Opieram rękę o otwarte drzwi lodówki.
– To powiedz mi, co myślisz.
Dziewczyna unosi brwi, jakby oczekiwała potwierdzenia, że naprawdę chcę jej wysłuchać. Kiwam głową.
– Jesteś chyba zbyt typowy, żebyś był prawdziwy.
Wybucham śmiechem.
– Czyżby?
Wywołuję tym potok szczerości.
– Jesteś równie piękny co grzeszny, przed moim wejściem musiałeś sprawdzić, czy poprzednia dziewczyna nie zostawiła na kanapie bielizny, a lodówkę masz po kawalersku pustą.
Zatem do listy cech, które mnie w niej intrygują, dodaję spostrzegawczość.
Wzruszam ramionami i rzucam jej szybki uśmiech.
– Często jadam na mieście.
Dziewczyna lekkim uśmieszkiem pomija moją dwuznaczną aluzję.
– Ale jeśli to wszystko ma ze sobą taki związek, jak podejrzewam, to naprawdę jesteś dobry w łóżku i zapewne twój penis jest ogromny.
Uśmiecham się kącikiem ust; powstrzymuję się, ale w końcu daję za wygraną i wybucham śmiechem. Ona też wreszcie się poddaje i odwzajemnia szczerym uśmiechem, który nieoczekiwanie porusza we mnie jakąś starą, zapomnianą strunę. Seksowne uśmiechy zwykle docierają do mojego fiuta, ale jej uśmiech jest nie tylko seksowny, lecz także szczęśliwy. I nie chodzi tylko o dołeczki w policzkach. To również błysk w oczach, coś, co wydaje się sięgać pod powierzchnię. Nie wiem nawet, czy szczery uśmiech może wyrażać coś innego niż szczęście, ale jej uśmiech jest najszczęśliwszym, jaki widziałem od…
Pocieram dłonią twarz i podchodzę do niej; zmagając się z dziwnym uczuciem w trzewiach – jakbym wpadał w przepaść – sięgam po luźny kosmyk jej włosów. Wygładzam je za zakrzywieniem ucha.
– Słuchaj, Logan…
Jej oczy mrużą się na moment sceptycznie; dziewczyna tłumi uśmiech.
Zastanawiam się, czy jej o to nie zapytać, ale rozbraja mnie jej widok w tym miejscu, z dala od przytłumionych, kolorowych lamp u Freda. Tam wydawała się twardsza, za kpiącym uśmiechem kryły się czujne oczy. Tutaj widzę, że jej oczy są nie tylko niebieskie, ale mają też pierścień głębokiego granatu otaczający turkus tęczówki; nos znaczą ledwo widoczne piegi. Dziewczyna zagryza wargę, ponownie omiata wzrokiem salon.
Cholera, czyżby była dziewicą?
Powinienem zapytać?
Nie. Ma na sobie groźnie wyglądające kozaki i minispódniczkę w kratę, a w żadnym razie nie zaryzykuję kopnięcia takim stalowym noskiem w goleń… albo gdzie indziej.
– Jeśli chcesz się porozglądać, to się nie krępuj – mówię do niej. – Jesteś piękna i słodka, masz usta jak cukierek. – Przy tych słowach spoglądam na jej usta, ale mam wrażenie, że dziewczyna uniosła oczy do nieba. Robi dziwnie kontrastowe wrażenie – ma twardy wygląd, a jednocześnie potrzebuje delikatnego podejścia.
– Albo – mówię, robiąc krok do tyłu – możemy zamówić pizzę i pograć w Titanfall na Xboksie.
Zapewne zrezygnuje z tej rozrywki, co, jak wszyscy wiemy, wcale mi nie przeszkadza, bo na pewno nie uwierzę, że tak świetna dziewczyna w ogóle wie, co to jest Titanfall.
Ku mojemu zdziwieniu jej oczy się rozjaśniają; zanim zdoła spoważnieć, widzę, jak rzuca spojrzenie w stronę salonu. Najwyraźniej źle ją oceniłem.
Kopnięciem zrzucam buty i wracam do kuchni. Łapię dwa piwa i głową wskazuję salon.
– Chodźmy.
Z uśmiechem, sprężystym krokiem dziewczyna podchodzi i siada obok mnie. Prawą dłonią chwyta kontroler, z wprawą przesuwa kciukiem po małym joysticku.
– Bardzo cię zawstydzę, jeśli skopię ci tyłek? – pyta.
Z uśmiechem kręcę głową i włączam komputer.
– Nie. W zeszłym tygodniu dostałem ją od babci. Na pewno byłaby zachwycona, gdyby się dowiedziała, że koleżanka mnie pobiła.
Klikam przez menu początkowe, czując jej spojrzenie na sobie. Odwracam się, by na nią spojrzeć – i widzę dołeczki.
– Słodkie.
– Słodkie, że babcia kupiła mi strzelankę? – Kusi mnie, by jej opowiedzieć, jak na dwudzieste pierwsze urodziny babcia wysłała mnie do Vegas; pozwoliła mi zrobić sobie tatuaż, ale kazała obiecać, że nie wynajmę prostytutki. Kiedy odparłem, że nigdy nie musiałem płacić za seks, trzepnęła mnie w głowę.
– Tak. – Logan spogląda na telewizor. – A przecież ile masz lat, dwadzieścia dwa?
– Dwadzieścia trzy. W październiku kończę dwadzieścia cztery.
– Proszę, dwadzieścia trzy i pół! – Dziewczyna szczypie mnie w policzek. – Mój kuzyn ma jedenaście i pół roku i też w to gra.
– Zabawna jesteś.
Jej śmiech wibruje w całym moim ciele.
– Prawie dwadzieścia cztery – powtarza. – Może nadszedł czas porzucić gry wideo?
Kiwam głową w stronę jej dłoni.
– Jak się wydaje, dobrze sobie z tym radzisz, kwiatuszku.
Dziewczyna wzrusza ramionami i znów na mnie spogląda.
– Powiedzmy, że miałam ją w ręce całkiem niedawno, w przeciwieństwie do tego. – Kiwa głową w kierunku moich kolan; krztuszę się piwem i zanoszę kaszlem. Dziewczyna przenosi wzrok na telewizor i wybucha śmiechem, wskazując na ekran.
– Powiedz, proszę, że nie jesteś GigantemD92.
Puszczam do niej oko.
– Chyba wiesz, że to ja.
Logan kręci głową, ale nie wygląda to groźnie. Policzki ma wyraźnie zaróżowione, co widzę nawet w słabym świetle ekranu; siedzi ledwie kilkanaście centymetrów ode mnie.
Dołącza do gry, wybieramy naszych pilotów. Dopiero kiedy gra się załadowała, a my widzimy mapę, uświadamiam sobie, że nigdy nie grałem w gry wideo z inną dziewczyną oprócz mojej siostry Margot, ale ona jest beznadziejna. Znam podstawy wspinania się po ścianach, podskoków i tak dalej, ale wciąż próbuję gładko przestawić się na sterowanie grą i przypomnieć sobie sztuczki taktyczne. Logan nie ma z tym problemu; zaczynam się zastanawiać, czy przypadkiem nie jest oszustką.
Nie bawi się w rozmówki towarzyskie. Jest słodka, ale nie rozchichotana, widać, że nie próbuje zrobić na mnie wrażenia. I naprawdę daje mi popalić. Mimo to panuje między nami swoboda, a ciszę przerywają tylko wystrzały dobiegające z głośników i nasze przekleństwa, którymi kwitujemy zwycięstwo lub porażkę.
– Bierz się za karabin! – krzyczy dziewczyna, chociaż siedzi obok mnie.
Kciukami walimy w przyciski.
– Nie, podoba mi się MK5.
– Gościu, siejesz seriami na prawo i lewo, zaraz mnie dosięgniesz, przez dwie pieprzone sekundy spróbuj się skupić!
Ze śmiechem przestawiam karabin i kilkoma strzałami powalam ogra. Przed nami otwiera się przejście.
– Powiedz mi, że miałam rację! – nuci dziewczyna.
– Miałaś… cholera! – wrzeszczę. Ekran zalewa czerwony deszcz, mój pilot ginie od serii z drugiego oddziału. –