– Boże, ale tu ziąb! – Wzdrygnęła się.
– Niestety, nie ma ogrzewania – powiedziała Amy. – Ten dom został zaprojektowany jako letni.
Posy rozejrzała się po malutkiej ponurej kuchni. Goła żarówka zwisająca z sufitu oświetlała brudne ściany.
– Pałac to nie jest, co?
– No nie – przyznała Amy – ale miejmy nadzieję, że nie pomieszkamy tu długo. Przeprowadzimy się, jak tylko trochę staniemy finansowo na nogi.
– Wiesz, mówiłam Samowi, że moglibyście wszyscy mieszkać u mnie, jak długo zechcecie. To idiotyczne, że ja jestem tam sama, a wy tutaj gnieździcie się w takiej ciasnocie.
– Jak się domyślasz, Sam jest zbyt dumny, by przyjąć taką propozycję.
– Czasem duma nas gubi, kochanie – powiedziała Posy. Wyjęła z pudełka idealnie upieczone ciasto czekoladowe i pokroiła je na kawałki. – Proszę, najlepsze ciasto babci na deser po grzankach i makaronie. Chcesz spróbować, Amy?
– Nie, dziękuję. – Amy bała się, że ciasto utknęłoby jej w gardle.
Posy rzuciła okiem na synową. Nadal była piękna, ale spódnica wisiała jej na biodrach, błękitne oczy zdawały się jeszcze większe w jej bladej twarzy, a zwykle zadbane blond włosy wymykały się z kitki i wyglądały, jakby przydało się im porządne mycie.
– Jesteś za chuda, kochanie. Jesz, ile trzeba?
– Tak, Posy, czuję się świetnie. – Amy wytarła Sarze buzię. – A teraz przeproszę cię na chwilę. Muszę wykąpać dzieci i położyć je do łóżek.
– Oczywiście. Mogę ci pomóc?
Amy przez chwilę zastanawiała się, jak Posy zareaguje na zapyziałą małą łazienkę na parterze, ale w końcu wzruszyła ramionami – bo jakie to miało znaczenie?
– Jeśli chcesz.
Posy nie robiła żadnych uwag, kiedy razem kąpały dzieci. Gdy maluchy były już suche i przebrane w piżamy, powiedziała, że napali w pokoju dziennym, nim Amy przeczyta im bajkę na dobranoc.
Dzieci wreszcie zasnęły, Amy zeszła na dół i z ulgą opadła na fotel. Posy wynurzyła się z kuchni, niosąc dwa kieliszki wina.
– Mam nadzieję, że nie weźmiesz mi tego za złe. Otworzyłam butelkę, bo wydaje mi się, że dobrze ci zrobi łyk czegoś mocniejszego.
Wino miało być niespodzianką dla Sama, Amy chciała, żeby wypili je razem, ale z wdzięcznością przyjęła kieliszek.
– A tak przy okazji, gdzie jest Sam? – spytała Posy, sadowiąc się na starej skórzanej kanapie.
Amy wzruszyła ramionami.
– Nie wiem, ale zamierza ruszyć z jakąś robotą, więc może ma spotkanie.
– O wpół do ósmej, w piątek wieczorem? – Posy uniosła brwi. – Jakoś wątpię.
– W każdym razie na pewno niedługo przyjdzie.
– Pomaga ci trochę przy dzieciach?
– W tygodniu nie, ale w weekendy bardzo – powiedziała lojalnie Amy.
– Amy, kochanie, Sam to mój syn i nie tylko bardzo go kocham, ale też znam doskonale. Daj mu palec, a weźmie całą rękę.
– Robi, co w jego mocy, wierz mi.
– Jak dziś wieczorem? Skoro chwilowo nie pracuje, to powinien pomagać ci w domu, prawda? Przynajmniej mógłby odebrać dzieci o piątej albo zrobić zakupy. Wyglądasz na kompletnie wyczerpaną, kochanie.
– Muszę tylko dobrze się wyspać, to wszystko. Nic mi nie jest – zapewniła Amy. Nie była w stanie znieść dłużej wykładu o tym, co powinien robić, a czego nie robi jej zbłąkany mąż. Nawet jeśli teściowa miała rację. – A co tam u ciebie?
– Dostałam cudowną wiadomość! – Posy klasnęła w ręce. – Parę dni temu dzwonił Nick i powiedział, że niedługo przyjeżdża!
– Po tylu latach… – zauważyła z uśmiechem Amy. – Wyobrażam sobie, jak bardzo się cieszysz.
– Rzeczywiście. I co za ironia losu, patrz, tego samego dnia spotkałam w mieście Evie Newman. Też wróciła do Southwold. Przywiozła ze sobą córeczkę.
– Evie to ta dziewczyna, która pomagała Nickowi w sklepie z antykami?
– Tak. – Posy upiła łyk wina. – Nie pamiętam… czy ty ją poznałaś?
– Przelotnie. Kiedy się pobraliśmy i sprowadziłam się tutaj, ona już wyjechała z Southwold.
– Co za dziwny zbieg okoliczności, że Nick i Evie wracają tu mniej więcej w tym samym czasie, nie sądzisz? – rzuciła z zadumą Posy.
– Rzeczywiście. Wiesz, jak długo Nick tu zostanie?
– Nie i szczerze mówiąc, aż się boję pytać. Nacieszę się nim, ile się da. Dobrze się składa, że tu będzie, bo powinnam poradzić się go w sprawie Domu Admirała. Akurat w zeszłym tygodniu myślałam o tym, że czas wycenić to, co jest tam w środku.
– Naprawdę? Chcesz sprzedać te rzeczy?
– Możliwe. Oczywiście jeśli zdecyduję się również sprzedać dom.
– Och, Posy, chyba nie mówisz serio?! – Amy się przeraziła. – Ten dom był w waszej rodzinie od pokoleń… jest taki piękny! Nie powinnaś się go pozbywać.
– Wiem, kochanie, ale tamte pokolenia miały kapitał i niech dodam, służbę, więc mogły należycie dbać o posiadłość. – Posy westchnęła. – Ale dość o mnie. Jak tam w pracy?
– Straszny młyn, jak zwykle w tygodniu, kiedy odbywa się ten festiwal literacki. Wszystkie pokoje zajęte.
– Musi być miło gościć tylu ciekawych pisarzy. Jutro idę na spotkanie z Sebastianem Giraultem. Ma mówić o swojej książce. Zdaje się, że to bardzo ciekawy człowiek.
– Sebastian Girault? – powtórzyła mechanicznie Amy.
– Tak. Jego książka była w tym roku nominowana do Nagrody Bookera i sprzedawała się o niebo lepiej od tej, która ją dostała. Musiałaś o nim słyszeć, Amy.
W tym czasie, jeśli Amy udało się w spokoju przeczytać nagłówki plotkarskiego dziennika, to już był spory wyczyn. O całych książkach nie było mowy.
– Nie. To znaczy do dzisiaj nie. Poznałam go dziś po południu. Mieszka u nas w hotelu.
– Naprawdę go poznałaś? Ale masz szczęście. Dość przystojny facet, nie sądzisz? Bardzo wysoki, męski – dodała z uśmiechem Posy.
– Szczerze mówiąc, nie zwróciłam uwagi. Nawrzeszczał na mnie, bo nie miał ciepłej wody.
– O mój Boże, to przykre. Myślałam, że musi być równie miły jak w wywiadach radiowych. Wiesz, życie ciężko go doświadczyło. Jego żona zmarła przy porodzie, dziecko też zmarło. No, ale to nie powód, żeby zachowywać się grubiańsko. Tak to jest z tymi celebrytami, co? Sława uderza im do głowy. – Posy spojrzała na Amy i nagle klasnęła w dłonie. – Słuchaj, może wybierzesz się ze mną jutro? Zjadłybyśmy w hotelu Swan lunch, a potem poszły na promocję tej książki? Dobrze by ci zrobiło wyrwanie się trochę z domu.
– Nie mogę, Posy.