Oskarżenie. Joanna Chyłka. Tom 6. Remigiusz Mróz. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Remigiusz Mróz
Издательство: OSDW Azymut
Серия: Joanna Chyłka
Жанр произведения: Крутой детектив
Год издания: 0
isbn: 978-83-7976-713-7
Скачать книгу
ale na razie cichaczem. Niebawem pewnie zabiorą się do roboty pełną parą, ale do tego czasu… – Urwał i rozłożył ręce.

      Joanna podniosła się i zaczęła krążyć po niewielkim gabinecie.

      – Można by to przyspieszyć – zauważył Kordian. – Wystarczyłby anonimowy mail do kogoś z NSI lub TVN24. Zmartwychwstanie jednej z ofiar Tatuażysty to dość chodliwy temat.

      Chyłka przeszła od ściany do ściany, a potem zawróciła. Zerknęła na Kordiana i przemknęło jej przez myśl, że wygląda, jakby całą noc nie spał. O imprezowanie w środku tygodnia go jednak nie podejrzewała, nie w tej sytuacji. Jeśli już, to o upijanie się w dokuczliwej samotności.

      – Wszyscy zaczną go szukać, nie tylko policja i media – dodał Oryński.

      Zatrzymała się i uniosła wzrok.

      – Tylko czy właśnie na tym nam zależy? – odezwała się.

      – Raczej – potwierdził Kordian. – Przynajmniej jeśli chcemy oznajmić światu, że Tesarewicz nie zabił chłopaka.

      – Tak, tak… mam na myśli to, czy nie lepiej byłoby, gdybyśmy znaleźli go bez szumu.

      – Może i lepiej. Tyle że to niewykonalne.

      – Pewien jesteś? – spytała z powątpiewaniem.

      – Skoro Kormak go nie znalazł, mam co do tego przekonanie graniczące z pewnością.

      Szczypior docenił to wotum zaufania zdawkowym skinieniem. Chyłka znowu zaczęła krążyć po pokoju. Cały czas miała wrażenie, jakby w jej brzuchu trwała trzecia wojna światowa. Sporadyczne bulgotanie zupełnie wytrącało ją z równowagi i nie pozwalało zebrać myśli.

      Na powrót przysiadła na biurku i westchnęła.

      – Ukradł samochód, żeby przejechać z Targówka na Wolę – bąknęła. – Po co?

      – Właściwie nie ukradł, tylko…

      – Dokonał zaboru, tak, tak. Nie poprawiaj mnie, niedoszły adwokacie.

      Kormak skrzywił się, a Oryński udał, że nie usłyszał przytyku. Być może było jeszcze za wcześnie, żeby je robić, pomyślała Chyłka. Trzeba odczekać choć trochę, zupełnie jak po śmierci celebryty, który przedawkował i przeniósł się na tamten świat. Niepisana zasada mówiła, że w pierwszych dniach należy wytweetować odpowiednią liczbę wyrazów współczucia. Dopiero po miesiącu lub dwóch w programach rozrywkowych można było dworować sobie do woli.

      – To nie ma sensu – ciągnęła. – Do czego potrzebne było mu auto? Mógł pojechać komunikacją miejską. A na upartego przejść się. Z Lasu Bródnowskiego na Cmentarz Wolski ciągnąłby z buta ile? Dwie godziny?

      – Dwie i pół – odparł Kormak.

      – A to niemal skrajne miejsca tych dzielnic – dodała Chyłka. – Nie opłacało się kraść auta.

      – Więc dlaczego to zrobił?

      – Bo chciał, żeby go zauważono – oceniła. – Albo to, albo jest nienormalny.

      Kordian się skrzywił.

      – Po czterech latach nagle poczuł wyrzuty sumienia? – spytał.

      – Może. W końcu wystarczyłoby, żeby się pokazał, a Tesarewicza prawdopodobnie by nie skazano.

      Joanna rozmasowała kark, kręcąc głową na wszystkie strony.

      – I ciekawi mnie, dlaczego tego nie zrobił – dodała. – Co mu szkodziło ujawnić, że żyje? I co robił przez te cztery lata?

      Pytań miała znacznie więcej, ale te dwa były teraz kluczowe, by w ogóle myśleć o odnalezieniu chłopaka, zanim zrobią to śledczy lub dziennikarze.

      Wyglądało na to, że w sądzie sprawa może okazać się mniej skomplikowana niż poza nim. Chyłka przypuszczała, że bez problemu doprowadzi do wznowienia procesu i wzruszy wyrok. Dotarcie do prawdy mogło okazać się jednak trudniejsze.

      Popatrzyła na Kormaka i Oryńskiego, ale obaj uniknęli jej spojrzenia.

      – Załóżmy, że zaiwanił auto, bo celowo chciał zostawić ślady i pojawić się na monitoringu – powiedziała, a potem wymierzyła palcem w Kordiana. – Czy termin „zaiwanić” odpowiada stanowi faktycznemu, czy profesor Zordonus pragnie zgłosić obiekcje?

      – Jest adekwatny.

      – Świetnie. W takim razie przyjmijmy na moment taką wersję.

      – Przyjmuję ją. I co dalej?

      – Lewicki porzuca auto na Woli, a potem znów przepada jak kamień w wodę. Po co?

      – Bo chce, żeby pojawiły się wyłącznie niedomówienia, a nie fakty? Bo nie chce zdradzić nic więcej? Bo może sam był zamieszany w zabójstwa pozostałych chłopaków?

      Taka była logiczna konkluzja, ale na dobrą sprawę przy tylu niewiadomych można było wyciągnąć ich przynajmniej kilka. Chyłka zastanawiała się przez moment nad innymi, po czym uznała, że niczego sensownego to nie przyniesie.

      Chciała podejść do sprawy zgodnie z zasadami sztuki. Postępować tak, jak powinna, by nikt nie mógł jej niczego zarzucić. By ten jeden raz sama nie mogła tego zrobić.

      Tyle że to nie był sposób, w jaki działała. Ani dzięki któremu osiągała efekty.

      Sięgnęła po telefon, wybrała numer, a potem położyła komórkę na biurku i włączyła głośnik. Szczerbiński odebrał na moment przed tym, jak przebrzmiał jeden z ostatnich sygnałów.

      – Chyłka?

      – A co, wyświetlacz ci nie działa? – odparowała. – Czy usunąłeś mnie z kontaktów?

      Namyślał się nad odpowiedzią moment za długo.

      – Nie spodziewałem się telefonu od ciebie.

      – Słusznie. Bo nie mam powodu, żeby się z tobą kontaktować.

      – A jednak rozmawiamy.

      – Bo powód się pojawił.

      – Zawodowy?

      – Tylko na takie możesz liczyć.

      Było coś dziwnie satysfakcjonującego w tym, że Szczerbaty nie miał pojęcia o dwóch osobach przysłuchujących się rozmowie. Nie rozumiała do końca, co powoduje to uczucie. Tak samo jak nie pojmowała swojej rezerwy względem aspiranta, z którym jeszcze niedawno łączyło ją znacznie więcej niż z kimkolwiek innym.

      – Więc chyba powinienem się rozłączyć, bo ostatnio pomogłem ci bardziej, niż powinienem.

      – Nie – zaoponowała. – Nie powinieneś w ogóle odbierać, Szczerbaty.

      – Cóż…

      – Wiem o Maćku Lewickim.

      – O kim? I co?

      – Nie graj głupa, z pewnością trąbicie już o nim w komendzie.

      – Nie wiem, o czym mowa.

      – Wiesz, wiesz – uparła się. – Ty i cała reszta stupajków.

      – Stupajków?

      – W dodatku niebawem ten krąg się znacznie rozszerzy – kontynuowała. – Zamierzam wysłać kilka wiadomości do znajomych dziennikarzy. Przede wszystkim do Zygzaka z NSI. Kojarzysz go?

      – Trudno nie kojarzyć.

      – Od początku powątpiewał w winę Tesarewicza, swego czasu upierał się nawet, że to wszystko manipulacja mająca na celu umniejszyć rolę