Zamiast tego zagłębialiśmy się z fascynacją w paradoksy ontologii cyfrowej: skoro jestem już czystą informacją, to podróżując, wcale nie przemieszczam się, jeno jestem kopiowany, czyli zabijany i stwarzany, zabijany i stwarzany, i stwarzany, i stwarzany, ale jeśli informacja jest nieśmiertelną, to czy dusza może istnieć w milionie egzemplarzy? Są o tym wielotomowe rozprawy.
Potem wszystko jęło się nieprzyjemnie rozmywać. Penrose ujrzał tajemnicę świadomości człowieka w cudach grawitacji kwantowej, a Searle – w samej biologii białkowej. Przede wszystkim jednak zaczęliśmy dostrzegać nieskończoną przewrotność pułapki chińskiego pokoju.
Okay, powiedzmy, że stworzyliśmy cyfrowy odpowiednik umysłu człowieka, który to sobowtór z wnętrza maszynowej symulacji mówi i zachowuje się dokładnie tak samo jak oryginał – lecz niby w jaki sposób mielibyśmy zyskać pewność, że ta kopia cyfrowa r o z u m i e, co mówi, że jest tego i siebie ś w i a d o m a?
Żadne jej deklaracje i żadne przeprowadzane na niej testy, żadne też prezentacje jej stanów emocjonalnych nie przełamią owego paradoksu; chiński pokój – owa doskonała maszynowa symulacja człowieka – może pisać wiersze i symfonie, ale nie zyska dzięki temu świadomości. A raczej: my nie zyskamy wglądu w jego świadomość lub jej brak. Tak samo nie mam wglądu w świadomość innych ludzi; w gruncie rzeczy jedynie tzw. zdrowy rozsądek każe mi zakładać, że nie jestem jedynym prawdziwym człowiekiem pośród miliardów zombies.
Skąd wszakże pochodzą przyzwyczajenia i reguły zdrowego rozsądku – z dowodów matematycznych czy z doświadczenia życiowego, społecznego uzusu?
Chiny jako pierwszy kraj na świecie oficjalnie uznały uzależnienie od Internetu za chorobę i uważane są jeśli nie za epicentrum, to za kraj frontowy w tych zmaganiach Ciała z czystym Umysłem.
Według badań z 2009 roku 6,44% studentów z pierwszego roku w Chinach pozostaje trwale uzależnionych od Internetu. Specjalną kategorią, z własnymi objawami i terminami, jest uzależnienie od gier on-line (wǎngluò yóuxì). Chińczycy wydają się też bardziej podatni na najcięższe formy uzależnienia (14% w porównaniu do 4% w USA).
W czym wyjątkowość Chin? Być może jest coś na rzeczy w korelacji tych uzależnień z chińską polityką jednego dziecka. Dawno opisano syndrom „małego cesarza”: jedynacy bywają tam przedmiotem nieproporcjonalnie dużej uwagi i troski rodziców, a zarazem od małego są poddani wielkiej presji sukcesu. Nie mając naturalnego kontaktu z innymi dziećmi w domu, nawiązują kontakty w Sieci; najmłodsze pokolenie uczy się wychodzić z Ciała już w wieku przedszkolnym.
Przyjrzyj się maluchom z łatwością posługującym się tabletami – otworzą ci się oczy.
Z industrializacją i urbanizacją postępuje w Chinach także prywatyzacja życia, ściślejsze zamykanie się w czterech ścianach. A rolę naturalnych miejsc pozarodzinnej socjalizacji przejęły właśnie kafejki internetowe, nigdzie tak popularne jak w Azji. W gry on-line grają głównie młodzi mężczyźni. Tymczasem polityka jednego dziecka połączona z kulturową preferencją chłopców stworzyła wyjątkowe ciśnienie społeczne, tak że w 2005 roku stosunek mężczyzn do kobiet w całej populacji Chin został skrzywiony do karykaturalnego 120:100. (Selektywne aborcje to najprymitywniejsza metoda projektowania genetycznego).
W reakcji zaczęły powstawać w Chinach tzw. centra deprogramowania młodzieży, obozy zwalczania internetowego uzależnienia; pierwszy otworzono w 2004 roku przy Głównym Szpitalu Wojskowym w Pekinie. Rodzice nakręcani historiami jak ta o trzynastolatku z Tianjin, który po półtorej doby nieprzerwanej gry w World of Warcraft skoczył z dachu wieżowca, aby „dołączyć do bohaterów gry”, wysyłają swoje dzieci do tych ośrodków rehabilitacji, płacąc za te usługi nierzadko małe fortuny.
Jak wygląda taka rehabilitacja? Są to nieustające ć w i c z e n i a w c i e l e s n o ś c i.
Delikwentów przede wszystkim odcina się od wszelkich nośników Cyfry; w obozie mają kontakt wyłącznie z nagą analogową rzeczywistością. Deprograming opiera się głównie na tak brutalnym wmuszeniu człowieka w rygor wysiłku fizycznego – biegi, przysiady, pompki, prace i ćwiczenia, wrzeszczący nadzorcy, bicie kijami, nocne alerty, błoto i chłód i kraty – że nie jest już w stanie myśleć o niczym innym jak o prostych przyjemnościach ciała: śnie, jedzeniu, odpoczynku. Ciało staje się jego światem, ciało zamyka horyzonty umysłu, z ciała pochodzi cała przyjemność i cała tortura, w ciele zbawienie i z ciała męka, nie ma niczego poza ciałem.
Jest to wojna na śmierć i życie. Gdy do mediów przebiły się w końcu historie o zgonach dzieci w owych obozach (gdy cenzura chińska je przepuściła), zamknięto część ośrodków; inne działają nadal.
Kiedy ta wojna wybuchła? Sięgnę do prehistorycznych praktyk szamańskich, a i tak nie dotrę do źródła. Najłatwiej skwitować ją banałem: że w poczuciu rozerwania między niebem i ziemią, umysłem i ciałem, duchem i materią, wiecznością i doczesnością wyraża się specyfika kondycji ludzkiej. Wszak obok życia/śmierci i męskości/kobiecości to chyba najgłębszy dualizm kultury człowieka.
Ale nie jest też przecież tak, że owo napięcie nie zmienia się w czasie, nie maleje i nie rośnie, i nie znajduje coraz to nowych kanałów ujścia.
Żadne kompendium nie wyczerpie oczywiście tematu; zdani jesteśmy na uproszczenia, metafory, skróty. Na co można liczyć? Na aktualny a oryginalny przekrój przez te kilometrowe warstwy kultury.
Pierwsza Wojna Światowa Ciała z Umysłem była wojną religii.
Druga Wojna Światowa Ciała z Umysłem była wojną filozofii.
Trzecia Wojna Światowa Ciała z Umysłem jest wojną technologii.
Nie mają konkretnych dat początku i końca; nigdy całkiem nie wygasają, rozlewając się na inne ziemie: polityki, kultury masowej, medycyny, gospodarki.
Dopiero jednak Trzecia Wojna jest wojną naprawdę totalną, tzn. taką, która dotyka w praktycznych konsekwencjach każdego aspektu naszego życia (a nawet śmierci). (A nawet bezśmiertnego bytowania wiecznego).
Paolo Atzori & Kirk Woolford rozmawiają ze Stelarkiem
Stelarc (Stelios Arcadiou) rozszerzał ciało w performance’ach od końca lat 60. XX wieku. Na koncie ma wyposażenie swojego ciała w „Trzecią Rękę”, rozszerzenie siebie w rzeczywistość wirtualną dzięki „Wirtualnej Ręce” i ponad 25 „podwieszeń”, kiedy to zawieszał swoje ciało na hakach przekłuwających skórę.
Poszukiwania artystyczne Stelarka krążą wokół idei „ciała rozszerzonego” – zarówno fizycznie, jak i technicznie.
Q: Twoje podwieszenia natychmiast przywodzą na myśl rytuały hinduistyczne, Indian amerykańskich i tym podobne.
A: Inny kontekst to pierwotne pragnienie latania. Mnóstwo rytuałów pierwotnych obraca się wokół zawieszenia ciała, a w dwudziestym wieku astronauci naprawdę już unoszą się swobodnie w nieważkości. Akty zawieszenia lokują się gdzieś pomiędzy tymi pierwotnymi tęsknotami i dzisiejszą rzeczywistością.
Q: Zawsze