Przejęcie. Wojciech Chmielarz. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Wojciech Chmielarz
Издательство: PDW
Серия: Ze Strachem
Жанр произведения: Криминальные боевики
Год издания: 0
isbn: 9788375368888
Скачать книгу
pretensji, słuchanie, współpraca. Ale Stefan, jak zawsze zapominasz o jednej rzeczy.

      – Jakiej?

      – Panowie! – krzyknął okularnik i poczekał, aż kilka osób zwróci na niego uwagę. Potem podniósł dłonie w górę, jakby dyrygował orkiestrą. – Bo to…

      – …zła kobieta była – odpowiedzieli mu chórem siedzący dookoła mężczyźni.

      Grubas żachnął się i machnął ręką.

      – Stare!

      – Ale ciągle prawdziwe.

      Mortka zorientował się, że szeroko się uśmiecha.

      – Stefan – kontynuował okularnik – ja wiem, że rozmowa, wspólne rozwiązywanie problemów i te wszystkie rzeczy są ważne. Dlatego pozwoliłem ci założyć i moderować twój dział. Zresztą sam tam ludzi często odsyłam. Ale naprawdę, nasze byłe, nie wszystkie oczywiście, z tego, co pamiętam, to Pies na swoją złego słowa nie powiedział, ale przynajmniej niektóre eks to są wściekłe suki. Po prostu. Przecież spójrz, co spotkało Rejmona.

      Blondyn po drugiej stronie stołu usłyszał swoją ksywę i odwrócił się w stronę Mortki. Komisarz po raz pierwszy przyjrzał mu się uważniej. Kilkudniowy zarost, ziemista cera, lekko nieobecne spojrzenie. Podobnie wyglądał sam komisarz podczas swojego rozwodu. Kiedy całe życie waliło mu się na głowę.

      – Co jest?

      – Rozmawiamy o twojej byłej. O tym, co trzeba z nią zrobić.

      – Uśpić – odpowiedział błyskawicznie Rejmon i wyszczerzył zęby w smutnym grymasie, który już nawet nie przypominał uśmiechu.

      Okularnik już otwierał usta, żeby spuentować rozmowę, ale jego wzrok powędrował na drugi koniec sali. Przeprosił i podszedł do stojącego tam mężczyzny, który najwyraźniej miał ochotę podejść do ich stolika, ale jakby się bał. Okularnik zaczął mu coś tłumaczyć. Mortka był pewien, że go zachęci, przyprowadzi do reszty, ale stało się coś odwrotnego. Macio chwycił nowo przybyłego pod ramię i wyprowadził z sali.

      – Pies?! – Mortka wyrwał się z zamyślenia i dopiero po chwili zorientował się, że chodzi właśnie o niego. To był Rejmon.

      – Tak?

      – Ty pracujesz w policji, tak?

      – Tak.

      – A mówili ci o mojej żonie? Bo wiesz, oskarżyła mnie… – przerwał. Reszta zdania nie mogła mu przejść przez gardło.

      – Mówili.

      – To co ja mam teraz zrobić?

      – Nie wiem – odpowiedział Mortka szczerze.

      Blondyn po drugiej stronie stołu zmarszczył brwi, jakby zastanawiał się, czy Mortka mówi prawdę czy nie.

      – To był Brunek? – zapytał Rejmon wracającego do nich Macia. Ten potwierdził skinieniem.

      – Czemu do nas nie przyszedł?

      – Nie mógł. Śpieszył się. Chciał mi tylko oddać kasę – odpowiedział szybko okularnik, jakby chciał skończyć temat.

      Ten Brunek niczego mu nie dał i raczej nigdzie się nie śpieszył – pomyślał Mortka. Na usta już cisnęły mu się pytania, które chciał zadać, ale zdusił je w sobie. Psie nawyki. Przydają się w pracy, ale teraz miał wolne. Cokolwiek tam się zdarzyło, zresztą, pewnie nic istotnego, nie było jego sprawą. Teraz Mortka chciał się tylko napić. Spędzić miło czas.

      Sięgnął po piwo.

      Potem, już w domu, zadzwonił telefon. Było późno, a jemu przyjemnie szumiało w głowie po pobycie w tej knajpie, bo w końcu się tam rozluźnił – po prostu pił, śmiał się i rozmawiał o rzeczach mało istotnych. Sport, samochody, mechanicy. Nic ważnego, nic trudnego. Żadnych myśli o przeszłości, żadnych obaw o przyszłość.

      Odebrał, nawet nie patrząc na wyświetlacz.

      – Cześć, Kuba – usłyszał przyjazny i łagodny głos Oli. Mimowolnie spiął się, próbując brzmieć bardziej trzeźwo, niż był w rzeczywistości.

      – Cześć.

      – Tak tylko dzwonię, żeby dowiedzieć się, jak się czujesz. Po tej imprezie wczoraj.

      No tak, przyjęcie u Adama. Dzisiaj spotkanie w knajpie. Towarzyski człowiek się z niego zrobił.

      – Dobrze. Dziękuję.

      Kilka sekund niezręcznej ciszy.

      – Przyjedziesz jutro do chłopców?

      – Tak, oczywiście. Tak jak się umawialiśmy. O szesnastej.

      – Świetnie.

      Następne kilka sekund ciszy. Czekał na jej głos.

      – Trzymaj się, Kuba.

      Rozłączyła się, zanim zdążył jej odpowiedzieć. Stał przez chwilę bez ruchu, a potem opadł powoli na łóżko. Położył sobie telefon komórkowy na piersi i odetchnął głęboko. Myślał o Oli.

      Myślał, że ona myśli o nim.

      Szybki bieg. Równe tempo. Pamiętać o oddechu. Krok za krokiem, zmusić mięśnie do działania, chociaż już piekły z wysiłku. Nie dać się.

      Podobno niektórzy biegali dla przyjemności. Mogła to zrozumieć. U niej to była jednak zawsze walka.

      Sucha pędziła przez ciemny park Skaryszewski alejkami rozświetlonymi pomarańczowym blaskiem latarń, których szklane klosze wyglądały jak chińskie lampiony. Była niemal sama. Co pewien czas mijała zakochane pary, splecione ze sobą w uścisku. Gdzieś z boku słyszała odgłosy imprezy, która odbywała się na parkowym trawniku.

      Zwolniła i wyrównała krok.

      W przeciwieństwie do większości biegaczy Sucha biegała bez słuchawek w uszach. Chciała słyszeć: to, co się dzieje wokół, swój oddech, bicie serca, stopy uderzające miarowo o parkową ścieżkę. Muzyka w uszach pozwalała zabić nudę, pomagała umysłowi odpłynąć, odprężyć się. Ale ona wolała być w pełni świadoma każdego swojego ruchu. Nie znasz własnego ciała, jeśli nie rozumiesz sygnałów, które ono ci wysyła. Nie zrozumiesz sygnałów, jeśli nie nauczysz się ich rozpoznawać. Nie nauczysz się ich rozpoznawać, jeśli na treningu, zamiast ich wypatrywać, zagłuszasz je kolejnymi kawałkami z podręcznego odtwarzacza. Każdy ból mięśnia, każdy źle postawiony krok, każdy urwany oddech był wiadomością, którą należało odebrać, zinterpretować, a potem wykorzystać podczas treningu.

      Tylko w ten sposób człowiek stawał się lepszy.

      Ale czasami umysł potrzebował dodatkowego zajęcia. Inaczej się nudził. A nuda była wrogiem. Dlatego starała się jej do siebie nie dopuścić. Przypominała sobie wydarzenia z dnia, zebrane informacje, kategoryzowała je, wkładała do odpowiednich szufladek, a kiedy już się tam znalazły, wyjmowała je z powrotem, obracała w myślach, łączyła z innymi. Tak jak dzisiaj: orzeszek ziemny. Arachis hypogaea. Gatunek rośliny z rodziny bobowatych. Pochodzący z Ameryki Południowej. Główni producenci to Chiny, Indie, Nigeria i Stany Zjednoczone oraz kraje Afryki Subsaharyjskiej. W Europie występuje na Bałkanach, we Włoszech, Francji.

      Nie. To nie miało sensu. To musiał być jakiś żart. Głupi dowcip. Tylko kto, do cholery, żartuje w ten sposób?

      Przyśpieszyła. Paradoksalnie to właśnie w ten sposób łatwiej jej się było skupić.

      Arachis hypogaea. Dorasta do pięćdziesięciu centymetrów. Liście mają do siedmiu centymetrów