Europa. Najpiękniejsza opowieść. Marcin Libicki. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Marcin Libicki
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Историческая литература
Год издания: 0
isbn: 9788381168137
Скачать книгу
równość miała być gwarancją wysokiego morale obywateli: gdyby jednak ktoś dopuścił się występku polegającego na żądzy bogactwa, zostanie zamieniony w niewolnika przeznaczonego do prac szczególnie przykrych.

      Poglądy wszystkich tych trzech myślicieli są objawem kryzysu105. Poglądy More’a wydają się szczególnie szkodliwe, gdyż o ile Machiavelli był tak cyniczny, że aż przerażający, a więc łatwo podlegał krytyce i potępieniu, co zresztą nastąpiło, gdyż oficjalne potępienie ze strony Kościoła przyszło w 1539 roku od papieża Pawła IV, a następnie w 1563 roku przez Sobór Trydencki, a Bodin snuł rozważania naukowe, więc siłą rzeczy stosunkowo mniej szkodliwe, o tyle literacki opis typu przewodnika turystycznego po wyspie Utopii Morusa był pociągający, a proponowany ustrój uwodzicielski, podobnie jak uwodzicielski był komunizm realny ponad trzy wieki później. Nie bez powodu Wielka Encyklopedia Powszechna z roku 1966 pisze, że Morus zaproponował ustrój „oparty na komunistycznej organizacji pracy gwarantujący wolność i wszechstronny rozwój obywateli”106. Utopia ta niestety nie przeszła bez echa i zanim doszło do łagrów, ludobójstwa w Kambodży i krwawej dyktatury w Korei Północnej, Tomasso Campanella opublikował w 1602 roku następną utopię pod tytułem Państwo Słońca. Nie bez powodu bolszewicy postawili pomniki Morusowi i Campanelli w pobliżu Kremla. Francis Bacon w 1627 roku opublikował Nową Atlantydę, a w roku 1712 w swoim Testamencie Jean Meslier, jeden z twórców komunizmu utopijnego, wzywał do budowy ustroju bez prywatnej własności. Testament został w całości opublikowany w połowie XIX wieku. Ci pierwotni teoretycy nowego państwa opierali się – jak zwykle utopiści i rewolucjoniści – na całkowicie niechrześcijańskim przeświadczeniu, że „natura ludzka jest zła, a człowieka żyjącego w społeczeństwie trzeba bronić przed nim samym”107 – państwo go obroni! W tej sytuacji całkowicie zrozumiała jest popularność, jaką cieszyła się w XVI-wiecznej Europie konstatacja, przyjmowana jako niemal oczywistość, „lupus est homo homini” – „człowiek człowiekowi wilkiem”, pochodząca z Komedii oślej (Asinaria), autorstwa Plauta z 202 roku przed Chrystusem.

      Ten kult państwa stał się też dobrym gruntem dla doktryny głoszącej, że nikt z zewnątrz nie ma prawa mieszać się do wewnętrznych spraw poszczególnych państw. Teorii tej sprzyjało naturalnie rozbicie europejskiej ResPublica Christiana, a także radykalne obniżenie lub zniszczenie władzy i autorytetu cesarza w niemieckich państwach protestanckich oraz obniżenie autorytetu papiestwa w całej Europie, a wyeliminowanie go w państwach protestanckich. Zasada „cuius regio, eius religio” pozwalała władcom wyprawiać ze swoimi obywatelami wszystko, na co tylko mieli ochotę. Zworniki Europy, jakimi byli papież, cesarz i religia, odeszły do przeszłości. Zaskakujące jest, jak począwszy od XVI wieku – wieku humanistów – możliwe było tworzeni idei i przelewanie ich na papier bez żadnej głębszej refleksji, bez żadnej myślowej dyscypliny, bez żadnej odpowiedzialności, bez żadnego choćby odniesienia do wielkich myślicieli przeszłości i wielkiego dorobku myśli chrześcijańskiej. Brakowało poważnego odniesienia choćby do Jana z Salisbury czy św. Tomasza z Akwinu oraz ich realizmu, w najlepszym wypadku do Platona i jego Państwa (Politeia) – idealnego tworu rządzonego przez filozofów – „stróżów doskonałych”.

      Rzeczywiście myśl społeczna przeszła długą drogę od wielkich praktyków-realistów do szkodliwych marzycieli! Dla określenia różnych pisarzy, myślicieli, publicystów XV i szczególnie XVI wieku stosuje się często określenie „humaniści”. Humanista to termin wymyślony na przełomie XIX i XX wieku. Trudno o coś bardziej ogólnego, nieprecyzyjnego i mylącego, przypominającego zresztą nieco później wymyślone określenie „intelektualista”. W rzeczywistości intencje autorów pojęcia „humaniści” były niedobre – przeciwstawić chrześcijańskim myślicielom średniowiecza jakąś nową formację umysłową – przeciwstawić Bogu tych, którzy myśleli raczej o człowieku w centrum wszechrzeczy. Jednak zaliczone do tego gatunku osoby nijak do antyboskiego modelu nie pasowały, bo nikomu mimo wszystko odrzucenie Boga nawet do głowy w XV czy XVI wieku nie przyszło. Sztandarowy „humanista” Erazm z Rotterdamu (1467-1536), gorliwy katolik, wydawca ojców Kościoła, wzywał do naprawy Kościoła i jego reformy bez rozłamów i buntów. Marsilio Ficino starał się godzić starożytnych filozofów – szczególnie Platona – ze św. Tomaszem z Akwinu. Z kolei Pico della Mirandola, Florentczyk, głosił poglądy na granicy ortodoksji, proponując pogodzenie innych religii z chrześcijaństwem, będąc zwolennikiem szalonego mnicha Savonaroli, a w końcu wstąpił do zakonu dominikanów.

      To, co na ogół łączyło wszystkich czy nieomal wszystkich zaliczanych dziś do kategorii „humanistów”, to wielkie i wszechstronne zainteresowanie starożytnością, studia nie tylko łaciny, lecz także greki i hebrajskiego, a nawet arabskiego dla lepszego poznania Koranu. Czasami próbuje się zaliczyć do grona „humanistów” również Melanchtona. Trzeba jednak pamiętać, że właśnie Luter i reformacja narodziły się w oporze do wielkiego zainteresowania, najpierw Włochów i papieskiego Rzymu, a potem całej Europy, badaniami starożytności, sztuki i literatury Grecji i pogańskiego Rzymu. Zaliczenie – jak to czasami bywa – do grona humanistów Machiavellego kompromituje to grono, choć trzeba szczerze przyznać, że owym humanistom nie była obca niezbyt chrześcijańska, pesymistyczna ocena natury ludzkiej. Erazm z Rotterdamu w swej Pochwale głupoty (1509) dowodził, że w świecie ludzi rządzi głupota, Machiavelli rezygnował z moralnej oceny ludzi władzy, Bodin usprawiedliwiał każdy czyn władcy, a More domagał się ubezwłasnowolnienia ludzi, by mogli żyć dobrze. To prawda – wszyscy oni mieli ograniczone zaufanie do człowieka i jego zdolności do decydowania o swoim losie. W tej sytuacji trudno się dziwić popularności zarówno konstatacji Plauta, że „człowiek jest człowiekowi wilkiem”, jak i w konsekwencji przekonaniu, że trzeba żyć chwilą i dniem dzisiejszym, jak przykazywał popularny w XVI wieku poeta rzymski Horacy w swych Odach, napisanych w 30 roku przed Chrystusem. Zalecał między innymi „Carpe diem, quam minimum credula postero” – „używaj dnia, jak najmniej ufając przyszłości”. Wielki wpływ wywarł na współczesnych i potomnych Michel de Montaigne (1533-1592), mistrz nowożytnego języka francuskiego, autor sławnych Essais – Prób (1580), arcydzieła języka francuskiego – głoszący sceptycyzm wobec natury ludzkiej z elementami hedonizmu i relatywizmu moralnego. Trudno nie odnieść wrażenia, że wynalazek druku, dając możliwość rozpowszechniania tworów ludzkich myśli na niespotykaną dotąd skalę, zmniejszył, zamiast zwiększyć, poczucie odpowiedzialności za głoszone słowa. Krótko mówiąc: podobnie jak dziś w internecie zaczęto głosić, co ślina na język przyniesie.

      Szczególnym „osiągnięciem” włoskiej myśli politycznej XVI wieku było wprowadzenie pojęcia „racja stanu”. Pojęcie to miało przynieść w przyszłości wiele szkód myśli, a szczególnie praktyce politycznej. Szczególną karierę zasada racji stanu zrobiła w epoce oświecenia, a także w wiekach XIX i XX. Pierwszy użył tego określenia uczeń Machiavellego Francesco Guicciardini (1483-1540) w wydanym w 1523 roku Dialogo del regimento di Firenze. Autor, podobnie jak między innymi Erazm z Rotterdamu, był pesymistą, sceptycznym, by nie powiedzieć krytycznym, wobec złych – jak uważał – skłonności natury ludzkiej108. O ile myśliciele tego czasu formułowali idee silnego, scentralizowanego państwa suwerennego zarówno wobec sił zewnętrznych, jak i wobec sił wewnętrznych – silnych dotąd miast, szlachty czy wielkich feudałów, o tyle potrzebna była jasna formuła usprawiedliwiająca wszelkie czyny pozwalające te cele osiągnąć. Doktryna racji stanu, jako interesu władcy stojącego ponad normami moralnymi, była doskonałym kluczem, czy raczej wytrychem, w szerzeniu propagandy na rzecz silnego państwa, tożsamego z władcą absolutnym – de facto despotycznym. Kościół nie mógł nie zareagować – biskup Giovanni della Casa w Orazione na cześć cesarza Karola V w 1547 roku zganił moralny czy raczej niemoralny aspekt tak rozumianych uprawnień władcy. Wśród wielu tych, którzy piętnowali politykę rozumianą amoralnie, był hiszpański pisarz polityczny Pedro de Rivandeneira w swoim Tradado de la religion y virtude que debe tener el principe cristiano (1595)109. Warto zwrócić uwagę, że rozumienie roli władcy jako sprawnego i bezwzględnego technika – specjalisty rządzenia – delegitymizowało usakralizowanego namaszczeniem