Zanim nadejdzie jutro. Tom 3. Druga strona nocy. Joanna Jax. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Joanna Jax
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Историческая литература
Год издания: 0
isbn: 978-83-7835-724-7
Скачать книгу
dni potem stała przed ołtarzem tuż za Apolonią. Była świadkiem jej zaślubin z Marianem Fujarką. Towarzyszył jej Grzegorz, który był drużbą. Zerkała ukradkiem na niego, gdy ksiądz wypowiadał przysięgę małżeńską i wyobrażała sobie, że niebawem podobne słowa wygłosi w jej stronę Grzegorz Ossowiecki. Ze wszystkich sił chciała uciec od wspomnień jej własnego ślubu. Pobrali się z Pawłem w Krakowie, jej rodzinnym mieście, i w tamtym momencie poczuła, że zyskała nie tylko męża, ale również najlepszego przyjaciela. Miała nadzieję, iż jej ukochany Paweł spogląda teraz gdzieś z nieba na nią i błogosławi jej związkowi z Grzegorzem.

      Apolonii drżał głos, gdy przysięgała dozgonną miłość Marianowi Fujarce. On zaś, dla odmiany, wygłaszał swoje kwestie ze stanowczością, z jaką wydaje się rozkazy.

      Po ceremonii Błażej nie wytrzymał i szepnął do pana Mariana:

      – Ależ pan masz nerwy. Chyba ze stali…

      – Chłopcze, dałem radę trzem carskim oficerom na koniach, z kulą w nodze szedłem trzynaście kilometrów i przez tydzień żarłem liście z drzew, to i babę przetrwam – z godnością odparł Fujarko.

      – Jeszcze nie zna pan Apolonii. – Nina zachichotała, a potem, gdy już wszyscy się rozeszli, udała się na krótki spacer z Grzegorzem.

      Na ślubie nie pojawiły się córki Mariana Fujarki. Pan młody twierdził, że skoro to tylko dla kwitu ten ożenek, nie ma co im głowy zawracać. Może postąpił słusznie, bowiem młode dziewczyny mogłyby się nieco wystraszyć nowej macochy.

***

      Za kilka godzin Grzegorz Ossowiecki wyruszał do obozu w Szachrisabz. Błażej liczył, że po powrocie opowie mu trochę o tym miejscu, ponieważ podobna podróż czekała Piotrowskiego już za parę dni. Z jednej strony był podekscytowany, bo siedzenie w obozie nużyło go. Co prawda pomagał przy rozstawianiu nowych namiotów, rozładunku dostaw, a niekiedy na stołówce, ale on chciał robić coś bardziej doniosłego, a wiedział, że w nowym obozie rozpocznie regularne szkolenie wojskowe. Poza tym z uwagi na Gabrielę pragnął jak najszybciej wyjechać z Jungijul. Obawiał się, że jeszcze kilka rozmów z nią i zmięknie. Zacznie sobie tłumaczyć poczynania panny Kąckiej według jej filozofii i znowu uwierzy, iż to wszystko nie jest takie, na jakie wygląda. A potem myślał sobie, że kolejnego policzka od Gabrieli już nie zniesie. Ani tego w przenośni, ani dosłownie. Dlatego uznał, iż z dala od niej pozbędzie się podobnych dylematów. Martwił się jedynie o małą Nelę, ale ta, zdaje się, znalazła sobie towarzystwo, z panią Niną dogadywała się bardzo dobrze, więc z każdym dniem czuł się coraz bardziej spokojny o jej los. Uznał, że pozałatwiał wszystkie sprawy, łącznie ze zorganizowaniem dla Apolonii Ryszewskiej małżonka, i był gotów do drogi oraz nowych wyzwań.

      Wieczorem, gdy znalazł się w pobliżu swojego namiotu, usłyszał, że dobiegają z niego jakieś wrzaski. Pobiegł co tchu i zdyszany wszedł do środka. Na szczęście nie dochodziło tam do żadnych drastycznych scen, bo Gabriela z panią Niną chichotały jak pensjonarki, a mała Nela im wtórowała, chociaż nie bardzo wiedziała, z czego się śmieją. Natomiast krzyczała Apolonia, na przemian z jej świeżo poślubionym małżonkiem.

      – Co się tu dzieje?! – ryknął Błażej.

      Zarówno chichoty, jak i wrzaski ucichły niemal natychmiast. Pierwszy odezwał się Marian Fujarko.

      – Przyniosłem graty, bo jako mąż i żona musimy mieć wspólne pomieszkanie. A szacowna małżonka posądza mnie o jakieś bezeceństwa, że będę nastawał na jej cnotę. To mnie nerw szarpnął i awantura gotowa. Ja jestem porządny człowiek, jak umowa, to umowa, poza tym sysuny tu się jakieś kręcą i dwie kobity, jakże ja bym tak mógł? – Fujarko był oburzony.

      – A musisz pan tu mieszkać? – zapytał Błażej. – Ciasno tutaj jak w kazachskiej amborze…

      – Ja muszę na żonkę mieć baczenie. Nie chcę, żeby mnie potem palcami wytykali, żem nie zadbał o połowicę. Toż ja z niej raby nie chcę zrobić. Trochę klamotów przywlokłem i własną pryczkę. Gdzieś się tutaj kątem chciałem…

      Błażej przerwał mu z westchnieniem:

      – Panie Marianie, ja za kilka dni zostanę skoszarowany. Wyjeżdżam i moje miejsce się zwolni, więc wracaj pan na razie do córek, a potem się pan wprowadzisz tutaj. A na ten czas ja się pańską żoną zaopiekuję.

      Marian Fujarko zarzucił tobołek na plecy, chwycił pryczę i oznajmił z godnością:

      – Chciałem dobrze, to mnie zwymyślała. Moja noga tu więcej nie postanie, czy wyjedziesz, czy zostaniesz na miejscu. – I nieco obrażony opuścił namiot.

      – On ma trochę racji – zaczął niepewnie Błażej, gdy zostali we własnym gronie. – A jak kacapy zwąchają, że razem nie mieszkacie, chociaż niedawno był ślub, to kto wie, czy nie każą wam zostać i jeszcze do kozy posadzą za wprowadzanie ludowej władzy w błąd.

      – On by sobie spać tu mógł. W pociągu żeśmy w kilkadziesiąt osób mieszkali w jednym wagonie, ale mnie się zdaje, że on chciał noc poślubną sobie ode mnie odebrać – dumnie odparła Apolonia.

      – Niechże pani nie przesadza – wtrąciła się Gabriela. – To wcale tak nie wyglądało.

      Ryszewska wzruszyła ramionami.

      – Ja tam nie wiem, co by mu do głowy strzeliło, jakby zrobiło się ciemno. Wolę nie ryzykować. On niby taki cherlawy i zasuszony, ale krzepę to on ma, że ho, ho. Jak tu zaczął pryczki przestawiać, to jak fryga.

      – Lepiej powiedz, żeś się obraziła, gdy stanowczo zaprzeczył niecnym zamiarom wobec ciebie – kpiarsko powiedziała Nina.

      – Nic podobnego – mruknęła Apolonia, po czym dodała: – Stręczyciele…

      Po chwili, urażona, opuściła namiot.

      Zapanował względny spokój i pozostali mieszkańcy położyli się na swoich pryczach, by w spokoju zasnąć. Nie wiadomo, jak długo Apolonia spacerowała po obozie, ale rankiem, gdy się obudzili, spała na swoim miejscu i głośno chrapała.

***

      Kilka dni później, o świcie, Błażej ucałował małą Nelę, pożegnał się z kobietami i wyszedł z namiotu, by stawić się w wyznaczonym punkcie. Tam czekała na niego i innych rekrutów ciężarówka, która miała ich zawieźć na stację kolejową, skąd ruszali do Szachrisabz.

      Dziewczynka, chociaż chciała być bardzo dzielna, tak jak obiecała to Błażejowi, uroniła kilka łez. Chłopak przyrzekł jej, że kiedyś znowu się spotkają i gdy skończy się wojna, zaopiekuje się nią, tak jak to robił ostatnio. Nela pokiwała jedynie głową, ale nie powiedziała ani słowa. Chyba dlatego, żeby znów się nie rozpłakać.

      Błażej stał już w wyjściu z namiotu, gdy obejrzał się ostatni raz, by spojrzeć na miejsce, które od kilku miesięcy było jego domem. I wtedy napotkał smutny wzrok Gabrieli. Uśmiechnął się do niej i przełknął ślinę. Jeszcze do niedawna wyobrażał sobie, że to właśnie ona będzie żegnała go najczulej, gdy los ich rozłączy. A on będzie miał ją w sercu i dzięki temu mimo tęsknoty poczuje się prawdziwym szczęściarzem. Tymczasem teraz jedyne, co potrafił sobie wyobrazić, to pannę Kącką flirtującą z kim popadnie. Jeśli robiła to, nie zważając na jego obecność, zapewne jeszcze bardziej się rozkręci, gdy go zabraknie.

      Wyszedł na zewnątrz i zaczął głęboko połykać świeże powietrze. Poranek był rześki, słońce niedawno wzeszło, a skrawki trawy pokrywała rosa. Jakże on żałował w tym momencie, że nie jest kobietą albo dzieckiem i nie może się rozpłakać. W końcu był już mężczyzną, który niebawem ruszy