Bezrobocie młodych zawsze jest problemem, ale w czasach II Rzeczypospolitej było problemem szczególnie dużym ze względu na utrudnienia w dostępie do najbardziej intratnych zawodów: znaczną część prawników, lekarzy i farmaceutów stanowili Żydzi. W czasach rozbiorów Polacy mieli bowiem ograniczoną możliwość studiowania. Co więcej, większość studentów prawa, medycyny i farmacji – także w niepodległej Polsce – stanowili Żydzi. Młodzież gimnazjalna i studencka była z tego powodu bardzo niezadowolona. Duża jej część stała się zwolennikami i działaczami ONR, którego podstawowym postulatem było wprowadzenie administracyjnych parytetów na uniwersytetach, nie – jak dziś – ze względu na płeć, tylko na narodowość. Współcześnie nazywa się to „akcją afirmacyjną”, wówczas używano określenia numerus clausus.
Parytety narodowościowe na uniwersytetach wprowadzono i wszyscy poczuli się pokrzywdzeni. Polscy Żydzi dlatego, że utrudniało im to zdobycie wykształcenia. Polscy Polacy dlatego, że ułatwień w zdobywaniu wykształcenia było zbyt mało. ONR rósł w siłę, na ulicach dochodziło do starć bojówek polskich Żydów z bojówkami polskich Polaków. W tej sytuacji sanacyjny rząd administracyjnie rozwiązał ONR i podjął szereg działań, żeby skierować aktywność młodzieży w inną stronę.
W początkach 1937 roku powstał Obóz Zjednoczenia Narodowego, organizacja mająca skupiać społeczeństwo polskie – szczególnie młodzież – chcące pracy na rzecz rozwoju kraju. OZN, zwany „Ozonem”, osiągnął umiarkowany sukces, odciągnął część radykalnej młodzieży od ONR, a przy okazji dał możliwość do oskarżeń o przygotowywanie w Polsce „nocy krótkich noży” – nacjonalistycznego zamachu stanu. Plotkę rozpuścili komuniści, później podjęli ją „użyteczni idioci” z Frontu Morges – emigracyjnego kręgu opozycyjnego popierającego generała Władysława Sikorskiego – a i dziś żyje własnym życiem (nawet w literaturze). Za komentarz tych plotek niech posłużą słowa generała Kordiana Józefa Zamorskiego, komendanta głównego Policji Państwowej. Jak wspomina, gdy Aleksandra Piłsudska przyniosła plotkę, że wyszkolił bojówki oenerowskie liczące 40 tys. ludzi: „Zapytałem ją, czy informator jej wyobraża sobie, co to jest 40 000 i ile to kosztuje”3.
ONR był nielegalny, a jego aktywni działacze byli zatrzymywani przez Policję Państwową i zsyłani do obozu koncentracyjnego w Berezie Kartuskiej. Czy istnienie obozu koncentracyjnego nie świadczy o tym, że państwo jest faszystowskie? Nie zawsze, a już na pewno nie istnienie takiego obozu jak ten w Berezie. Oficjalnie było to „miejsce odosobnienia” zorganizowane w celu izolowania terrorystów związanych z zamachem na ministra Bronisława Pierackiego. Takie ówczesne Guantanamo, tylko dużo bardziej kulturalne: przez pięć lat funkcjonowania zmarł tam jeden osadzony. Dokładnie: jeden. Bereza była wykorzystywana nie tylko do izolowania terrorystów, ale również oenerowców i podobnych radykałów, a w 1939 roku – spekulantów wykorzystujących panikę wojenną oraz osoby podejrzane o współpracę z Niemcami.
Pewną grupę stanowili również komuniści, trzeba jednak pamiętać, że akurat ich łatwo było skazać na więzienie. Otóż w statucie Komunistycznej Partii Polski – i każdej innej partii komunistycznej – zapisane było, że członek partii musi wykonywać polecenia Kominternu, a jako że Komintern był częścią sowieckiego wywiadu, każdy, kto słuchał jego poleceń – czyli każdy członek partii komunistycznej – stawał się automatycznie sowieckim szpiegiem.
Bereza Kartuska różniła się od więzienia tym, że można było tam trafić na mocy decyzji administracyjnej i tylko na trzy miesiące. Do więzienia trafiało się jedynie po wyroku sądu. Sądy – choć, jak to w Polsce, opieszałe – były niezależne. Najlepszym tego przykładem jest osławiony proces brzeski, podczas którego skazano na kary więzienia kilku działaczy partii opozycyjnych. O tym, że nie była to zemsta polityczna, a sąd wydał właściwy wyrok, przekonują nas długotrwale próby jego podważenia, czynione nawet w XXI wieku. Kasacja wyroków – podjęta z inicjatywy szerokiego kręgu posłów i z poparciem ówczesnych ministrów sprawiedliwości – jest jednak niemożliwa, chociażby z tego powodu, że sami oskarżeni przyznawali się do „nawoływania do usunięcia przemocą członków sprawującego w Polsce władzę rządu i zastąpienia ich przez inne osoby”…
Spójrzmy teraz, jak wyglądało rozwiązywanie „problemów opozycji” u naszych sąsiadów. O „nocy długich noży” w III Rzeszy już wspomnieliśmy. Ofiar było około setki, dziesiątki tysięcy trafiło do obozów koncentracyjnych. Związek Sowiecki był dużo bardziej brutalny: setki tysięcy przeciwników politycznych Stalina zostało wymordowanych, dziesiątki milionów wysłano do obozów koncentracyjnych zwanych łagrami. W Rumunii zamachy stanu odbywały się regularnie: najgroźniejszy przywódca opozycji, Horia Sima, został zastrzelony, a jego ciało zalano tonami wapna i betonu, a jako że sądy nie chciały się zająć morderstwem, zrobili to towarzysze zamordowanego, mordując premiera i innych, których uznali za współodpowiedzialnych. Nieco kulturalniej było w Czechosłowacji, rzekomo „jedynej demokracji w Europie Środkowej”: konstytucja zezwalała prezydentowi na dwie kadencje, Tomáš Masaryk był nim przez cztery, a później płynnie przekazał władzę swojemu sekretarzowi – Edvardowi Benešowi.
Za dyktatora „sanacyjnej Rzeczypospolitej” powszechnie uważa się Józefa Piłsudskiego. Trudno jednak wskazać, na czym miała polegać jego dyktatorska władza. Jego następcą został rzekomo Edward Śmigły-Rydz. Jemu poświęcimy dużo uwagi w kolejnych rozdziałach, tu pozwolimy sobie przypomnieć dekret premiera Felicjana Sławoja Składkowskiego, nakazujący traktowanie generalnego inspektora sił zbrojnych Edwarda Śmigłego-Rydza jako „drugiej osoby w państwie”. Mało kto jednak jest świadomy tego, że Składkowski również był oficerem, a dekret ten regulował przede wszystkim sprawy formalne, czyli to, komu oficerowie powinni salutować jako pierwszemu: premierowi czy generalnemu inspektorowi sił zbrojnych. Premier był jednak tylko dwugwiazdkowym generałem, a Śmigły-Rydz generalnym inspektorem sił zbrojnych…
II Rzeczpospolita w żadnym stopniu nie była państwem faszystowskim. To, że inwektywy tej wciąż się używa, wynika ze skuteczności propagandy komunistycznej, naszej niepełnej wiedzy opierającej się na półprawdach i półkłamstwach oraz nieznajomości ówczesnych realiów, tak różnych od dzisiejszych. Wprost przeciwnie – w Berezie Kartuskiej siedzieli przecież nie Żydzi, ale ich potencjalni prześladowcy spod znaku ONR. Potencjalni, ponieważ bowiem bardzo wielu oenerowców w czasie niemieckiej okupacji pomagało Żydom. Robił to chociażby ich przywódca, Jan Mosdorf, który zapłacił za to życiem.
ROZDZIAŁ 6
Alianci poświęcili Polskę dla swoich interesów?
Polskę rzucono na pożarcie Hitlerowi, aby Francja i Wielka Brytania miały czas na przygotowanie się do wojny. Tak samo uczyniły zresztą z innymi państwami – przede wszystkim z Czechosłowacją, zdradzoną podczas konferencji monachijskiej w 1938 roku.
Jest to kolejny mit stworzony przez propagandę sowiecką, w który wierzy znaczna część społeczeństwa. Sięga on swoimi korzeniami co najmniej do konferencji monachijskiej, ale wynika z idei walki klas: otóż wstrętni kapitaliści pogardzają klasami