– No, Potopek, nareszcie się postarałeś.
Wiesław milczał, czując, jak wzbiera w nim wściekłość.
– Jakież ona ma długie nogi… Cudowna kobieta, po prostu cudowna – ciągnął Aristow.
– Niech pan nie robi jej krzywdy, kapitanie – wydukał Potopek.
– Ja? Kobiecie krzywdę? – Roześmiał się.
– Ona liczy na to, że jej mąż wyjdzie z więzienia, że… – Głos uwiązł mu w gardle.
– Tak, wiem, na co liczy, ale uwierz, za kilka miesięcy zapomni o mężu i będzie pragnęła tylko mnie – z przekonaniem oznajmił Aristow.
Potopek wcale nie był tego pewien. To nie była tego rodzaju kobieta. Ona miała swoje zasady, które mogła złamać jedynie w imię wyższych celów. Nie wierzył, że zapomni o swoim mężu. Co prawda nie był jej wart i zasługiwała na kogoś lepszego, ale Potopek żywił przekonanie, że na pewno nie jest nim Boris Aristow.
Następnego dnia każdym z mężczyzn targały inne uczucia.
Boris był podekscytowany i zastanawiał się, w jaki sposób olśnić Elżbietę Ratajską, by okazała właściwą wdzięczność. I co powinien zrobić, by nie powtórzyła się sytuacja, jaka miała miejsce, gdy podobne deklaracje składał Ninie Korcz-Zawiślańskiej. Pomyślał, że jeśli uda mu się ta sztuka z Ratajską, pewnego dnia i w Ninie wzbudzi podobne uczucia. Tak, wtedy ją odnajdzie i spróbuje jeszcze raz. A może będąc na zesłaniu, Nina zatęskni za nim i sama poprosi, by ją stamtąd zabrał? Musiał jednak poczekać, aż służby w Kazachstanie ulokują przybyłych tam Polaków. Niekiedy jakiś szyderczy wewnętrzny głos podpowiadał mu, że zachowuje się irracjonalnie i żyje mrzonkami. Jak można było bowiem pogodzić przymus z miłością, szantaż i obietnice bez pokrycia z bezinteresownym uczuciem? Patrzył wtedy w lustro, wzruszał ramionami i zadawał głośno pytanie:
– A czegóż mi brakuje? Przecież jestem przystojny, obyty w świecie i posiadam dobre maniery. Wylazłem z zapyziałej wioski i stałem się kimś. Może po prostu wybieram niewłaściwe kobiety? Takie, które stanowią wyzwanie. Takie, które należy najpierw złamać. Tylko co potem?
Na pewno wyglądał w tej chwili lepiej niż Paweł Zawiślański. Aristow dobrze wiedział, co z człowieka robią łagry. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Nawet jeśli kiedyś drogi małżonków zejdą się ponownie, oboje będą już innymi ludźmi. Zwłaszcza Zawiślański. A wtedy niech Nina spojrzy na nich obu i zobaczy, jak bardzo się różnią. Tak, zdobywanie kobiet pozornie nie do zdobycia stanowiło dla Aristowa podniesienie własnej wartości. Było niejako barometrem jego myślenia o sobie samym. Może dlatego wciąż nie mógł zapomnieć o Ninie Korcz, bo okazało się, że ona wcale nie dała się złamać. Miał jednak nadzieję, że gra, jaką rozpocznie z Ratajską, pozwoli mu zepchnąć na jakiś czas obsesję na punkcie Niny w głębokie zakamarki niepamięci.
W przeciwieństwie do Borisa Wiesław Potopek wciąż zastanawiał się, jak odkręcić całą sprawę. Postanowił, że za kilka dni odwiedzi Ratajską i ostrzeże ją delikatnie przed Aristowem. A jeśli w istocie Boris zechce naprawdę jej pomóc w zamian za kilka upojnych nocy? Co wreszcie się wydarzy, gdy Elżbieta mu uwierzy, odepchnie Aristowa na bezpieczną odległość i przez to sędzia straci życie? Boris zaczynał jawić mu się w myślach jako podstępny diabeł, obdarowany przez samego Lucyfera nieskończoną mocą decydowania o ludzkim życiu. Sędziego, Elżbiety i jego. A on miał rodzinę, która także mogła paść ofiarą Aristowa.
– Muszę mieć drugie buty, bo te całkiem drenne – mruknęła małżonka Wiesława Potopka, wyrywając go nagle z zamyślenia.
– I skąd ci je wezmę? – odburknął pod nosem.
– Daj dziengi, to sama sobie kupię – powiedziała ostro.
– Wszystko, co zarobię, oddaję ci na dom. Musisz sobie wygospodarować coś z mojej pensji.
To już wystarczyło, by Potopkowa rozpętała piekło. Przywykła już do deputatów i dodatkowych pieniędzy, tymczasem kilka dni temu mąż wręczył jej gołą, dość nędzną pensyjkę.
– A obrywki? – zapytała.
– Cienko z obrywkami w tym miesiącu. Może w następnym się polepszy – powiedział, wzruszając ramionami.
– Było, było i nagle się skończyło! – krzyknęła. – Brechasz mi tu jak ta lala.
– O co ci chodzi, kobieto? – Rozzłościł się.
– Ty masz jaką kochanicę, ot co. I zamiast żonie i dzieciom dogadzasz tej lafiryndzie! – Potopkowa krzyczała coraz głośniej.
– Idź, babo, do kuchni, póki mi nerwy nie puściły! – Jeszcze mu tylko do szczęścia brakowało awantury z powodu nieistniejącej kochanki.
Potopkowa, widząc czerwoną z wściekłości twarz małżonka, zaprzestała krzyków i postanowiła rozegrać to inaczej. Przysiadła na krześle i rozszlochała się.
– Już jestem dla ciebie za stara, za drenna. A tam masz pod nosem młode, ładne i tylko czekają, żebyś je na utrzymankę wziął.
– Nie mam żadnej kochanki – westchnął Potopek.
– Wiedz, że jak masz, to sobie życie odbiorę. – Znowu zaczęła histeryzować.
Wiesiek Potopek wiedział, że nawet jeśli w istocie związałby się na boku z jakąś kobietą, jego żona ani nie targnęłaby się na swoje życie, ani nie pogrążyłaby się w rozpaczy. Już prędzej wytargałaby za kudły swoją konkurentkę i zrobiłaby jej takie piekło na ziemi, że to tamta miałaby powód, by w owej rozpaczy się pogrążyć.
Ponieważ wciąż kłębiły mu się w głowie trudne pytania i musiał sobie na nie odpowiedzieć w spokoju, wstał z kanapy, chwycił kapelusz z przedpokoju i wyszedł z domu, jeszcze na klatce schodowej słysząc donośny płacz swojej połowicy.
11. Okolice Irkucka, 1940
Ostre światło latarki oślepiło Pawła Zawiślańskiego. Przebudził się, ale nie miał pojęcia, kto wyrwał go niespodziewanie ze snu.
– Co jest? – zapytał zaspanym głosem.
– Wstawaj, wy pojdziecie z nami! – Usłyszał ostry ton jednego z dobrze znanych mu strażników, Iwana.
Mężczyzna był pomagierem najważniejszego po komendancie człowieka w obozie i Paweł nieco się przeraził. Nie miał pojęcia, co przeskrobał, ale od razu powróciły wspomnienia sprzed kilkunastu dni, kiedy wraz z Kubą i Tobiaszem zakopywali pod śniegiem ciało dziesiętnika.
Podniósł się z pryczy, poszukał butów i kurtki i chwilę potem był gotowy, by wraz ze strażnikiem opuścić barak. Nikt nie obudził się, gdy wychodzili. Współmieszkańcy zapewne byli zbyt zmęczeni pracą, by reagować na ciche kroki czy światło latarki.
Paweł próbował dowiedzieć się, o co chodzi, ale mężczyzna nakazał mu milczeć i nie zadawać zbędnych pytań. Dotarli do budynku komendantury, weszli do środka i wąskim korytarzem udali się do pokoju Kalinina, człowieka numer dwa w łagrowej hierarchii. Wewnątrz paliła się jasnym światłem duża naftowa lampa, oświetlając dość schludne, ale mało przytulne pomieszczenie. Wzrok Zawiślańskiego niemal od razu padł na łóżko. Leżała na nim kobieta w podartych ubraniach, z krwawą miazgą na twarzy. Spod skorupy zakrzepłej krwi dotarł do jego uszu cichy jęk. Paweł bez namysłu podszedł do niej i zaczął przyglądać się ranom.
– Potrzebuję