Aerte. Jarosław Kasperek. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Jarosław Kasperek
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Крутой детектив
Год издания: 0
isbn: 978-83-8119-308-5
Скачать книгу
w oczach Aeny dojrzałem uznanie, a może i nawet lekką iskierkę podziwu.

      – Jaki? –  nie wytrzymała Nell.

      – Ludzki – odpowiedziałem. –  Osoba i technologia muszą być idealnie dopasowane. Sama maszyna, nawet najdoskonalsza, nie zrobi nic. Potrzebny jest pilot operujący na poziomie wielowymiarowej przestrzeni. Trafienie w odpowiedni punkt w Czasie wymaga niesamowicie szybkich regulacji, dosłownie w ułamku sekundy, by zachować równowagę. Pilot dokonuje tego łącząc się z Uniwersalną Wspólną Inteligencją, dzięki czemu jego możliwości oddziaływania za pomocą urządzeń statku wzrastają nieskończenie. Zakrzywiając sztucznie przestrzeń poprzez przemieszczanie pól elektromagnetycznych i powodując jej załamanie, można wniknąć w struktury czasowe.

      Zapadła cisza. Skończyłem. Uświadomiłem jednak sobie, tak jak i pozostali zapewne, że tym pilotem, który uruchomi tak potężne siły natury będzie najprawdopodobniej skromnie uśmiechający się teraz nasz Kapitan Uwe Ortis.

      – Dziękuję Aerte – powiedział. – Doskonale! W kilku słowach oddałeś całą istotę zagadnienia. Rzeczywiście, niecałe osiem godzin dzieli nas od strefy, gdzie możemy bezpiecznie dokonać manewru czasowego. Gdy to zrobimy, wynurzymy się z hiperprzestrzeni, na początku ziemskiego XXI stulecia, oczywiście w sporej odległości od Układu Słonecznego. Wracając do naszego zadania, nastąpiły zmiany w harmonogramie, ale nie tylko. Przede wszystkim zmieniono sam charakter misji, z pasywnego na aktywny.

      – Wow –  sapnąłem z przejęciem. Spojrzałem na dziewczyny. Wiedziały, o co chodzi. W formie pasywnej podróżnik nie jest idealnie dopasowany do wymiaru i może być np. tylko obserwatorem wydarzeń, ale nie ich uczestnikiem. W aktywnej jest idealnie dopasowany, może wpływać na wydarzenia i nawet w nich uczestniczyć. Właśnie otworzyłem usta, żeby zadać parę pytań odnośnie naszego nowego zadania, kiedy kapitan podniósł dłoń.

      – Nic z tego – oznajmił. –  Nic więcej wam nie powiem przed śniadaniem. W dołku mnie ściska z głodu.

      Ponieważ Uwe i H'natz śniadanie jedli osobno, zamknąwszy się w Sterówce i pracując, niewiele więcej mogliśmy się dowiedzieć. Spędziliśmy więc resztę czasu jaki pozostał nam do nowego etapu podróży dyskutując, snując różne domysły i teorie.

*  *  *

      Siedzieliśmy znowu w swoich fotelach. Wnętrze Kokpitu, oświetlone jedynie bocznymi punktowymi światłami wyglądało wyjątkowo przytulnie.

      Za chwilę wystartujemy w hiperprzestrzeń, gdzie nie istnieje linearny czas. Tam musimy odnaleźć punkt, gdzie mamy dotrzeć i to jest właśnie najtrudniejsze. Tak przynajmniej mówią piloci.

      Kapitan leżał na fotelu z zamkniętymi oczami, mając na głowie coś w rodzaju cienkiej metalowej obręczy.

      – Uwe jest sprzężony teraz z półorganicznym mózgiem statku, a jednocześnie jego umysł jest telepatycznie połączony z potężną, zespoloną świadomością naszych Opiekunów. Kiedy wejdziemy w hiperprzestrzeń oni wspólnie zlokalizują cel, a komputer zapisze jego współrzędne –  wyjaśniał nam cicho H'natz.

      – Kim są ci Opiekunowie? –  spytała Nell głośnym szeptem.

      Ale H'natz nie zdążył odpowiedzieć, bo nagle obraz na ekranach zamigotał, zamiast normalnego widoku gwiazd pojawiły się jakieś rozmazane pasma.

      – Jesteśmy w hiperprzestrzeni –  powiedział krótko. Wstrzymałem oddech z emocji.

      Kapitan dalej leżał nieruchomo. Po kilkunastu sekundach ekrany znowu zamigotały. Obraz gwiazd wrócił, ale były już ułożone w innej konfiguracji.

      – Wyszliśmy z nadprzestrzeni. Witamy w Starym Świecie –  oznajmił H'natz, niby obojętnie, ale w jego głosie zabrzmiała ulga.

      – Co? już? Tak szybko? –  zdziwiła się Aena.

      – No cóż. Nasz Kapitan nie jest nowicjuszem–  uśmiechnął się H'natz, pochylając się nad leżącym. Delikatnie zdjął mu z głowy obręcz i nieco mniej delikatnie potrząsnął jego ramionami. Uwe z wyraźnym trudem otworzył oczy i rozejrzał się trochę nieprzytomnie.

      – Zaraz dojdzie do siebie –  poinformował nas H'natz. –  Połączenia z tak potężnym Zjednoczonym Umysłem sprawiają, że czujesz się przez chwilę prawie Bogiem. Powrót do własnego Ja jest niezbyt przyjemny, delikatnie mówiąc to tak, jakbyś wchodził do ciasnej skrzynki.

      Zaciekawieni spojrzeliśmy na Kapitana. Wyglądało, że już wrócił do własnego Ja i nie był tym zachwycony. Machnął ręką jakby odganiał muchę i powiedział bez wyraźnego entuzjazmu.

      – Dobra, lećmy z powrotem, kierunek Ziemia.

      Rozdział IV

      Czwarty świat. Planeta Ziemia.

      Wchodzimy na orbitę. Wszystkie ochronne pola energetyczne są włączone. Jesteśmy zatem niewidoczni dla Ziemian i ich ówczesnej aparatury.

      Podczas pierwszego okrążenia Ziemi zobaczyłem na niskiej orbicie wielką, dziwaczną i dość niesymetryczną konstrukcję.

      – To jest ziemska stacja kosmiczna –  poinformował nas Uwe. –  Obsługiwana statkami o napędzie chemicznym, które to paliwo, jak wiecie, jest bardzo mało wydajne. Stacja budowana więc była po kawałku, z małych elementów przywożonych kolejnymi rakietami.

      Przyglądaliśmy się ciekawie, prawdziwa, żywa lekcja astronautyki.

      Drugie okrążenie.

      – Sporo tu śmieci – zauważyłem.

      – To satelity telekomunikacyjne, wojskowe, badawcze, a poza tym sporo złomu kosmicznego, pozostałości po różnych misjach kosmicznych.

      Wiele z tego szmelcu spali się kiedyś w atmosferze.

      Pomyślałem sobie, że Ziemia wygląda jednak całkiem ładnie z tej wysokości, prawie jak w moich czasach. Gdyby nie to przeludnienie…

      – A to co ? –  spytała nagle Aena, pokazując palcem na plamę w rogu ekranu. Wyostrzyliśmy obraz.

      – Wygląda na dyskoidalny statek kosmiczny – powiedziałem.

      – Mhm –  potwierdził H'natz. –  Właśnie nas skanuje.

      – Ja to –  zdziwiła się Aena. –  Widzi nas? A mówiliście, że ludzie tutaj nie mają takiej techniki.

      – Bo nie mają –  powiedział kapitan poważnym tonem. –  To nie jest ziemski pojazd.

      – Charakterystyczne cechy obiektu wskazują na Szaraków –  dodał H'natz wpatrując się w ekran. –  Sprawdza go nasz komputer.

      Nagle obiekt zaczął się szybko oddalać i zniknął za horyzontem planety.

      – Nie lubią nas –  stwierdził Plejadianin. –  Ostatnio bardzo im przeszkadzamy.

      – Chwileczkę –  wtrąciła Aena. –  Co to są Szaracy i co tutaj robią, na naszej Ziemi?

      – Szaracy to biologiczne androidy Jaszczurów –  odpowiedział H'natz.

      – Okaay… już prawie rozumiem. –  Aena lekko poczerwianiała, dostawszy tak wyczerpującą odpowiedź. –  Jeszcze tylko chciałabym wiedzieć, co to za Jaszczury lub coś tam… i czego tu szukają?

      Uwe uniósł wysoko brwi, wyglądał na szczerze zdziwionego. –  No nie mówcie, że nic nie wiecie na temat Jaszczurów i Szaraków. Nie mieliście tego w szkole?

      Przecząco pokręciliśmy głowami.

      Kapitan westchnął ciężko i zaczął tłumaczyć.

      – Słuchajcie,