– No tak, ale antena nie jest kompletna, nie będzie działać!
– Skąd wiesz? – Julia z zainteresowaniem zaczęła słuchać Roberta.
– Luminariusz jest przekonany, że posiada wszystkie cztery moduły – Szykulski kontynuował z ożywieniem. – Nasze trzy, plus czwarty profesora Dennisa Novaka. Ale my przecież wiemy, że moduł Novaka jest fałszywy. Prawdziwy profesor i jego prawdziwy moduł są w praskich kanałach burzowych. Jeśli Koalicja jeszcze nie dopadła profesora,
a myślę, że ten szalony człowiek jest na tyle sprytny, że nie, wówczas zyskujemy asa w rękawie. Luminariusz wkrótce zorientuje się, że antena nie działa. Będzie chciał się dowiedzieć, gdzie jest czwarty moduł. Dzięki temu zyskamy nieco na czasie, będziemy mogli pomyśleć o ucieczce.
– A co z modułami? Zostawimy je w łapskach Koalicji? – Harriet spytała ponuro.
– Coś wymyślimy.
– Łatwo powiedzieć. – David obdarzył Roberta krytycznym spojrzeniem. – Trudniej zrobić.
– Przecież sam już raz uciekłeś – Szykulski przypomniał niedawną akcję w Wenecji.
– Miałem trochę szczęścia, wykorzystałem chwilę zaskoczenia i to, że świetnie pływam. Ale tu nie ma wody ani kanałów.
– Ktoś na pewno nam pomoże. – Robert nie tracił ufności i nadziei.
– To lepiej niech się ten ktoś pośpieszy, bo gdy tylko przestaniemy być im potrzebni, pozbędą się nas – David powiedział złowieszczym tonem.
Robert otworzył usta, aby mu odpowiedzieć, gdy otworzyły się drzwi ich celi i w progu stanął nie kto inny, tylko sam Luminariusz. Tak jak za pierwszym razem, gdy się spotkali, miał na sobie śnieżnobiałą koszulę i ulubiony ciemnogranatowy surdut. Jego bujne, lekko falujące włosy były tym razem zaczesane za uszy. Twarz mężczyzny wyrażała mieszaninę radości i gniewu zarazem.
– Trzeba było wcześniej uciekać? – zapytał tym swoim miękkim, miłym głosem. – Znowu się spotykamy. Chociaż nie, dobrze, że wtedy uciekliście, doprowadziliście mnie przynajmniej do modułów. Elpidia świetnie się spisała – zaśmiał się, taksując wzrokiem twarze młodych ludzi. – Teraz wszyscy jesteśmy w komplecie. – Potarł podbródek. – Zapraszam na rozmowę – rzekł, po czym odwrócił się do nich plecami, jakby naprawdę zapraszał dzieci na przemiłą pogawędkę przy herbatce i ciasteczkach. Cel tej rozmowy nie pozostawiał jednak złudzeń, kilku uzbrojonych agentów eskortowało więźniów do sali przesłuchań.
David przełknął głośno ślinę. Teraz nie był przynajmniej sam, tak jak w Wenecji.
Rozdział #6
Obskurne pomieszczenie, do którego weszli, prócz surowego stołu i kilku krzeseł pozbawione było
innych sprzętów. Ścianę naprzeciwko stanowiło ogromne lustro. Luminariusz kazał swoim więźniom zająć miejsca przy stole. Robert czuł, że po drugiej stronie lustra ktoś go bacznie obserwuje. David i Harriet zaszurali głośno metalowymi krzesłami, odsuwając je. Stwierdzili, że krzesła są okropnie niewygodne, ale jasne było, że Luminariusz nie zaprosił ich tu po to, aby wypoczywali. Mężczyzna usiadł naprzeciw swoich więźniów, mając za plecami ścianę z lustrem.
– Przejdźmy od razu do konkretów. – Na blacie stołu położył dysk komandora Frejmana. – Pewnie chcielibyście to odzyskać?
Robert wyciągnął rękę, aby pochwycić urządzenie, ale Luminariusz był szybszy i przysunął je do siebie.
– Komandor bardzo się ucieszy, gdy mu to zwrócę – mężczyzna drażnił się.
Pożądliwa mina Roberta świadczyła o tym, że bardzo chciałby odzyskać utracony przedmiot.
Luminariusz nie miał zamiaru oddawać go Frejmanowi, chciał jedynie rozdrażnić trochę chłopca. Sprawdził zawartość dysku i znalazł tam kilka ciekawych dla siebie informacji. Przede wszystkim kompletne dokumenty firmy Electric Orbit oraz
dokładne plany budowy orbitalnej elektrowni. One były najbardziej wartościowe. Pośród wielu innych plików znajdowały się także akta konstruktorów,
w tym rodziców Roberta, Harriet i Davida. Wynikało z nich, że wybrano ich do tego projektu celowo, po dłuższej obserwacji, z której nie zdawali sobie sprawy. Dzieciaki zdziwiłyby się, gdyby odnalazły tam notatki również na swój temat. Lecz Luminariusz nie miał zamiaru im tego mówić ani oddawać dysku.
– Domyślacie się pewnie, że to małe urządzenie zawiera parę ciekawych faktów z życia waszych rodziców. – Ostentacyjnie bawił się dyskiem.
– Jest pan parszywym złodziejem! – Harriet zawołała impertynencko, nie mogła już znieść butnej miny tego człowieka.
Luminariusz zaśmiał się.
– Nie ma się o co tak ciskać – zmierzył Harriet spojrzeniem pełnym potępienia – sami go wykradliście. Czyżby ten drobny fakt uleciał z waszej pamięci?
– Czego pan chce w zamian? – zapytał oschle Robert.
– I to jest właściwe pytanie! – oznajmił Luminariusz takim tonem, jakby prowadził teleturniej. – Gdzie jest czwarty moduł?
Młodzi ludzie popatrzyli na siebie i wzruszyli ramionami.
– Nie mamy pojęcia – mruczeli.
– Czyżby? – Luminariusz zniżył głos.
– Przecież pan go ma! Po co cały ten cyrk – prychnęła opryskliwie Harriet. – Ukradł go pan Dennisowi Novakowi, zanim kazał go pan zabić.
Luminariusz nawet się nie zmieszał. Popatrzył na swoje wypielęgnowane paznokcie i odrzekł:
– Niestety, jak zapewne dobrze o tym wiecie, ten moduł był fałszywy.
– Ach, coś takiego! – David przewrócił oczami.
Julia przysłuchiwała się w napięciu rozmowie.
– Przyznaję, początkowo dałem się nabrać, sądziłem, że posiadam właściwy moduł, a wy ułatwiliście mi jego odnalezienie. Przy próbie połączenia go
z waszymi częściami anteny powstał jednak pewien problem. To nie jest właściwy prototyp. Jednak przypomniałem sobie pewien incydent z Pragi…
Luminariusz zawiesił na moment głos, wpatrując się uporczywie w Roberta. Pod ciężarem tego spojrzenia Szykulski lekko zadrżał. Nie umknęło to uwadze jego prześladowcy.
– Tuż przed wylotem do Omanu zniknąłeś, Robercie. Powód swojego zniknięcia wytłumaczyłeś ckliwą historyjką, ale więcej już mnie nie oszukasz. To wtedy musiałeś dowiedzieć się, gdzie znajduje się właściwe urządzenie!
Harriet pobladła. Liczyli na to, że ta skrywana tajemnica uratuje im być może życie, a teraz okazało się, że Luminariusz już ich rozszyfrował. Tracili przewagę.
– Noo… mówże, chłopcze…!
Robert poczuł uderzenie gorąca. Miał zdradzić prawdziwego profesora Novaka? Nigdy! Lecz po chwili ogarnęło go zwątpienie. On dotrzyma tajemnicy, ale czy David będzie w stanie trzymać język za zębami? Albo Harriet? A Julia?
Harriet jakby odczytała jego myśli i porozumiewawczo uścisnęła pod stołem dłoń Roberta, zapewniając tym samym o lojalności.
Szykulski nabrał tchu i starając się nadać swojemu głosowi jak najspokojniejszy i najzwyczajniejszy ton, odparł:
–