Zdobyć Rosie. Początek gry. Kirsty Moseley. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Kirsty Moseley
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Любовно-фантастические романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-276-3118-3
Скачать книгу
stanął obok Anny.

      – Nie zgadzam się na to, żono – rzucił wesoło i objął ją w pasie. Anna chwyciła go za przód koszulki i przyciągnęła do siebie, patrząc na niego tym spojrzeniem – to nie była miłość, to było coś innego, coś, jakby Ashton stał się centrum świata. Trochę mnie to krępowało i stanowczo przekraczało moją wytrzymałość, jako że na mnie nikt nigdy tak nie patrzył.

      Odchrząknąłem teatralnie. Anna westchnęła i odsunęła się od męża. Oderwała też od niego wzrok i spojrzała na mnie.

      – Wiesz, że mogłabym cię odzaprosić, Nate – ofuknęła mnie z wesołością w głosie.– Jeśli to zrobisz, dam kwiaty Rosie. – Położyłem je na kuchennym blacie, a obok postawiłem butelkę wina.

      – Dzięki, Nate, są prześliczne. – Uścisnęła mnie i poszła po wazon.

      Przeniosłem spojrzenie na Rosie, która patrzyła na mnie jakby zaskoczona.

      – Co? Myślałaś, że nie jestem miłym facetem? – podzieliłem się z nią swoim domysłem.

      Przepraszający uśmiech pojawił się na jej ustach.

      – Nie… ja po prostu… Sama nie wiem. – Obróciła się, żeby pomóc Annie włożyć kwiaty do wazonu.

      Ashton popatrzył na mnie porozumiewawczo i stanął obok.

      – Wiem, po co przyszedłeś, dlatego powiem jedno: nie skrzywdź jej, proszę. Jeśli chodzi ci tylko o seks, postaw przed nią sprawę jasno, nie zwódź jej. – Był poważny i opiekuńczy.

      Skinąłem głową niczym wzór niewinności.

      – Spokojnie, brachu, i tak nie jest mną zainteresowana. Zdążyła mi już powiedzieć, że ma faceta, więc nie mam szans.

      Ashton zmarszczył czoło i przekrzywił głowę na bok.

      – Tak ci powiedziała?

      – Aha. To gość o imieniu DJ. – Nie bardzo miałem ochotę na rozmowę o tym szczęśliwym palancie, który spał z nią każdej nocy. Ashton musiał go znać, bo zapytał o niego poprzedniego wieczoru w barze.

      Przebiegły uśmiech pojawił mu się na twarzy, kiedy kiwał głową.

      – A tak, ma faceta, który się nazywa DJ, on jest… – Wyglądał tak, jakby chciał dodać coś więcej, ale Anna podeszła do nas i objęła go w pasie, co oczywiście natychmiast odwróciło jego uwagę.

      – Zjedzmy coś, umieram z głodu – powiedziała. – Rozlejcie wino, a ja przyniosę jedzenie. Aha, zanim mnie zapytasz, Nate, naprawdę sama zrobiłam lasagne. – Pokazała mi język i uśmiechnęła się szeroko. Anna okazała się naprawdę dobrą kucharką. Miałem tylko nadzieję, że nie wszystko zostanie zjedzone i dostanę resztę do domu, dzięki czemu nie będę musiał jeść jak zawsze kanapek albo gotowego żarcia z mikrofalówki.

      – Cudownie. – Objąłem Rosie w pasie i poprowadziłem do stołu. – Usiądź koło mnie, słoneczko. Razem jakoś przetrwamy umizgiwanie się do siebie tych dwojga przy kolacji – zaproponowałem, wysuwając krzesło. Tym razem pamiętałem, jak zachowuje się dżentelmen.

      Zachichotała i usiadła.

      – A kto mi pomoże przetrwać twoje zaczepki, od których na pewno się nie powstrzymasz?

      – Hm, nie ma dla ciebie nadziei, masz przerąbane. – Wzruszyłem ramionami i usiadłem na krześle obok.

      Reszta wieczoru minęła mniej więcej w podobnej atmosferze. Było fajnie, jak zawsze z Anną i Ashtonem, ale Rosie dodawała do tego coś jeszcze. Śmialiśmy się przez cały czas, a ona traktowała mnie coraz życzliwiej. Ograniczyłem podrywanie jej do minimum, starałem się, żeby nasza rozmowa była inteligentna i ciekawa. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że mamy wiele wspólnego. Im dłużej rozmawialiśmy, tym bardziej to zauważałem – filmy, muzyka, a nawet jej ulubiona książka była też moją ulubioną lekturą. Z każdą sekundą Rosie zdumiewała mnie coraz bardziej.

      Kiedy zrobiło się późno, uznałem, że czas się zbierać. Uśmiechnąłem się do niej z nadzieją. Spędziliśmy naprawdę wspaniały wieczór i świetnie się dogadywaliśmy. Zastanawiałem się w duchu, co by się stało, gdybym ponownie chciał się z nią umówić. Czy znowu by mi odmówiła i wróciła do swojego faceta? Postanowiłem, że spróbuję ostatni raz, a potem uznam sprawę za zamkniętą.

      – Odwieźć cię do domu? – zaproponowałem, wstając.

      Uśmiechnęła się z wdzięcznością.

      – Naprawdę? To nie będzie kłopot dla ciebie?

      – Żaden.

      Zadowolona podniosła się, pożegnała z Anną i Ashtonem, a potem ruszyła ze mną do drzwi. Celowo zatrzymałem się przy lustrze w przedpokoju i zaczekałem na nią. Wsunęła na nogi buty i uśmiechnęła się.

      – Podejdź tu na sekundę. – Chwyciłem ją za rękę, przyciągnąłem bliżej do siebie i pokazałem drugą ręką miejsce, o które mi chodziło. Objąłem się jej ręką w pasie, a sam otoczyłem ją ramieniem i wskazałem głową lustro. – Nie ulega wątpliwości, że do twarzy ci ze mną – drażniłem się. Prawdę mówiąc, wcale nie żartowałem, naprawdę wyglądaliśmy na gorącą parę, nawet jeśli tylko ja tak uważałem.

      Rosie zachłysnęła się powietrzem i odepchnęła mnie.

      – Jeśli nie przestaniesz, zaraz się porzygam od tych twoich podchodów – zażartowała, kładąc mi dłonie na pośladkach i wypychając za drzwi.

      Anna zawołała mnie jeszcze i podała talerz z resztą lasagne.

      – Talerz musisz oddać, tylko, błagam, umyj go tym razem – poprosiła, lekko krzywiąc usta.

      Pocałowałem ją w policzek i podziękowałem.

      – Jesteś najlepsza.

      – Dzięki za kolację, kochani. Było świetnie – uśmiechnęła się Rosie.

      – Powodzenia jutro w pracy. Zadzwoń koniecznie, bo chcę wiedzieć, jak ci poszło – poprosiła Anna, szybko wymieniając z nią uścisk.

      Kiedy szliśmy do samochodu, zerkałem ukradkiem na Rosie.

      – No i jak ci się podoba w Los Angeles? – zagadnąłem, bo chciałem wciągnąć ją w rozmowę.

      Wzruszyła ramionami.

      – Jest w porządku. Tak naprawdę, jak dla mnie to miasto jest za duże, ale myślę, że się do tego przyzwyczaję i będzie mi tu lepiej. Ludzie są tu czasami niemili. Wpadłam na jakąś kobietę w sklepie i dam głowę, że miała ochotę mnie zamordować.

      Barstow leży dość daleko od Los Angeles, to pewne. Będzie musiała przywyknąć do wielu rzeczy zupełnie innych od tego, co do tej pory uznawała za „normalne”.

      – Przyzwyczaisz się. Trzymaj się po prostu z daleka od dziwaków albo sama zostań dziwaczką, bo wtedy inni będą cię obchodzili z daleka – zasugerowałem.

      Kiedy znaleźliśmy się przy samochodzie, przyjąłem za punkt honoru, że otworzę jej drzwiczki. Uśmiechnęła się.

      – No, no, dzisiaj naprawdę jesteś dżentelmenem. Odsunąłeś mi krzesło przy stole, otwierasz drzwiczki w samochodzie. Co będzie następne? Czy mogę się spodziewać kwiatów? – drażniła się ze mną.

      – Gdybyś zgodziła się umówić ze mną, z pewnością tak by było. – Puściłem do niej oko, zatrzasnąłem drzwiczki od jej strony i przeszedłem na swoją stronę samochodu. Uśmiech nadziei malował mi się na twarzy. Sprawy przybrały dobry