Przejęcie. Wojciech Chmielarz. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Wojciech Chmielarz
Издательство: PDW
Серия: Ze Strachem
Жанр произведения: Криминальные боевики
Год издания: 0
isbn: 9788375368888
Скачать книгу
był więc kolejny samotny wieczór.

      Jak to się więc stało, że teraz Kaśka siedziała naprzeciwko najprzystojniejszego mężczyzny, jakiego widziała od co najmniej roku, a który do tego podawał jej kawę z ujmującym uśmiechem?

      – Na pewno nie chce pani ciastka? Lodów?

      Potrząsnęła głową i natychmiast poprawiła włosy. Jezu – pomyślała, dostrzegając swoje odbicie w szybie cukierni – jak ja wyglądam.

      Spotkali się w sklepie, osiedlowym markecie tuż pod jej blokiem. Poszła tam w dresie, zwykłym T-shircie i wytartej domowej bluzie z dużymi kieszeniami, gdzie mogła schować portfel. Zupełnie się nie przygotowała. Nie nakremowała, nie umalowała. Było jej widać wszystkie te cholerne drobne zmarszczki wokół oczu i ust. Zamiast ładnej fryzury miała zwykłą szopę na głowie. A biust… Nosiła do pracy staniki, dzięki którym jej piersi wyglądały fantastycznie, ale przez ten domowy niepokojąco przypominały dwa wymiona. Chciała się zapaść pod ziemię. Nie powinna się zgadzać na tę kawę, nie powinna tutaj przychodzić. Ale wziął ją z zaskoczenia.

      „Co za spotkanie – powiedział. – Jestem ojcem jednego z pani dzieci. Pójdziemy na kawę?”

      I uśmiechnął się tak, że zmiękły jej nogi. Potrafiła się tylko zgodzić.

      Wyglądał fantastycznie. Wysoki, wysportowany. Opalony.

      – Jest pani ładniejsza niż na zdjęciach – powiedział.

      O mało nie zakrztusiła się kawą. Musiała chwycić chusteczkę i wytrzeć usta.

      – Dziękuję.

      Oczy mu błyszczały. I patrzył na nią tak, jakby nic innego nie istniało.

      – Czyim jest pan ojcem? – zapytała.

      – Pawła z trzeciej.

      Przypomniała sobie tego chłopca. Grzeczny, dobrze wychowany, ale szybko się nudził. Wiercił się na krześle, jakby miał owsiki. Zmarszczyła brwi.

      – Ale Paweł…

      – Wiem – przerwał jej łagodnie, zanim zdążyła dokończyć. – To skomplikowana historia. Zresztą, to nie o tym chciałem z panią rozmawiać.

      – Nie?

      Teraz on się speszył.

      – Przepraszam, ale kiedy panią zobaczyłem… To był impuls, wie pani. Nikogo tutaj nie znam, panią to właściwie tylko ze szkolnych zdjęć Pawła, ale tam w sklepie… Po prostu słowa same wyszły mi z ust. Ot, tak. Sam nie wiem dlaczego… – Obrócił się w stronę lady ciastkarni, próbując ukryć zmieszanie. – Może jednak ciasto albo lody? – zapytał z nadzieją.

      – Nie, dziękuję.

      Sięgnął szybko po filiżankę i wypił dwa duże łyki kawy.

      – Przedstawiłem się w ogóle? – zapytał.

      – Nie.

      Wzniósł oczy w górę i pokręcił głową.

      – Przepraszam. Adrian.

      – Kasia.

      Wyciągnął do niej dłoń. Podała mu swoją, myśląc, że ją uściśnie, ale on ją delikatnie uchwycił, a potem pocałował, ledwie muskając wargami. Lekko otworzyła usta, zaskoczona. Spojrzał na nią z niepokojem.

      – Znowu się wygłupiłem? U nas się tak robi.

      – Nie, to było bardzo miłe. U was? To znaczy gdzie?

      – W Hiszpanii.

      – Pan jest stamtąd?

      – Pół na pół – odpowiedział. – Matka stąd, ojciec stamtąd.

      – To dlatego tak dobrze mówi pan po polsku…

      – Miło mi to słyszeć. Mama o to dbała. Mam nawet polski paszport.

      – Naprawdę?

      – Podwójne obywatelstwo – potwierdził. – Ale na stałe mieszkam tam. Do Polski przyjechałem na kilka tygodni załatwić interesy i osobiste sprawy. Ale o tym nie chcę pani mówić. Poza tym byłoby to chyba trochę niezręczne. Ze względu na matkę Pawła.

      – Tak, oczywiście – powiedziała. Odczuła pewną ulgę. Przez kilka lat pracy jako nauczycielka w prywatnej szkole naoglądała się dziwacznych sytuacji rodem z tandetnych oper mydlanych. Przez chwilę bała się, że Adrian będzie próbował ją wciągnąć w taką awanturę. Ale nie. Wyglądał po prostu na zwykłego, lekko zagubionego w obcym mieście faceta, który miał potrzebę z kimś porozmawiać.

      Spojrzał na zegarek. Kaśka nie znała się, ale ten wyglądał na dość drogi.

      – Przepraszam, ale muszę się zbierać.

      Wyjął z portfela banknot dwudziestozłotowy i położył go pod pustą filiżanką. Odwróciła wzrok, bo nie chciała, żeby pomyślał, że sprawdza, ile ma pieniędzy. Przyglądała się zaparkowanym nieopodal samochodom. Adrian chrząknął cicho.

      – Tak sobie pomyślałem – zaczął nieśmiało. – Może… sam nie wiem. Co byś powiedziała na kolację? Dzisiaj wieczorem.

      Przypomniała sobie o Asi. O tym, że miała do niej zadzwonić, o winie, na które się umawiały od wieków. Ale skoro tyle je odwlekały, to jeszcze trochę mogło poczekać.

      – Z przyjemnością.

      – O ósmej? Powiedzmy pod tą cukiernią. Zabiorę cię stąd.

      Kiwnęła głową.

      – W takim razie do zobaczenia.

      – Zaczekaj!

      Spojrzał na nią pytająco.

      – To może głupie pytanie… – Poprawiła kosmyk włosów, który opadł jej na czoło. – Ale czy ty przypadkiem nie jesteś sławny? W tej Hiszpanii.

      – Nie. Dlaczego?

      Wskazała na stojący po drugiej stronie ulicy samochód, w którym siedział mężczyzna.

      – Bo tamten facet robił ci zdjęcie. To znaczy nam. Takim aparatem jak paparazzi – wyjaśniła.

      Adrian wyprostował się i zmrużył powieki. A potem powoli pokręcił głową z poważną miną. Dopiero po chwili pozwolił sobie na uśmiech.

      – Nie. Nie jestem sławny. To musi być jakaś pomyłka – powiedział. – To o ósmej?

      – O ósmej.

      Pocałował ją w dłoń na pożegnanie i wyszedł z kawiarni. Wypiła swoją kawę, uśmiechając się pod nosem. Nie mogła się doczekać, kiedy opowie o tym spotkaniu Aśce. To był dzień, kiedy nie miało się nic wydarzyć. A wydarzyło się coś bardzo przyjemnego. Coś, co mogło mieć jeszcze przyjemniejszy ciąg dalszy.

      Nie zauważyła, kiedy samochód z fotografem odjechał.

      – Powiedz mi, że masz jakieś dobre wiadomości – rzucił Andrzejewski, wchodząc do pokoju.

      – Żadnych – przyznał Mortka.

      Andrzejewski zmrużył powieki, a potem z jego gardła wydobyło się niewyraźne chrząknięcie.

      – Ależ wy tu macie gorąc – stwierdził podinspektor. Wyjął z kieszeni chusteczkę i otarł krople potu z czerwonej od opalenizny łysiny. – Można? – zapytał, wskazując na miejsce obok Suchej. Policjantka kiwnęła głową. Oprócz nich w sali konferencyjnej nie było nikogo.

      – Powiedz mi w takim razie, że macie cokolwiek.

      – Mamy