Twierdza Boga. Louis de Wohl. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Louis de Wohl
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Книги для детей: прочее
Год издания: 0
isbn: 978-83-257-0733-0
Скачать книгу
wyszedłeś z domu. Wiedziałam, że to może oznaczać tylko jedno: kłopoty. Czego chciał? Dokąd cię zabrał? Czemu przybył o takiej porze?

      – Nic się nie stało – odparł senator powoli. – Choć naprawdę nie wiem, jak mam ci o tym powiedzieć...

      – Wydajesz się zmęczony – wyszeptała. – Okropnie zmęczony. Może napijesz się wina?

      – Nie, dziękuję, raczej nie. Jak się miewa Piotr? Co powiedział lekarz?

      – Chłopiec będzie zdrowy za kilka tygodni, choć już zawsze może kuleć.

      – Biedaczysko.

      – Tak bardzo się o niego bałam, ale naprawdę przeraziłam się na wieść o tym, że poszedłeś gdzieś z tym koszmarnym człowiekiem. Dopiero wówczas odkryłam, czym jest prawdziwy strach. Nie miałam pojęcia, co robić...

      – On wcale nie jest taki koszmarny. To bardzo inteligentny mężczyzna. Szkoda, że nie słyszałaś, jak sobie poradził z naszymi przyjaciółmi, tutaj w domu. Rozprawił się z nimi w sposób elegancki i...

      – Mniejsza z tym. Czego chciał od ciebie? Zawsze widać go w otoczeniu króla. Jeśli kiedykolwiek się dowie, że Piotr...

      – Już mówiłem, że nic się nie stało – przerwał jej Boecjusz. – Niemniej uważam, że Kasjodor się domyślił. Król wie o wszystkim i to nie ma znaczenia.

      Wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczyma.

      – Czy to ty oszalałeś, czy ja?

      Łagodnie zaprowadził ją w stronę kanapy i usiadł obok.

      – Nikt tu nie oszalał, moja droga – zapewnił żonę. – Czy mogłabyś wreszcie posłuchać, co do ciebie mówię? Nic się nie stało. Nic nam nie grozi. Poznałem Teodoryka. Przeprowadziliśmy długą rozmowę. Wyraził nadzieję, że Piotr wkrótce odzyska siły – powiedział o nim „nasz adoptowany syn”. I zaoferował mi stanowisko doradcy.

      – Myliłam się – westchnęła Rustycjana. – Żadne z nas nie jest szalone. To król oszalał. Jestem tego pewna.

      – Nie, nieprawda – zaprzeczył Boecjusz cierpliwie. – Przeciwnie, to mądry i wybitny mąż stanu. Wykorzystał niemądry zamach Piotra, by zaapelować do mojego sumienia. Będę się troszczył o sprawy Rzymu.

      – Chyba... Nie chcesz powiedzieć, że przyjąłeś propozycję?

      – Przyjąłem.

      Znieruchomiała.

      – To najmroczniejszy dzień mojego życia – jęknęła po długim milczeniu. – Chcę umrzeć.

      Zmarszczył czoło.

      – Przestań się zachowywać dziecinnie, Rustycjano. Bezmyślna gadanina donikąd nas nie zaprowadzi. Właśnie przez twoje nieprzemyślane słowa nieszczęsny Piotr postanowił odegrać rolę wielkiego rzymskiego bohatera i zgładzić tyrana. Najpierw powinnaś zapoznać się z faktami, a potem wystawiać oceny. Tyle razy ci to powtarzałem. – Pokrótce zrelacjonował przebieg audiencji na Palatynie. – Nie mogłem mu odmówić – zakończył. – Na pewno nie w takich okolicznościach. Będę dbał o Rzym. Nie widzisz, że musiałem to zrobić?

      – Przede wszystkim widzę, że nie doceniłam tego barbarzyńcy – westchnęła z goryczą. – Jest niebywale przebiegły, chytry niczym szatan. Z kretesem przeciągnął cię na swoją stronę.

      – Formułujesz zbyt proste wnioski – zauważył Boecjusz.

      – Groził ci...

      – Wręcz przeciwnie. Jednoznacznie podkreślił, że pozwoli mi odejść w spokoju, nawet jeśli się nie zgodzę.

      – Właśnie taka groźba jest skuteczna, jeśli ktoś chce cię do czegoś zmusić. Gdyby ci zakomunikował, że cię zabije lub wtrąci do więzienia, wówczas byś mu się przeciwstawił. Tymczasem on groził ci w znacznie skuteczniejszy sposób. Postanowił pozwolić ci odejść w pokoju, z brzemieniem jego wielkoduszności. Miał świadomość, że tego nie wytrzymasz. Boecjusz musi przodować pod względem wielkoduszności. Chytrus, podszedł cię w najskuteczniejszy możliwy sposób.

      – Postaram się opisać ci rzeczywistą sytuację – oświadczył Boecjusz. – Po rozmowie z królem wiem, że żaden z nas nie był całkowicie szczery, niemniej rozumieliśmy się bez słów.

      – To już zupełna przesada.

      – Przystałem na jego propozycję, bo oznacza ona, że dobrze przysłużę się Rzymowi – wyznał Boecjusz cicho. – Wyjaśniłem to królowi, lecz nie dodałem: „Zgadzam się, bo nie istnieje żaden realny sposób, aby ci się przeciwstawić siłowo. Gdyby istniał, skorzystałbym z niego ze wszystkimi konsekwencjami”. Ale król i tak wie, co myślę...

      – Pozostaje jeszcze cesarz Bizancjum...

      – Dziecko – przerwał żonie Boecjusz. – Teodoryk przybył do Italii za pełną wiedzą, zgodą i przy wsparciu cesarza, który chciał, aby ten kraj został odebrany Odoakerowi.

      – Cesarz nie brał pod uwagę możliwości, że Got się usamodzielni. Miał być cesarskim zarządcą, nie wicekrólem.

      – W rzeczy samej, pierwotnie tak było – przyznał Boecjusz. – Zapominasz jednak, że dwa lata temu cesarz Anastazjusz przesłał Teodorykowi insygnia władzy nad Rzymem. W ten sposób otwarcie uznał niezależność królestwa Teodoryka.

      Rustycjana gwałtownie wciągnęła powietrze.

      – Jak sądzę, to właśnie od niego usłyszałeś...

      – Zaprezentował mi regalia – podkreślił Boecjusz. – Cesarz uznał jego odrębność. My, Rzymianie, nie mamy armii zdolnej do wyparcia sił Teodoryka. Teraz on zapewnia nam ochronę przed ewentualnymi najeźdźcami. Czy mam pozostawić administrację Rzymu, sprawy socjalne i kulturalne jednemu z gockich hrabiów, osobie gburowatej, nieokrzesanej i prostackiej? Będę służył Rzymowi. Ponieważ można to uczynić wyłącznie podporządkowując się Teodorykowi, właśnie tak postąpię.

      Rustycjana pokiwała głową. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.

      – Twoje przemyślenia są chłodne i logiczne, a mój umysł nie jest dostatecznie światły, aby ci się przeciwstawić. Powiem tylko jedno: w głębi duszy wiem, że nic dobrego z tego nie wyniknie.

      – Będzie tak, jak zechce Bóg – odparł. – Chciałbym jednak widzieć cię po swojej stronie.

      Zwróciła się ku mężowi bez strachu i napastliwości.

      – Jestem po twojej stronie! – krzyknęła. – To oczywiste. Nazwałeś mnie dzieckiem, a tymczasem sam nim jesteś, mądrym, szlachetnym i zdecydowanie nazbyt łatwowiernym dzieckiem. I pamiętaj, kocham cię!

      Piotr powoli powracał do zdrowia. Po kilku tygodniach jego organizm częściowo odzyskał sprawność, dzięki czemu chłopiec mógł wstać z łóżka i poruszać się kuśtykając. Zachowywał się jednak nieśmiało, z zaskakującą rezerwą.

      Boecjusz postanowił porozmawiać z nim w cztery oczy, z miłością i bez ogródek.

      – Piotrze, postąpiłeś wyjątkowo nierozważnie. Twoje zachowanie mogło się okazać śmiertelnie niebezpieczne dla nas wszystkich. Nie słyszałeś, co mówił senator Albinus? Pomijając wszystko inne, twój czyn był zły. Nikomu z nas nie wolno zabijać, chyba że toczy się wojna.

      – Właśnie teraz toczy się wojna – zauważył chłopiec.

      – Nie, nieprawda. Wojnę należy wypowiedzieć... – Boecjusz umilkł. Kto w Italii mógłby wypowiedzieć