– Widzę, że jesteś zajętym człowiekiem – odezwał się Harry. – Dlatego proponuję, żeby to trwało jak najkrócej. Najważniejsze, abyśmy się nawzajem rozumieli. Jestem wprawdzie cudzoziemcem, a ty Tajem…
– Nie Tajem, Chińczykiem – rozległo się kolejne burknięcie.
– Czyli że sam jesteś cudzoziemcem. Rzecz w tym…
Zza lady dobiegł dźwięk, który miał być chyba drwiącym śmiechem. W każdym razie właściciel motelu otworzył usta, odsłaniając kolekcję zbrązowiałych, rozmieszczonych przypadkowo zębów.
– Nie jestem cudzoziemcem, jestem Chińczykiem. To dzięki nam Tajlandia funkcjonuje. Nie ma Chińczyków, nie ma biznesu.
– W porządku. Jesteś biznesmenem, Wang. Wobec tego mam dla ciebie propozycję handlową. Prowadzisz burdel i możesz sobie przerzucać tyle papierów, ile sobie chcesz, ale tego nie zmienisz.
Chińczyk zdecydowanie pokręcił głową.
– To nie burdel. Motel. Wynajem pokoi.
– Daj spokój. Mnie interesuje tylko to zabójstwo. Zamykanie alfonsów to nie moja sprawa, chyba że ją za taką uznam. Dlatego, tak jak mówiłem, mam propozycję handlową. Tu, w Tajlandii, władze niezbyt pilnie przyglądają się ludziom takim jak ty, po prostu jest was na to zdecydowanie zbyt wielu. Zwyczajne zawiadomienie policji też nie wystarczy. Może płacisz kilka bahtów w brązowej kopercie, żeby cię zostawiono w spokoju. Dlatego też za bardzo się nas nie boisz.
Właściciel motelu znów pokręcił głową.
– Nie daję żadnych pieniędzy. To nielegalne.
Harry się uśmiechnął.
– Kiedy ostatnio to sprawdzałem, Tajlandia zajmowała trzecie miejsce na świecie wśród krajów o najwyższym stopniu korupcji, więc bardzo proszę, nie traktuj mnie jak idioty.
Harry pilnował się, żeby nie podnosić głosu. Groźby zazwyczaj działają mocniej, gdy wypowiada się je neutralnym tonem.
– Ale problem i twój, i mój polega na tym, że ten facet, którego znaleziono u ciebie w pokoju, to dyplomata z mojego kraju. Jeśli będę musiał napisać w sprawozdaniu, że podejrzewamy, iż zginął w burdelu, nagle stanie się to sprawą polityczną i twoi przyjaciele z policji nie będą mogli ci już pomóc. Władze poczują się zmuszone zamknąć ten przybytek, a Wanga Lee wpakować do więzienia. Będą przecież musiały okazać dobrą wolę i zademonstrować skuteczne stosowanie prawa w swoim kraju. Nie mam racji?
Po kamiennej twarzy Azjaty trudno było poznać, czy Harry trafił w sedno.
– Ale z drugiej strony może się przecież zdarzyć co innego: napiszę w raporcie, że to ta kobieta umówiła się z tym mężczyzną, a motel został wybrany przypadkowo.
Chińczyk popatrzył na Harry’ego. Mrugnął, zaciskając powieki, jakby wpadł mu do oczu jakiś paproch. W końcu się odwrócił, odsunął na bok kotarę zasłaniającą drzwi i skinął na Harry’ego. Za kotarą znajdował się nieduży pokoik ze stołem i dwoma krzesłami. Chińczyk dał Harry’emu znak, że ma usiąść. Postawił przed nim filiżankę i nalał do niej płynu z termosu. Zapachniało miętą tak mocno, że aż zapiekło w oczach.
– Żadna z dziewczyn nie chce pracować, dopóki zwłoki tu leżą – powiedział Wang. – Jak szybko możecie je stąd zabrać?
Biznesmeni pozostają biznesmenami na całym świecie, pomyślał Harry, zapalając papierosa.
– To zależy od tego, jak szybko uda nam się wyjaśnić, co tu zaszło.
– Ten człowiek przyjechał tutaj około dziewiątej wieczorem i zażyczył sobie pokoju. Obejrzał menu i powiedział, że chce Dim, tylko najpierw musi trochę odpocząć. Miał zadzwonić i dać znać, kiedy dziewczyna może przyjść. Zapowiedziałem, że i tak płaci za godziny wynajęcia pokoju. Stwierdził, że w porządku, i dostał klucz.
– Menu?
Chińczyk podał mu coś, co rzeczywiście wyglądało na kartę dań. Harry zaczął ją przeglądać. Były tam zdjęcia młodych Tajek w strojach pielęgniarek, w siatkowych pończochach, w obcisłych lakierowanych gorsetach, z batem, z mysimi ogonkami w szkolnych fartuszkach i nawet w mundurach policyjnych. Pod zdjęciami i nagłówkiem VITAL INFORMATION wpisano wiek, cenę i informacje o pochodzeniu dziewczyn. Harry zauważył, że miały od osiemnastu do dwudziestu dwóch lat. Ceny wahały się od tysiąca do trzech tysięcy bahtów. Prawie wszystkie dziewczyny podobno znały języki i miały doświadczenie pielęgniarskie.
– Przyjechał sam? – spytał Harry.
– Tak.
– I w samochodzie też nikogo nie było?
Wang pokręcił głową.
– Skąd ta pewność? Przecież mercedes ma przyciemniane szyby, a ty siedziałeś tu, w środku.
– Zwykle wychodzę sprawdzić. Zdarza się, że niektórzy przyjeżdżają z kolegą, a kiedy jest dwóch, to muszą płacić za dwuosobowy pokój.
– Rozumiem. Dwuosobowy pokój, podwójna cena.
– Nie podwójna. – Wang znów pokazał szczerbaty uśmiech. – Na osobę wychodzi taniej.
– I co było potem?
– Nie wiem. Mężczyzna podjechał samochodem pod numer sto dwadzieścia, tam, gdzie teraz leży. To w głębi, więc po ciemku nie widzę, co się tam dzieje. Zadzwoniłem do Dim, przyjechała tu i czekała. Po jakimś czasie posłałem ją do niego.
– A jak Dim była przebrana? Za konduktorkę w tramwaju?
– Nie, nie. – Wang przerzucił menu na ostatnią stronę i z dumą pokazał zdjęcie młodej, szeroko uśmiechniętej Tajki w krótkiej sukience ze srebrnymi pajetkami i białych butach z łyżwami. Stała z jedną nogą za drugą, z lekko ugiętymi kolanami i rękami uniesionymi w bok, jakby właśnie zakończyła udany program dowolny. Na smagłej twarzy miała namalowane duże czerwone piegi.
– I to ma być… – zaczął Harry z niedowierzaniem, odczytując nazwisko pod zdjęciem.
– No właśnie. Tak, tak, Tonya Harding. Ta, która pobiła tę drugą Amerykankę, tę ładną. Jak chcesz, Dim może być też tą drugą…
– Dziękuję, nie skorzystam – odparł Harry.
– Bardzo popularna. Szczególnie wśród Amerykanów. Jak chcesz, będzie płakać. – Wang palcami pokazał łzy na policzkach.
– Znalazła go w pokoju z nożem w plecach. Co było dalej?
– Przybiegła tu z krzykiem.
– Na łyżwach?
Wang spojrzał na Harry’ego z wyrzutem.
– Łyżwy wkłada, dopiero jak zdejmie majtki.
Harry pojął praktyczną zaletę takiego rozwiązania i dał Chińczykowi znak, żeby mówił dalej.
– To już wszystko, policjancie. Wróciliśmy do tego pokoju i sprawdziliśmy jeszcze raz, zamknąłem go na klucz