Kiwam głową i zaczynam głośno szlochać.
– Daj mi zdjęcie – szepczę.
– Najpierw powiedz mi to, czego chcę – odpowiada mężczyzna.
Wiem, że myśli dokładnie to, co chciałam, żeby myślał.
– On… – nie potrafię opanować żalu, nie muszę udawać bólu. – Umarł w moich rękach.
Oczami wyobraźni natychmiast widzę Caleba, jego szklany wzrok i ciało pokryte krwią oraz piachem. To właśnie w tamtej chwili go straciłam. Zaledwie kilka godzin wcześniej trzymał mnie w ramionach i myślałam, że wreszcie wszystko będzie dobrze. Wystarczyło pukanie do drzwi… i sprawy przybrały zupełnie inny obrót.
Agent Reed ostrożnie robi krok do przodu.
– Widzę, że to dla ciebie trudne, ale muszę wiedzieć, jak to się stało, panno Ruiz.
– Daj mi zdjęcie – płaczę.
Mężczyzna znowu się do mnie zbliża.
– Powiedz mi, jak to się stało – szepcze.
Nie raz już grał w tę grę. Podnoszę wzrok i patrzę na niego groźnie spod mokrych od łez rzęs.
– Próbował mnie ochronić.
– Przed czym?
Kolejny krok do przodu – tak blisko, tak chętnie.
– Przed Rafiqiem.
Agent Reed bez słowa odwraca się, żeby wyjąć kolejną fotografię z folderu i mi ją pokazać.
– Masz na myśli tego człowieka?
Syczę. Dosłownie syczę. Oboje jesteśmy zdziwieni moją reakcją. Nie wiedziałam, że potrafię być taka zdziczała. Podoba mi się to. Czuję, że jestem zdolna do wszystkiego. Nagle rzuciłam się na niego, przytrzymałam jego rękę i otoczyłam ustami palce, żeby skraść jedzenie. O mój Boże, było takie pyszne.
Agent Reed stoi blisko i wydaje się zupełnie zaskoczony, gdy nagle łapię go za kołnierz koszuli i przyciskam swoje usta do jego. Upuszcza folder.
Mój!
Mimo szoku udaje mu się przycisnąć mnie z powrotem do łóżka. Zakłada mi kajdanki i przykuwa do metalowej ramy. Zanim udaje mi się złapać dokumenty, on ma je już w swoich rękach.
Caleb szybko zareagował, łapiąc mnie za czubek języka i szczypiąc wściekle, jednocześnie drugą ręką chwytając mnie za kark.
Jego twarz wykrzywia gniew i niedowierzanie.
– Co ty wyprawiasz? – szepcze i ociera wargi, a potem patrzy na swoje palce, jakby spodziewał się znaleźć na nich odpowiedź.
Jedzenie wypadło na podłogę, a ja zaskomlałam z powodu jego utraty.
Kiedy próbuję się odezwać, zamiast tego krzyczę z frustracji, a pod powiekami zbierają mi się łzy wściekłości.
Jesteś dumna i rozpuszczona, ale ja wybiję ci z głowy te złe maniery.
Kiedy do środka wchodzi pielęgniarka, przestraszona i z ręką na piersi, agent Reed uprzejmie każe jej spływać.
– Lepiej? – pyta, unosząc brew.
Spoglądam na skute ręce.
– Ani trochę…
Wiwisekcja. Światło-ciemność-bzz-bzz-światło-ciemność. Caleb, tęsknię za tobą.
– Pomóż mi go złapać, Olivio. – Waha się na moment, najwyraźniej zastanawiając się nad czymś. – Wiem, że nie jestem przyjemny, ale może potrzebujesz kogoś takiego jak ja po swojej stronie.
Caleb.
Odejdź, odejdź, odejdź.
Serce mnie boli.
– Proszę… daj mi zdjęcie.
Agent Reed wchodzi w zasięg mojego wzroku, ale ja tylko gapię się na jego krawat.
– Jeśli dam ci to zdjęcie, opowiesz mi, co się stało? Odpowiesz na moje pytania?
Zagryzam dolną wargę, a gdy znajduje się w moich ustach, oblizuję ją. Teraz albo nigdy, a nigdy nie wchodzi w rachubę. Stało się to, co nieuniknione.
– Rozepnij kajdanki.
Mężczyzna obrzuca mnie badawczym spojrzeniem. Wiem, że jego umysł pracuje na najwyższych obrotach, próbując znaleźć sposób, by skłonić mnie do mówienia. Zaufanie nie może być jednostronne. W końcu Reed robi krok do przodu i powoli, ostrożnie rozpina kajdanki.
– I jak? – pyta.
– Powiem ci wszystko, ale tylko tobie. W zamian dasz mi każde jego zdjęcie, jakie masz, i wyciągniesz mnie stąd. – Serce biło mi jak oszalałe, ale zebrałam się wreszcie na odwagę; nigdy się nie poddaję. – Daj mi zdjęcie – mówię, wyciągając rękę.
Agent Reed krzywi się na myśl, że nie może ze mną wygrać. Niechętnie zbiera zawartość folderu i podaje mi zdjęcie Caleba.
– Najpierw będziesz musiała odpowiedzieć na moje pytania, a potem porozmawiam z przełożonymi o umowie. Obiecuję, że zrobię wszystko, żeby cię ochronić, ale musisz zacząć mówić. Musisz mi wyjaśnić, dlaczego wygląda na to, że miałaś z tą sprawą więcej wspólnego, niż powinnaś jako ledwie osiemnastoletnia dziewczyna.
Nikt już dla mnie nie istnieje, gdy wpatruję się w twarz Caleba. Szlocham i muskam palcami znajome rysy twarzy. Kocham cię, Caleb.
– Przyniosę kawę – oznajmia agent Reed, a w jego głosie słyszę pewną rezygnację, choć pozostaje zdeterminowany. – A kiedy wrócę, spodziewam się wyjaśnień.
Nie zauważam, kiedy wychodzi, ale mam to gdzieś. Wiem, że daje mi czas, bym mogła rozpaczać w samotności.
Wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi. Tym razem usłyszałam zgrzyt klucza w zamku.
Pierwszy raz od pięciu dni jestem sama. Podejrzewam, że minie dużo czasu, zanim znowu będę mogła spędzić chwilę z Calebem. Całuję go drżącymi ustami.
Dwa
Calebowi wydawało się, że o naturze ludzkiej jedno można powiedzieć z całą pewnością: chcemy tego, czego mieć nie możemy. Dla Ewy był to zakazany owoc. Dla Caleba – Livvie.
Noc nie należała do spokojnych. Livvie jęczała i drżała przez sen, a serce w piersi Caleba zdawało się stawać przy każdym najmniejszym dźwięku. Podał jej kolejną dawkę morfiny i po jakimś czasie jej ciało zdawało się wyciszać, chociaż pod powiekami oczy wciąż poruszały nerwowo. Domyślał się, że to przez koszmary. Teraz, gdy nie musiał się obawiać, że jego gest zostanie przyjęty ze zdziwieniem albo niechęcią, kusiło go, by ją dotknąć. Przytulał ją wcześniej i obojgu dało to nieco wytchnienia, ale wciąż nie mógł pozbyć się z pamięci wiadomości od Rafiqa.
Jak szybko pojawi się w Meksyku?
Jak zareaguje na Livvie i jej opłakany stan?
Ile jeszcze czasu zostało, zanim Rafiq odbierze mu Livvie?
Odbierze. Co za przedziwne, potworne i nieznane mu słowo. Zamknął oczy i spróbował skupić się na rzeczywistości. Ty ją oddajesz. Otworzył oczy. A im szybciej, tym lepiej.
Nie mógł dłużej bujać w obłokach. Odkąd pamięta, przeżycie zawdzięczał stąpaniu twardo po ziemi. Był zimny i wyrachowany. Nie mógł tracić czasu na moralne dylematy. Mimo to chciał trochę pomarzyć. Chciał znaleźć w swoich uczuciach