Stwierdziłem, że dziewczyny są całkiem fajne, zwłaszcza podobała mi się Aena, chociaż wydała mi się trochę przemądrzała. Ale może jej przejdzie, z wiekiem. Byle w niezbyt podeszłym…
Tok myślenia przerwało mi nagłe, energiczne wejście Kapitana. Natychmiast zmieniłem pozycję na mniej luzacką.
– W porządku? – zapytał Uwe i nie czekając na odpowiedź, opadł na sąsiedni fotel.
– W porządku, nic się nie działo – odpowiedziałem.
Kapitan wyglądał na trochę spiętego. Świadczył o tym lekko wymuszony uśmiech i poważne spojrzenie.
Zerknąłem na niego pytająco.
– Lecimy – oświadczył krótko.
– Teraz? – zdziwiłem się.
– Jutro rano, wyśpijcie się dobrze, bo może być ciekawiej niż zakładałem.
– Aha… A dlaczego? – spytałem zaciekawiony.
– Powiem wam jutro. Spotykamy się wszyscy o dziewiątej rano, tutaj w Kokpicie. Za godzinę zmieni cię H'natz. A ja idę teraz spać. Dobranoc Aerte.
– Dobranoc Uwe – odpowiedziałem.
Znowu zostałem sam. Wyciągnąłem nogi i spojrzałem na gwiazdy. Ten widok nigdy mi się chyba nie znudzi.
Płynąłem leżąc na desce i wypatrując większej fali. Daremnie. Morze było zbyt spokojne, by dzisiejszy surfing można było uznać za udany.
Miałem dosyć. Skierowałem się w stronę brzegu i wiosłując energicznie ramionami dość szybko dotarłem do plaży. Zmęczony padłem na gorący piasek czując jak słońce przyjemnie rozgrzewa moje wyziębione, wymoczone solidnie w wodzie ciało. Leżałem tak przez chwilę i pewnie leżałbym dłużej, gdyby jakiś cień nie zasłonił mi słońca. Otworzyłem oczy. Dziwne, obok mnie stał człowiek, a przysiągłbym, że przed chwilą plaża była zupełnie pusta.
Starszy, tak na oko około trzydziestu lat, ubrany tylko w kolorowe szorty, dobrze zbudowany, opalony na brąz. Długie, czarne włosy i orli nos nadawały mu wygląd Indianina. Spojrzałem na niego pytająco, bo jeśli ktoś staje koło ciebie na pustej plaży, to chyba ma do ciebie jakąś sprawę, ale on dalej patrzył w morze, nie zwracając na mnie specjalnej uwagi.
– Dzień dobry – powiedziałem grzecznie i wstałem, tak na wszelki wypadek.
– Dzień dobry Aerte – odpowiedział, odwracając wreszcie twarz i nawet dość sympatycznie się uśmiechnął.
– Pan mnie zna? – zdziwiłem się, przyglądając mu się uważnie. Rzeczywiście, chyba już gdzieś go widziałem. Zacząłem szperać w pamięci.
Skinął głową i znowu odwrócił ją w stronę morza. Spojrzałem tam, gdzie on. Nic się nie zmieniło, z surfingu nici.
– Jeśli patrzysz tylko na powierzchnię – powiedział nagle – widzisz pozorny spokój, ale pod nią ocean tętni życiem. Wystarczy się zanurzyć.
– Zdaję sobie z tego sprawę, lubię nurkować – odparłem zdziwiony.
– Bo widzisz, wszystko, co nas otacza ma swoją powierzchnię i swoją głębię. I jeśli chcesz rozumieć ten świat i swoje w nim miejsce, nie możesz ciągle pływać po powierzchni. Eksploruj głębiej, używając swego rozumu w mniejszym zakresie niż dotychczas. Ufaj intuicji. Otwórz umysł, a niebywale poszerzysz swoje granice pojmowania.
– Ale dlaczego i po co mi to mówisz? – patrzyłem zdziwiony. – Kim ty w ogóle jesteś?
Ktoś szarpał mnie za ramię.
– Aerte! Aerte! Obudź się wreszcie!
Otworzyłem oczy. Nade mną pochylała się Aena.
– Zawsze tak mocno śpisz? Nie mogłam cię dobudzić. Za 10 minut mamy być wszyscy w Kokpicie.
– Dzięki. Miałem bardzo dziwny sen – z trudem zwlokłem się z łóżka. – Ale jestem niewyspany!
– Ja też – odpowiedziała. – Wczoraj gadałyśmy z Nell do północy, o tej wycieczce i w ogóle. Pospiesz się, to może zdążysz chociaż umyć zęby.
Nie odpowiedziałem, złapałem szczoteczkę i pobiegłem do łazienki. Kiedy wróciłem, Aena była już ,,ready" w nowym niebieskim kombinezonie… niezupełnie dopiętym z przodu. Mój wzrok odruchowo skierował się w to miejsce. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, złapała mnie za rękę i pociągnęła delikatnie.
– No chodźże wreszcie, już jesteśmy spóźnieni.
Do Kokpitu dotarliśmy oczywiście jako ostatni. Wszyscy siedzieli cichutko, a Kapitan stukał w klawiaturę nie zwracając na nikogo uwagi. H`natz siedział obok niego i gapił się w ekran. Trwało to dobrą chwilę i gdy już zacząłem przysypiać na wygodnym fotelu, Uwe wreszcie skończył i odwrócił się do nas.
– Dzień dobry wszystkim! – zaczął wesoło. – Miło was znowu widzieć w komplecie. Ponieważ za chwilę uruchomimy napęd chciałem, żebyśmy wszyscy byli na swoich stanowiskach. Pozwólcie, że przedstawię wam krótki zarys naszych zadań na dzień dzisiejszy.
– Jak zapewne wiecie – kontynuował – włączenie napędu czasoprzestrzennego nie może mieć miejsca w obrębie jakiegokolwiek układu słonecznego, ponieważ zakrzywienie przestrzeni powstałe w trakcie skoku czasowego może spowodować zakłócenia orbit ciał niebieskich.
– Tak, znamy to z teorii – wtrąciła Aena. – Ale praktycznie nigdy nie odbyliśmy takiego lotu i jeszcze nie wiemy dokładnie, w jaki sposób jest to możliwe.
– Jeszcze się o tym nie uczyliśmy – dodała Nella.
– Kto nie wie, to nie wie – powiedziałem. – Dziewczyn takie rzeczy może specjalnie nie interesują, ale ja trochę szperałem i co nieco się dowiedziałem na ten temat.
– Brawo – ucieszył się kapitan. – No to słuchamy.
Zdałem sobie sprawę że niezupełnie o to mi chodziło, moja wiedza była raczej znikoma w porównaniu z wiedzą kapitana czy H'natza i popisywanie się nią raczej nie miało sensu.
– No więc – brnąłem dalej. – Poruszanie się w Czasie i Przestrzeni należy do najbardziej zaawansowanej techniki lotów…
Chwilowo zamilkłem, zaczynając gorączkowo wygrzebywać informacje z zakamarków pamięci.
– Kontynuuj Aerte, nieźle zacząłeś – Nella uśmiechnęła się, nieco złośliwie.
– OK. Nasz statek posiada dwa, a właściwie trzy rodzaje napędu. Pierwszy, planetarny – antygrawitacyjny, za pomocą którego opuściliśmy Gaję i weszliśmy na wysoką orbitę. Drugi…
– Tachionowy, który właśnie się włączył… – dokończyła Nella. – A propos, tachiony to cząstki, które poruszają się wyłącznie z prędkością nadświetlną. Na razie żadna rewelacja.
– Nell, niegrzecznie jest przerywać – upomniał ją z uśmiechem Uwe. – Mów dalej, dobrze ci idzie.
Patrzyliśmy w ekrany. Gaja oddalała się niezwykle szybko. Statek ciągle przyspieszał.
– Tego drugiego typu napędu używamy w normalnej przestrzeni, tak jak teraz, kiedy musimy wydostać się poza granice Układu Słonecznego, co potrwa prawdopodobnie około ośmiu godzin.
Kapitan