad powierzchnią Merkurego.

      – Muszę wiedzieć, co ta maszynka potrafi, Czarna – odparł Steph lekkim tonem, po czym zwiększył prędkość i jeszcze bardziej obniżył lot. – Ten nowy system wyprzedza nasz stary interfejs neuronowy o lata świetlne, ale jest kilka różnic, które muszę wybadać.

      – Możesz to zrobić w otwartej przestrzeni, tam masz większy margines błędu.

      – Nie zgadzam się – odparł Steph, a w jego głosie słychać było lekką drwinę. – Muszę zobaczyć różnicę między odczytem z systemu a tym, co widzę na własne oczy.

      Unosił się, zanurzony pośrodku panoramy pobliskiego świata: przetworzony obraz Merkurego mienił się niczym opalizująca cyfrowa mara, gdy mknął do przodu. Rzucił krótkie spojrzenie za siebie, poza granice otaczającego go zewsząd obrazu, dzięki któremu czuł się, jakby pędził w przestrzeni pchany jedynie własną wolą.

      – Wszystko w porządku tam z tyłu?

      Milla Chans wyglądała raczej blado i mocno ściskała trzymające ją pasy.

      – T…tak, w porządku.

      Steph zachichotał.

      – Na pewno? Wyglądasz trochę, jakbyś zobaczyła ducha.

      – Chciałabym – odparła kwaśno Milla. – Odyseusz byłby rozsądniejszym pilotem.

      – Hej! To bolało – rzekł Steph.

      – Bardziej zaboli nas spotkanie z tą górą! Patrz, gdzie lecimy!

      Steph skupił znów wzrok i zauważył zbliżającą się rzeczoną górę.

      Trochę niewydarzona, jak na górę, ale chyba i tak zostawiłaby niezatarte wrażenie przy zderzeniu.

      Skorygował podejście, wspinając się wzdłuż płaszczyzny stoku i tak manewrując maszyną, by przeprowadzić ją przez niewysoką przełęcz. Obok przemknęły ściany klifów, oddalone o ledwie kilka metrów z obu stron pojazdu. Potem zostawili za sobą masyw i znów wystrzelili w otwartą przestrzeń.

      – Twój nowy interfejs to dzieło sztuki, Milla – stwierdził Steph. – Czuję, jakbym leciał w otwartej przestrzeni o własnych siłach.

      Spojrzał w górę i za siebie, zauważając, że komandor porucznik Black utrzymuje pozycję nieco wyżej i tuż za jego pojazdem, dotrzymując mu kroku.

      – Radzisz sobie tam na górze, Czarna? – rzucił przez radio.

      – Ha, ha, komandorze – odparła cierpko Black. – Czy to już koniec popisów?

      – Prawie – odpowiedział Steph, po czym gwałtownie poderwał