– Oba jeszcze niesprawdzone. „Declaration” wciąż przechodzi testy. Sugeruję użyć „Ameryki”, gdy tylko wróci z Chmury N’gai.
– Ale mieliśmy wysłać ją do Czarnej Rozety. Operacja Omega.
– Do zbadania czegoś, co może być prawdziwą sferą Dysona, najlepiej mieć kilka eskadr myśliwców – powiedział Konstantin pouczającym tonem. – Lotniskowce gwiezdne mają pewne zalety, których brak krążownikom, a nawet lekkim lotniskowcom.
– Masz rację – przyznał z niechęcią Koenig. – Ale ponieśliśmy ciężkie straty. Możemy nie mieć luksusu skorzystania z naszego pierwszego wyboru.
TC/USNA CVS „Ameryka”
Mostek flagowy/BCI
Chmura N’gai
Godzina 16.40 TFT
Admirał Gray unosił się w BCI, spoglądając na splątaną dżunglę słońc przed nimi, na której tle nawet największe okręty bojowe Sh’daar wyglądały jak zabaweczki. Pamiętał ten widok z czasów ostatniej wizyty, gdy jeszcze był pilotem myśliwca pod dowództwem admirała Koeniga.
Teraz to on był admirałem…
Lokalna przestrzeń była pełna stłoczonych gwiazd, z których setki świeciły jaśniej niż Wenus na ziemskim niebie. Sześć Słońc przyćmiewało wszystkie inne – idealny heksagram olśniewająco błękitnych ciał niebieskich bezpośrednio przed nimi. Było to centrum cywilizacyjne istot zamieszkujących Chmurę N’gai. Każdy ze składników struktury miał masę czterdziestu Słońc. Wszystkie orbitowały wokół centralnego punktu grawitacyjnej równowagi w idealnej rozecie Klemperera. Był to sztuczny układ, być może nawet same słońca zostały stworzone za pomocą bardzo zaawansowanej nauki. Ich układ sugerował niesamowity poziom rozwoju.
Ponad osiemset milionów lat w przyszłości, w czasach, które dla Graya były teraźniejszością, te słońca dawno zmieniły się w supernowe, po czym zapadły się w sobie jako czarne dziury, tworząc tak zwaną Czarną Rozetę w sercu Omega Centauri. Karłowata galaktyka Chmury N’gai została pożarta przez dużo większą Drogę Mleczną. Sama Omega Centauri była właśnie resztką Chmury N’gai, osiemset siedemdziesiąt dwa miliony lat później.
Gray wpatrywał się w lśnienie Sześciu Słońc i rozmyślał, czym byli Obcy z Rozety.
Wiedział tylko, że to enigmatyczne, wysoce zaawansowane istoty o nieznanych możliwościach i niejasnym pochodzeniu, które zjawiły się w okolicy Czarnej Rozety i zaczęły budować… coś. Ogromną, tajemniczą strukturę.
Czy Obcy z Rozety byli jakoś powiązani ze Sh’daarami? Może w końcu się dowiemy – pomyślał Gray.
Na tle gromady gwiazd dało się dostrzec również wiele innych artefaktów – wszystkie będące wyraźnie dziełem cywilizacji dużo bardziej zaawansowanej i starożytnej niż ludzkość – takich jak cylindry AGTR czy sztuczne planety, nie mówiąc o dziwacznych, tajemniczych strukturach. Były to ogromne, cylindryczne habitaty długości setek kilometrów, obracające się, by zapewnić sztuczne ciążenie. Ich zakrzywione wewnętrzne powierzchnie były jak mapy. Czarne dziury otoczone przez sztuczne konstrukcje stanowiły oczywiste źródło wysokiej energii. Między stłoczonymi gwiazdami przelatywały rozległe okręty kosmiczne wielkości miast.
Kilka statków Sh’daarów, z których część była dużo większa od „Ameryki”, zebrało się wokół ludzkiej floty, na chwilę zakrzywiając przestrzeń, by przenieść grupę bojową o kilka lat świetlnych, do serca karłowatej galaktyki. Prowadziły teraz lotniskowiec i pozostałe okręty do ostatecznego celu, planety nieco większej od Ziemi, w całości pokrytej czarnym metalem i splątanymi świetlistymi węzłami czegoś, co zapewne było miastami i wielkimi zakładami przemysłowymi. Większa część planety wydawała się pokryta sztucznym, pochłaniającym światło materiałem.
Całe miasto wielkości planety.
Wyglądało na to, że metalowy świat nie miał słońca. Zamiast tego wędrował pośród gęstwiny gwiazd w centrum galaktyki, skąpany w ich świetle.
– Adjugredudhra dowodzący okrętem flagowym Sh’daarów przekazuje, że to ich stolica – oznajmił Konstantin-2. – Daar N’gah.
– Dobrze, dziękuję – odparł Gray. – Czy mamy ich pozwolenie na udanie się do konsulatu?
Po dłuższej pauzie Konstantin znów się odezwał:
– Tak, admirale. Głębia Czasu jest obecnie na dalekiej orbicie, jakieś pół miliona kilometrów dalej. Proszą, abyśmy ominęli Daar N’gah szerokim łukiem ze względu na duży lokalny ruch.
Gray stwierdził, że może to być prawda, a może też zdradzać obawy Sh’daarów, że zjawi się więcej rebeliantów, którzy mogliby zaszkodzić planecie. W każdym razie miało to sens z taktycznego punktu widzenia.
– Przekaż, że tak zrobimy.
„Ameryka”, teraz już z własnym napędem, oddaliła się od pokrytego czarnym metalem świata i udała na wskazaną orbitę. Służąca za konsulat stacja, znana nieoficjalnie jako Głębia Czasu, lśniła przed nimi w ostrym świetle Sześciu Słońc. Miała kształt srebrzystego torusa, obracającego się w celu zapewnienia mieszkańcom ciążenia.
Głębia Czasu była początkowo, osiem miesięcy wcześniej, małą stacją wojskową USNA, zbudowaną w Chmurze N’gai po to, by mieć Sh’daarów na oku. Pozwolono na to pod warunkiem jej niemal całkowitego zdemilitaryzowania. Żadnych laserów ani dział cząsteczkowych, żadnej broni kinetycznej o wysokiej szybkości, nic, co mogłoby zaburzyć upływ czasu. Jej załodze pozwolono na posiadanie broni osobistej, ale na stacji służyli jedynie ochotnicy. Ręczne lasery i miotacze nie miały szans z pięciokilometrowymi latającymi górami.
Kilka miesięcy wcześniej, kiedy „Amerykę” wysłano w daleką przyszłość, stacja Głębia Czasu w odległej przeszłości została półoficjalnym konsulatem, przyczółkiem dyplomatycznym ludzkości w Chmurze N’gai… choć znów nikt nie wiedział, co myślą o tym sami Sh’daarowie. Personel konsulatu, w tym ponad stu ksenosofontologów, badał Sh’daarów i ich cywilizację, przynajmniej w formie, w jakiej istniała w dalekiej przeszłości, w epoce znanej jako T-sub-minus.
Ludzie wiedzieli teraz, że starożytni Sh’daar przenieśli się w czasie do Drogi Mlecznej w dwudziestym szóstym wieku, w epoce zwanej T-sub-prime, i nawiązali kontakt z różnymi cywilizacjami, które toczyły wojnę z Ziemią. Nie było jasne, czy współcześni ludziom obcy byli pod kontrolą starożytnej cywilizacji z N’gai. Próby dowiedzenia się tego od starożytnych Sh’daar na razie były frustrujące i nie dostarczały konkretnych danych.
Teraz, gdy wreszcie skończyła się ziemska wojna domowa, nadszedł czas dowiedzieć się prawdy… i ostrzec starożytnych Sh’daarów przed tym, co odkryto w jeszcze dalszej przyszłości. Grupa bojowa „Ameryki” była eskortą dla emisariusza Glothrów – stanowiło to okazję, by pomachać flagą i w razie potrzeby wesprzeć Glothrów siłą ognia. Gray miał nadzieję, że nie będzie to potrzebne. Sh’daarowie tak bardzo przewyższali Ziemian możliwościami technologicznymi, że trudno było nawet ich porównywać. Ludzcy taktycy wciąż nie mieli pewności, czego Sh’daarowie przestraszyli się w „Ameryce” i jej eskorcie dwadzieścia lat temu ani dlaczego tak łatwo poszli na ustępstwa.
O ile rzeczywiście to zrobili – pomyślał Gray.
– Odległość od Głębi Czasu Jeden: cztery tysiące kilometrów – oznajmił Mallory. – Wyhamowujemy.
– Dostaliśmy telemetrię od stacji – dodała Pam Wilson, oficer komunikacyjna. – Wygląda na to, że wszystko jest w normie.
– To dobrze.