Luke wzrusza ramionami.
– Moi znajomi to palanty, nikt nie potrafi pobić mnie w Titanfall.
Zagryzam policzek, żeby powstrzymać uśmiech.
– Biorąc pod uwagę twoją kiepską formę, to chyba przede wszystkim o to chodzi. Jak się ma dzisiaj męskie ego?
Luke z uśmiechem opiera się o bar.
– Chyba oboje wiemy, że wczoraj w nocy moje męskie ego doszło do siebie.
Znów tłumiąc śmiech, przewracam oczami i odsuwam się o krok, ale on chwyta mnie za ramię.
– A tak zupełnie serio – mówi – powiedz, jak udało ci się dojść do takiej wprawy. Potrafię się przyznać, że dostałem baty, ale musisz mi zdradzić wszystkie swoje sekrety.
Rozkładam ręce i uwalniam się z jego delikatnego uścisku. Dotyk jego dłoni przyprawia mnie o rumieniec; pamiętam, jak obejmowały mnie za biodra i przyciskały do jego ciała.
– Dużo ćwiczę.
– Wiesz, nigdy bym się nie domyślił. I nie dlatego, że jesteś dziewczyną. – Unosi dłoń, jakby oczekiwał feministycznej tyrady. – Ale dlatego, że wyglądasz na taką, co spędza cały czas na desce, a nie na kanapie.
– Powinnam zacząć tworzyć portfolio i rozejrzeć się za porządną pracą, ale doskonale mi idzie odkładanie wszystkiego na później – mówię. – Najczęściej wzywają mnie gry wideo.
Luke przez chwilę przyswaja tę informację.
– Portfolio? A gdzie studiowałaś?
– Uniwersytet w San Diego. Wiosną skończyłam grafikę.
Robi zaskoczoną minę; zerka na kolorowe butelki z alkoholem za moimi plecami, rozgląda się po barze, po czym znów patrzy na mnie.
– A siedzisz tutaj.
– Owszem – odpowiadam; Luke nie ciągnie tematu.
Poszliśmy do łóżka, ale tak naprawdę nie jesteśmy przyjaciółmi, więc muszę docenić, że nie pyta, co robię u Freda za barem, zamiast robić użytek z dyplomu, który najpewniej kosztował mnie niemałe pieniądze. Punkt dla niego.
– A ty? – pytam. – Widziałam u ciebie sporo książek.
– Też skończyłem wiosną. Nauki polityczne.
– O rany. – Jestem pod wrażeniem. – A sport?
– Gram w piłkę dla zabawy, a poważniej w piłkę wodną.
Piłka wodna. W myśli przybijam sobie piątkę – za pierwszym razem dobrze zgadłam – po czym czuję lekki ścisk w żołądku. Za czasów naszych studiów drużyna piłki wodnej uniwersytetu w San Diego dwa razy wygrała mistrzostwa kraju. Luke musi być świetnym sportowcem.
Przecieram ścierką blat przed sobą.
– O rany – mówię cicho. – Piłka wodna. To…
Robi wrażenie.
Luke niedbale macha ręką.
– Ty cały dzień surfujesz, w nocy pracujesz tutaj i jeszcze dajesz radę w wolnych chwilach doskonalić talent do gier.
– Mniej więcej – odpowiadam.
– Odważysz się na rewanż?
Już mam mu przypomnieć, że nie, zeszła noc była jednorazowa, kiedy drzwi wejściowe otwierają się i na podłogę pada promień zachodzącego słońca. Wchodzi Mia, a za nią wysoki, tyczkowaty Ansel.
Uśmiecham się, a ona podskakuje i macha do mnie ręką. Dopiero kiedy odwracam się do Luke’a, widzę, że podążył za moim spojrzeniem, teraz zaś patrzy prosto na moją przyjaciółkę i jej przesadnie seksownego męża. Sześćdziesięciowatowy uśmiech na jego twarzy gaśnie; Luke szybko opuszcza wzrok na swoje piwo i nieprzerwanie kręci podstawką.
Obracam się; Ansel objął od tyłu Mię i prowadzi ją w kierunku boksu w odległym kącie. Luke nadal się nie odzywa.
Nie trzeba być geniuszem, by się domyślić, że coś go łączy z Mią, zwłaszcza po tym, jak poprzednio widziałam ich pogrążonych w rozmowie. Czyli to ja muszę zdecydować, czy zależy mi na tyle, by go o to zapytać.
Nie jestem pewna.
– No dobrze, było miło, ale mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia – mówię, wychodząc zza baru.
Luke jeszcze chyba nie wrócił do rzeczywistości; bez słowa kiwa głową mniej więcej w moim kierunku.
Macham Fredowi i kieruję się do magazynu. Kiedy zaczynałam pracę, szef dochodził do siebie po wypadnięciu dysku, a Harlow zagroziła, że powiesi go za jaja na tablicy do strzałek, jeśli złapie go na noszeniu czegoś cięższego niż butelka alkoholu.
Wciąż jeszcze poznaję Harlow, ale wiem już tyle, że: 1) jest wścibska, 2) jest naprawdę wścibska, jeśli jej na kimś zależy, 3) ma temperament z piekła rodem. Jestem gotowa przynieść wszystkie pudła z magazynu, żeby tylko nie poczuć na sobie jej furii.
Kiedy z pełnymi ramionami wracam do baru, Luke zsuwa się ze stołka na mój widok.
– Boże, czekaj, pomogę ci – mówi, wyjmując mi z rąk karton.
– Dzięki – mówię i z ulgą potrząsam ramionami. – Było cięższe, niż się wydawało.
– Ile jeszcze takich masz? – pyta, spoglądając nad moim ramieniem.
– Tylko kilka – odpowiadam i przecinam taśmę, by sprawdzić zawartość.
– Pokaż, gdzie są, to ci je przyniosę. Kilka tygodni temu pomagałem siostrze w przeprowadzce. Stwierdziła, że minąłem się z powołaniem, powinienem pracować fizycznie.
– Nie, nie mogę… – zaczynam, ale on już kręci głową.
– Nie proponuję ci pomocy, bo jestem jakimś popapranym rycerzem albo dlatego, że jesteś dziewczyną i nie dasz sobie sama rady… Oboje wiemy, że potrafisz zrobić wszystko, co ci wpadnie do głowy – mówi Luke, puszczając do mnie oko. – Tylko dlatego, że im szybciej skończysz, tym szybciej będę mógł zmonopolizować twój czas.
– Dzięki – powtarzam, nie zwracając uwagi na to, że po tych słowach krew zaczyna mi wrzeć z niespodziewanej przyjemności; gestem dłoni nakazuję mu iść za sobą. – Ale na zapleczu nie będzie żadnego zacieśniania znajomości. Ani przyjaźni. To tak dla jasności.
– Wiem, wiem – mówi Luke, okrążając bar; mijając Freda, pozdrawia go odpowiednio męskim skinieniem głowy. Nie umyka mi zadowolony uśmieszek Freda i mina „a nie mówiłem”, kiedy jego spojrzenie przeskakuje na mnie; rzucam szefowi groźne spojrzenie, po czym chowam się za rogiem i idę dalej korytarzem.
Tutaj jest znacznie ciszej, bo nie dobiega ani przenikliwy trzask ze stołu bilardowego, szczękanie szklanek, ani okrzyki wznoszone przez kibiców.
Luke zagląda do biura Freda, a potem zatrzymuje się tuż przed naszym maleńkim zapleczem. Właściwie to raczej kuchenka z lodówką i mikrofalą; czasami po pracy przysypiam tu w podniszczonym skórzanym fotelu w kącie.
– Imponujące, co? – mówię i zaglądam również, by sprawdzić, co go tak zaciekawiło.
Luke rozgląda się wokół i wzrusza ramionami.
– Podoba mi się – mówi. – Pokój socjalny w mojej firmie ma ergonomiczne krzesła i trzy różne ekspresy do kawy. Kiedy tam siedzę, czuję się jak dupek.
Śmieję się i wchodzę do magazynu. Luke idzie za mną, staje na środku