London sprawia, że znów chcę czegoś, czego od dawna w ogóle nie brałem pod uwagę: więź, stabilizację, bliskość, coś własnego, tylko naszego.
– Lubię tak – mówi cicho London; z jej przeciągłego spojrzenia rzuconego na moją twarz odgaduję, że chce powiedzieć coś więcej. Przyznaje, że lubi mnie.
Wydaję z siebie jęk; wiem, że jestem pozbawiony wszelkich osłon, nie potrafię ukryć niecierpliwości i pożądania, oddycham tak szybko, że niemal dyszę. Sięgam po jej uda, podnoszę jej nogi i oplatam sobie w pasie; bardzo łatwo mi się wślizgnąć do środka, bo jest już wilgotna i miękka na moje przyjęcie. Mógłbym się wbić głęboko jednym pchnięciem i kilkoma mocnymi ruchami doprowadzić nas oboje do końca, ale chcę to zrobić powoli, centymetr po centymetrze.
Chcę poczuć, jak się w nią wślizguję, powoli się w niej zagłębiam.
Chcę widzieć, jak po jej twarzy rozchodzi się ulga.
Chcę, żeby mnie widziała.
Przez jej twarz przebiega lekki skurcz bólu – zmarszczka na czole, lekkie westchnienie – pochylam się, całuję ją i szepczę:
– Wszystko dobrze?
– Tak. – Kiwa głową. Jej palce przesuwają się po moim karku aż do włosów, a na usta wypełza chytry uśmieszek. – Po prostu nigdy nie robię czegoś takiego.
Śmieję się, ale mój śmiech przechodzi w jęk, kiedy London wpija się w moją szyję i zaczyna ssać i gryźć. Jestem już głęboko w niej, nie wycofuję się, wsuwam się coraz głębiej i głębiej, pocieram skórą o skórę, aż dziewczyna zaczyna drapać mnie w plecy, napierać na mnie, a w uszach słyszę jej zdławione, ostre westchnienia.
Wiem, że była blisko, ale nie zdawałem sobie sprawy, jak szybko dojdzie.
Odsuwam się, by na nią spojrzeć w chwili, kiedy się przełamuje: usta ma otwarte, jej pochwa się zaciska, a z ust wyrywają się zdławione dźwięki.
Z twarzą przyciśniętą do jej szyi czuję, jak coś się we mnie rozpada. Obejmuję ją, posuwam ją, wsysam się w skórę i biorę wszystko, co tylko mogę. Jej orgazm trwa i trwa – w końcu London się uspokaja, zaczyna łapać oddech i przygląda mi się.
Przygląda się, jak się wspinam, jak się poddaję, przewalam się przez krawędź i z głębokim jękiem dochodzę do końca.
Cholera, ledwie łapię oddech. Ramiona mi się trzęsą, a dziewczyna jest tak śliska, że muszę poprawić uchwyt, żeby jej nie upuścić. Jednak jej dłonie ujmują moją twarz, jej usta szukają moich – i zaczynamy się całować.
Całujemy się – to lepsze niż cokolwiek dotąd. Wciąż w niej jestem.
Wszystko jest miękkie i przemoczone, a te nieopanowane, pełne ulgi dźwięki sprawiają, że trudno mi się zdobyć nawet na zakręcenie wody. To taka prosta sprawa – pocałunki po seksie – a jednak nie. Gdyby to było proste, oznaczałoby rutynę. Nie odsunąłbym się od niej od razu po wszystkim i zajął się przede wszystkim prezerwatywą, zanim pomyślę o czymkolwiek innym. Nie rozmyślałbym, ile jeszcze czasu do pobudki ani też czy London zechce zostać, czy powinienem zaproponować jej coś do picia.
Jednak London jeszcze ze mną nie skończyła, a ja nie chcę z niej wychodzić. Jeszcze nie. Nie całkiem. Podoba mi się to, że czuję ją przy sobie, jej giętkie ciało w moich ramionach. Podoba mi się to, że doszedłem w niej do końca.
Podoba mi się świadomość, że właśnie dokonaliśmy wspólnie czegoś niezwykłego.
London unosi dłońmi moją twarz, całuje dół policzka, spija mi wodę z warg. Jej oczy są intensywnie niebieskie jak szkiełka, tak blisko moich.
– Wszystko dobrze?
Kiwam głową.
– Wyssiesz ze mnie wszystko – szepczę, po czym wracam do jej ust po więcej. Ona jednak uchyla głowę.
– Za chwilę zabraknie ci ciepłej wody. – Prostuje się, oddala biodra, a ja wysuwam się z niej, po czym ostrożnie stawiam ją znów na podłodze.
Od lat nie miałem dziwnego poczucia własności ciała – teraz ta świadomość przebiega przeze mnie jak gwałtowny odruch. Przesuwam palcami po jej bokach aż do bioder. Dłońmi przeciągam po jej pośladkach, kiedy dziewczyna pochyla się, by zakręcić wodę. Potem moje dłonie znów przesuwają się do góry, na jej piersi, kiedy London prostuje się, odwrócona plecami do mnie. Pochylam się, wpijam zębami w jej ramię, gryzę lekko, by zostawić ślad, po którym wszyscy poznają, że tu byłem. Podoba mi się to, jak jej ciało pasuje do mojego – przodem, tyłem, nieważne. Pasujemy do siebie.
– Gdzie masz ręczniki? – London spogląda na mnie przez ramię, próbując opanować dreszcz.
– Cholera, przepraszam, zaczekaj. – Wychodzę z kabiny, owijam biodra jedynym ręcznikiem, jaki wisi na wieszaku, po czym truchtam do schowka na bieliznę.
Kiedy wracam i podaję jej świeży ręcznik, London już wychodzi spod prysznica. Przyglądam się, jak wyciera się od stóp do włosów. Napawam się świadomością, że ledwie dziesięć sekund temu była moją dziewczyną.
– Uwierz lub nie – odzywa się – ale po raz pierwszy brałam prysznic z drugą osobą.
Unoszę ręcznik do góry i zaczynam wycierać włosy.
– Naprawdę?
Dziewczyna spogląda na mnie i nieruchomieje, po czym zanosi się śmiechem.
– O mój Boże, twoja mina! Pękasz z dumy.
– Nie jest tajemnicą, że faceci lubią być pierwsi. Odkrywanie Ameryki. Wymyślanie różnych badziewi. Prysznic z London.
– To dość seksistowskie. Kobiety też lubią…
Przerywam jej łagodnie, unosząc rękę.
– Tak, tak. Ale chyba nie w taki patologiczny sposób, jak faceci.
Mierzę ją wzrokiem, aż dziewczyna na mnie spogląda.
– Uspokój się, po prostu cieszę się, że jestem pierwszy. Nie mam zamiaru machać flagą ani nic w tym stylu.
London wreszcie się uśmiecha. Jej oczy łagodnieją, spojrzenie omiata moją twarz, w końcu dziewczyna znów patrzy mi w oczy. Cholera, jej twarz jest tak słodka, tak… szczęśliwa. Robię krok do przodu.
Mruga, a jej spojrzenie się ochładza; najwidoczniej przypomniała sobie, że pod ręcznikami jesteśmy nadzy, a ona nie powinna lubić kogoś w moim rodzaju.
– Mogę pożyczyć jakieś ciuchy? Muszę pojechać do domu i przebrać się przed pracą, ale nie chcę zakładać zapiaszczonego ubrania.
– Nie przewidziałaś tego, co?
London mruży oczy; próbuje zrobić rozzłoszczoną minę, co jej się kompletnie nie udaje.
– Planowałam wziąć prysznic w domu.
Idzie za mną do sypialni i przygląda się, jak wyjmuję z szuflady spodenki do koszykówki i T-shirt.
– Chcesz może… – zawieszam głos, unosząc w ręce parę bokserek.
– Nie. – Dziewczyna bierze spodenki, upuszcza ręcznik i siada na brzegu