Na chwilę zapadła cisza.
– Słuszna uwaga – zauważyła w końcu Crumley. – Ale może wzięła sobie honorarium, zanim podniosła alarm, że znalazła trupa?
– Chcesz powiedzieć, że go obrabowała?
– No cóż, czy to był rabunek? Ze swojej strony dotrzymała umowy.
Harry pokiwał głową.
– Może i tak. Kiedy możemy z nią porozmawiać?
– Dziś po południu. – Crumley odchyliła się na krześle. – Jeżeli nikt nie ma nic więcej do powiedzenia, to muszę was prosić, żebyście wyszli.
Nikt się nie odezwał.
Za radą Nho Harry zostawił sobie na dotarcie do ambasady trzy kwadranse. W ciasnocie, która panowała w wiozącej go na dół windzie, usłyszał nagle znajomy głos:
– I know now, I know now! Solskjaer! Solskjaer!
Harry odwrócił głowę i uśmiechnął się potakująco.
A więc to jest najsłynniejszy Norweg na świecie. Piłkarz, który był rezerwowym napastnikiem w drużynie z przemysłowego miasta w Anglii, pokonał wszystkich podróżników, malarzy i pisarzy. Po dłuższym zastanowieniu Harry doszedł jednak do wniosku, że mężczyzna w windzie najprawdopodobniej miał rację.
10
Na osiemnastym piętrze za wielkimi dębowymi drzwiami i dwiema śluzami bezpieczeństwa Harry znalazł metalową tabliczkę z norweskim królewskim lwem. Recepcjonistka, młoda, pełna wdzięku Tajka o maleńkich ustach, jeszcze mniejszym nosku i aksamitnych piwnych oczach w okrągłej twarzy, przestudiowała jego identyfikator. Na jej czole pojawiła się głęboka zmarszczka. W końcu dziewczyna podniosła słuchawkę telefonu, wyszeptała do niej trzy sylaby i zaraz się rozłączyła.
– Gabinet panny Wiig to drugie drzwi po prawej stronie, sir – oznajmiła z uśmiechem tak promiennym, że Harry zaczął się zastanawiać, czy od razu się w niej nie zakochać.
– Proszę wejść – rozległo się wołanie, kiedy zapukał. Tonje Wiig siedziała pochylona nad wielkim tekowym biurkiem, wyraźnie zajęta robieniem notatek. Podniosła wzrok, uśmiechnęła się lekko, uniosła z krzesła długie chude ciało w kostiumie z białego jedwabiu i ruszyła w stronę Harry’ego z wyciągniętą ręką.
Tonje Wiig była dokładną odwrotnością recepcjonistki; na podłużnej twarzy nos, usta i oczy walczyły o miejsce, i nos zdawał się wygrywać. Przypominał nieregularną bulwę jakiejś rośliny, lecz zapewniał przynajmniej minimum przerwy między wielkimi, mocno umalowanymi oczami. Panna Wiig nie była jednak brzydka, a z pewnością znaleźliby się mężczyźni, którzy stwierdziliby, że jest obdarzona swoistą klasyczną urodą.
– Dobrze, że wreszcie pan tu jest, sierżancie. Szkoda tylko, że z powodu tak smutnych wydarzeń.
Harry ledwie zdążył dotknąć jej kościstych palców, bo zaraz przyciągnęła rękę do siebie.
Tonje Wiig upewniła się, czy w mieszkaniu ambasady, które oddano mu do dyspozycji, wszystko jest w porządku, i poprosiła, by od razu zgłaszał, jeśli tylko ona lub ktoś inny z pracowników placówki będzie mógł w czymkolwiek pomóc.
– Bardzo byśmy chcieli mieć tę sprawę już za sobą – powiedziała, pocierając delikatnie skrzydełko nosa, tak aby nie rozmazać makijażu.
– Rozumiem.
– To były dla nas ciężkie dni. Być może zabrzmi to brutalnie, ale świat idzie naprzód, a my z nim. Niektórzy uważają, że pracownicy ambasady wyłącznie chodzą na koktajle i świetnie się bawią, ale w rzeczywistości trudno bardziej oddalić się od prawdy. Akurat w tej chwili mam ośmioro Norwegów w szpitalu i sześcioro w więzieniu, w tym czworo skazanych za posiadanie narkotyków. „VG” dzwoni codziennie. Okazuje się, że na dodatek jedna z osadzonych jest w ciąży, a w zeszłym miesiącu Norweg zginął w Pattai, wypadł przez okno. To już drugi taki wypadek w tym roku. Mnóstwo zamieszania. – Z rezygnacją pokręciła głową. – Pijani marynarze i przemytnicy heroiny. Widział pan tutejsze więzienia? Straszne. A myśli pan, że jak ktoś zgubi paszport, to ma ubezpieczenie albo pieniądze na powrót do domu? Skąd. O wszystko musimy zadbać my. Dlatego sam pan się domyśla, jak ważny jest powrót do normalnej pracy.
– O ile dobrze rozumiem, to pani automatycznie przejęła obowiązki ambasadora po jego śmierci?
– Tak, to ja jestem chargé d’affaires.
– Ile czasu minie, zanim zostanie mianowany nowy ambasador?
– Mam nadzieję, że niedużo. Zwykle trwa to miesiąc albo dwa.
– Nie lubi pani być sama odpowiedzialna za wszystko?
Tonje Wiig uśmiechnęła się krzywo.
– Nie to miałam na myśli. Pełniłam już obowiązki chargé d’affaires przez pół roku, zanim przysłano tu Molnesa. Mówię tylko, że liczę na możliwie najszybsze wprowadzenie jakiegoś stałego rozwiązania.
– Więc ma pani nadzieję na objęcie stanowiska ambasadora?
– No cóż. – Podciągnęła kąciki ust do góry. – To byłoby naturalne, ale obawiam się, że z Królewskim Norweskim Ministerstwem Spraw Zagranicznych nigdy nic nie wiadomo.
Przez pokój przemknął jakiś cień, a przed Harrym nagle stanęła filiżanka.
– Pije pan chaa rawn? – spytała panna Wiig.
– Nie wiem.
– Przepraszam – roześmiała się. – Tak szybko zapominam, że ktoś może tu być nowy. To gorąca tajska czarna herbata. Ja praktykuję tutaj high tea, czyli podwieczorek, chociaż według angielskich tradycji nie powinien być podawany przed drugą.
Harry poprosił o herbatę i gdy następnym razem spuścił wzrok, okazało się, że ktoś już napełnił jego filiżankę.
– Sądziłem, że tego rodzaju tradycje zniknęły wraz z kolonistami.
– Tajlandia nigdy nie była niczyją kolonią – uśmiechnęła się Tonje Wiig. – Ani angielską, ani francuską, w przeciwieństwie do sąsiednich krajów. Tajowie są z tego bardzo dumni. Moim zdaniem aż za bardzo. Odrobina angielskich wpływów jeszcze nikomu według mnie nie zaszkodziła.
Harry wyjął notatnik i spytał, czy ambasador mógł być zamieszany w jakieś ciemne sprawki.
– Ciemne sprawki, sierżancie?
Krótko wyjaśnił, co przez to rozumie, dodał też, że ofiary ponad siedemdziesięciu procent wszystkich zabójstw są zamieszane w jakieś nielegalne przedsięwzięcia.
– Nielegalne? Molnes? – Energicznie pokręciła głową. – On nie jest… to znaczy nie był takim typem.
– Czy mógł mieć wrogów?
– Nie wyobrażam sobie. Dlaczego pan o to pyta? Raczej niemożliwe, żeby to był zamach.
– Na razie wiemy bardzo mało, więc wszystkie ewentualności pozostają otwarte.
Panna Wiig wyjaśniła, że w poniedziałek, w który zginął, Molnes bardzo wcześnie pojechał na spotkanie. Nie mówił, dokąd się wybiera, lecz to akurat nie było niczym niezwykłym.
– Zawsze miał przy sobie telefon komórkowy, więc mogliśmy się z nim kontaktować, gdyby coś