– Zbyt wielu drani się przebiło, Dean – stwierdził Gray. – Wycofać myśliwce.
– Nie możemy przejść do defensywy, admirale. Musimy przywalić im mocno, z dala od floty!
Taka była konwencjonalna doktryna walki z użyciem lotniskowców i myśliwców.
Ale to nie była konwencjonalna walka.
– To nam nie pomoże, jeśli zmiotą naszą flotę, do cholery. Wycofać myśliwce!
– Aye, aye, sir.
Coraz trudniej było uzyskać użyteczne dane z bitewnego chaosu. Tysiące obcych jednostek wciąż nacierały na ludzkie okręty, odpierane jedynie przez jakieś czterdzieści myśliwców.
AI „Ameryki” udało się wyekstrahować z tego wszystkiego najważniejsze informacje i przekazać je ludziom do analizy, ale walka była w coraz większym stopniu w elektronicznych rękach sztucznych inteligencji.
Nagle BCI rozjaśnił błysk światła.
– Co to było? – spytał Gray.
– Już sprawdzam… – Mallory wyświetlił na ekranie „Bezimiennego”. – To Glothrowie, admirale. Pokazali pazury.
– Czego oni użyli, do cholery?
– Nie jestem pewien… ale chyba właśnie zakrzywili czas tak, że przerobili promień lasera na promieniowanie gamma.
Gray nie do końca pojmował, co to znaczy, ale nie zaskakiwało go to. Technologia Glothrów opierała się w dużej mierze na koncepcjach, których ludzie jeszcze nie rozumieli. Jedną z najbardziej zdumiewających było właśnie zakrzywianie czasu. To, jak im się to udawało, było wciąż tajemnicą, ale ziemscy ksenotechnologowie uważali, że Glothr mogą robić to za pomocą intensywnych osobliwości grawitacyjnych o małym zasięgu, skupionych wokół kadłubów ich okrętów. Rozciągając czas – sprawiając, że ułamek sekundy trwał znacznie dłużej – mogli rozproszyć energię eksplozji termonuklearnej. Była to niezła sztuczka, jeśli chciało się uniknąć usmażenia przez atomówkę. Najwyraźniej byli też w stanie wykorzystywać to do ofensywy. Zmieniając sekundę w jej ułamek, mogli znacznie zwiększyć elektromagnetyczną częstotliwość lasera, nadając mu dużo bardziej niszczycielskie właściwości.
Gray zmarszczył brwi. Ta dodatkowa energia musiała skądś pochodzić, ale nie miał pojęcia skąd. W myślach wzruszył ramionami. Kilkadziesiąt myśliwców Sh’daarów właśnie wyparowało dzięki temu promieniowi. Nie zamierzał zaglądać darowanemu koniowi w zęby. Może był to odpowiednik strzelania z lasera przez godzinę, ale skompresowany do jednego impulsu.
W tym momencie obchodziło go jednak tylko to, że gdy okręt Glothrów wystrzelił ponownie, kolejne wrogie jednostki zmieniły się w plazmę. Nadal jednak było ich zbyt wiele. Każdy z okrętów otaczała chmura myśliwców. Pojedynczo małe jednostki, wyposażone w gigawatowe lasery, nie były szczególnie silne, ale gdy strzelało ich naraz pięćdziesiąt do tego samego celu… albo sto czy pięćset… Krążownik „Leland” miał kłopoty. Największy z ziemskich okrętów bojowych, poza „Ameryką”, mierzący osiemset metrów i ważący ćwierć miliarda ton, zbudowany został wokół akceleratora magnetycznego niemal tak długiego, jak sam okręt. Było to działo przeznaczone do bombardowań planetarnych lub walki z wielkimi okrętami wroga, ale bezużyteczne przeciwko rojom myśliwców. Baterie obrony punktowej nie dawały sobie rady z całymi chmarami jednostek Sh’daar.
– „Verdun”! – zawołał Gray. – „Deutschland”! Lećcie do „Lelanda” i go wesprzyjcie!
Oba okręty były paneuropejskimi ciężkimi krążownikami. Dawni wrogowie byli teraz częścią grupy bojowej USNA w ramach gestu dobrej woli. Gray miał nadzieję, że ich obrona punktowa pomoże ocalić „Lelanda”. Europejskie okręty zmagały się jednak z własnymi problemami. Obcy atakujący samą „Amerykę” zaczęli przebijać się przez baterie punktowe. Okrętem znów zatrzęsło, przechyliło go na sterburtę.
– Straciliśmy piątą wieżyczkę – oznajmił Mallory. Wyglądało na to, że jedno z dużych dział cząsteczkowych zamontowanych na centralnej osi lotniskowca zostało zniszczone. Przez chwilę ze zdekompresowanych pomieszczeń ulatniało się powietrze wraz z chmurami odłamków i, co najgorsze, wyglądającymi w tej skali jak mrówki ludźmi. Następnie jednak otwór uszczelniono. Powietrze, uleciawszy z okrętu, zamarzło i dryfowało w przestrzeni.
Gray wiedział, że zapamięta do końca życia te ludzkie sylwetki, tak małe na tle kosmicznej otchłani. Kilka myśliwców nieprzyjaciela uderzyło w długi, smukły kadłub francuskiego krążownika „Verdun”. Wydawały się przegryzać przez poszycie, po czym wszystkie wybuchły w serii oślepiających rozbłysków, które pochłonęły centralną oś okrętu. Nastąpiły kolejne eksplozje, po których wrak zapadł się w sobie wśród chmury promieniowania, energii cieplnej i światła.
Przegrywamy – pomyślał Gray. Zginiemy tu.
– Do wszystkich okrętów – rozkazał. – Wycofujemy się do AGTR.
Nie mieli wyboru. Wsadzili nosy w ten czas i to miejsce, i zostały im one odgryzione. Musieli się wycofać, jeśli mieli ocalić choć część okrętów.
Porucznik Donald Gregory
VFA‐96 „Black Demons”
Godzina 5.16 TFT
– Wycofać się i osłaniać „Amerykę” – rozkazał Mackey. – Działają jak pierdoleni kamikaze! Musimy ich powstrzymać!
Gregory usłyszał rozkaz z BCI lotniskowca i był świadkiem unicestwienia „Verdun”, jak i zniszczeń dokonanych na samej „Ameryce”. To była beznadziejna walka. Wykorzystał już około połowy rakiet, którymi dysponował, ale w miarę jak rój wrogich jednostek coraz ciaśniej otaczał lotniskowiec, musiał przełączyć się na działo Gatlinga, wystrzeliwujące pociski kinetyczne ze zubożonego uranu. Wybuchy atomowe były dość ryzykowne w pobliżu przyjaznych jednostek, więc piloci USNA musieli korzystać z bardziej chirurgicznych metod.
Zajmowały one więcej czasu. Nie mógł po prostu krzyknąć: „Fox Jeden!” i wysadzić kilkunastu wrogich jednostek, używając jednej rakiety.
Jeden obcy myśliwiec o nieregularnym kształcie leciał od rufy „Ameryki” wzdłuż jej osi, ścigany przez Gregory’ego. Donald wystrzelił nieco pocisków kinetycznych, ale pod złym kątem, przez co odbiły się od pędzącego myśliwca, powodując nieznaczne uszkodzenia. Te, które spudłowały, trafiły w spód kopuły ochronnej lotniskowca, choć na szczęście też nie wyrządziły większych szkód. Osłony „Ameryki” wciąż pochłaniały lub odbijały większość ciosów.
Przez przerażającą chwilę Gregory myślał, że wrogi myśliwiec kieruje się do jednego z trzech lądowisk „Ameryki” w obracającej się sekcji mieszkalnej. Wróg przecisnął się jednak między nimi i ruszył w stronę wieży, położonej między modułem mieszkalnym a osłoną dziobową.
Cholera! Kierował się w stronę mostka i BCI!
Obcy myśliwiec uderzył w podstawę wieży, nieco powyżej głównego kadłuba osi lotniskowca. Starblade Gregory’ego przeleciał obok chwilę później, obracając swoją osobliwość grawitacyjną i odlatując od okrętu. Szybko hamując, odwrócił kurs i znów ruszył w stronę osi „Ameryki”, prześlizgując się obok wieży mostka. Jego AI namierzyła obcą jednostkę, która właśnie wtapiała się w poszycie okrętu. Za chwilę miała detonować, przez co okręt mógł stracić zarówno mostek, jak i bojowe centrum informacyjne.
Gregory uruchomił swojego gatlinga, wysyłając strumień szybkich pocisków. Promień cząsteczek mógłby spowodować zbyt wielkie uszkodzenia, choć w tym wypadku nie miał nawet czasu