Kąciki ust króla uniosły się w lekkim uśmiechu.
– Tylko nieliczni erudyci okazują się dobrymi władcami – zauważył Boecjusz i zbyt późno ugryzł się w język.
– Wrogość występuje po obu stronach – podjął Teodoryk spokojnie. – Jej źródłem jest duma z cnót i stylu życia własnego narodu. Nasza duma cierpi, bo czujemy się gorsi od was pod względem kulturowym i cywilizacyjnym. Jesteśmy przecież niezdarni i niezgrabni w dziedzinach, w których wy czujecie się swobodnie i pewnie. Wasza duma jest urażona, bo my jesteśmy silniejsi i korzystając z własnej siły podbiliśmy wasz kraj. Ci, którzy mają takie odczucia, to często najlepsi i najwartościowsi ludzie w waszych i w naszych szeregach. To oznacza, że nie mogę liczyć na ich konstruktywną pracę, a sytuacja jest nie do zaakceptowania. Dlatego postanowiłem działać. Ty, Boecjuszu, jesteś nie tylko Anicjuszem i senatorem, lecz także przyjacielem Młodych Lwów, a twój dom jest ośrodkiem ich spotkań.
– Jak podejrzewam, tę nazwę usłyszałeś od Kasjodora – zauważył Boecjusz z goryczą.
– Przeciwnie, to ja ją wymieniłem w rozmowie z nim. Moim obowiązkiem jest śledzić sytuację w Italii. Boecjuszu, jesteś zdecydowanie zbyt inteligentny, aby wierzyć, że twoi młodzi przyjaciele kiedykolwiek staną się groźni. Narzekają i przeklinają, ale ich aktywność sprowadza się do gadaniny, a gadanina nic nie zmieni. W pewnym sensie taka postawa jest równie niemądra i żałosna jak podjęta przez chłopca, wręcz dziecko, próba zaatakowania mężczyzny. Mam nadzieję, że wasz adoptowany syn wkrótce odzyska zdrowie. Nieszczęśliwie napotkał największą stopę w gockiej armii, stopę Wizanda. Nie, Boecjuszu, nic nie mów. Z całą pewnością o niczym nie wiedziałeś, gdyż powstrzymałbyś chłopca.
– To prawda – przyznał Boecjusz, usiłując zapanować nad drżeniem głosu.
– Jakie to dziecinne – kontynuował król. – A jednak źródeł tej sytuacji należy szukać w wielkim domu Anicjuszów. Nawet wziąwszy pod uwagę, że pozostawałeś w nieświadomości, jest absolutnie jasne, że chłopiec nie wpadł na ten pomysł zupełnie sam, bez żadnej, jakby to ująć, zachęty. Powiedz mi, co rzymski cesarz uczyniłby z głową rodziny, której członek dopuściłby się takiej próby? Nie, nie musisz odpowiadać. Wysłuchaj raczej mojej odpowiedzi, odpowiedzi barbarzyńcy, Gota, ale króla. Chcę, byś objął stanowisko mojego doradcy.
Osłupiały Boecjusz w milczeniu obserwował władcę.
– Pozostaniesz w Rzymie – ciągnął Teodoryk bez emocji. – Tylko od czasu do czasu zawitasz do mnie, do Rawenny. Otrzymasz liczne obowiązki, lecz można je ująć w prostych słowach, czyli tak jak lubię. Będziesz troszczył się o Rzym tak, jak syn troszczy się o matkę. Rzecz jasna, zostaniesz tutaj najwyższym przedstawicielem władzy. Będziesz nadzorował pracę prefekta miasta, a także dowódcy straży municypalnej oraz administratorów odpowiedzialnych za zapasy i dostawy żywności, bezpieczeństwo na ulicach i tym podobne. Przejmiesz kontrolę także nad zarządcami dwóch wczoraj powołanych przeze mnie instytucji: komitetu opieki nad rzymskimi pomnikami oraz komitetu odbudowy teatru Pompejusza. Sprawami kościelnymi twój urząd zajmie się wyłącznie wtedy, gdy będą dotyczyły miasta. Taką ci składam propozycję, Boecjuszu, i moim zdaniem to lepsza rola dla człowieka twojej uczciwości, inteligencji i kultury niż organizowanie bankietów oraz drobnych spotkań patriotycznie usposobionej, naiwnej młodzieży, której wpływ na historię wiecznego miasta będzie równy zeru.
Nie mogę tego zrobić, pomyślał Boecjusz. Nie wolno mi. Ale, niech mnie Bóg ma w opiece, pragnąłbym podjąć się tego zadania.
Teodoryk spokojnie obserwował, jak jego gość bije się z myślami.
– Obiecałem, że wyjawię ci, dlaczego posłałem po ciebie o tak późnej porze – powiedział król po chwili. – Wziąłem pod uwagę, że możesz odmówić przyjęcia mojej propozycji. Jeśli twoja odpowiedź będzie negatywna, Kasjodor odwiezie cię do domu, a twoja audiencja u mnie pozostanie w tajemnicy. Nie będziesz musiał nic wyjaśniać przyjaciołom i nawet najbardziej zapalczywi młodzieńcy nie stracą w ciebie wiary. Nikt się nie dowie, że potajemnie rozmawiałeś z gockim tyranem. Pozostaniesz przywódcą Młodych Lwów i ja nie będę miał nic przeciwko temu. Wolę mieć świadomość, że malkontentami kieruje człowiek rozsądny, a nie jakiś nieodpowiedzialny dureń, który mógłby zmusić mnie do podjęcia stanowczych kroków. Wiedz jednak, że ogromnie bym żałował twojej odmowy. Chcę, by Italia rozkwitała i do tego potrzebuję pomocy najlepszych ludzi w kraju. I jeszcze jedno. Mam świadomość, że wolałbyś trzymać się z daleka od spraw państwowych. Na pewno chętniej przesiadywałbyś we własnej bibliotece – powiedziano mi, że to urocze pomieszczenie, ze szklanymi oknami, ścianami zdobionymi kością słoniową, i wieloma cennymi, rzadkimi książkami. W głębi duszy jesteś pisarzem i filozofem. Zadaj sobie jednak pytanie, czy możesz przedłożyć odpowiedzialność nad sumienie i życie wygnańca w mieście, które potrzebuje twojej pomocy. Chcę, abyś służył Rzymowi, budował jego wielkość, dbał o jego urodę i zaspokajał jego liczne potrzeby. Jak brzmi twoja odpowiedź?
Zapadło długotrwałe milczenie.
– Z ochotą powiedziałbym „nie” – przemówił Boecjusz spiętym głosem. – Przysięgam na Boga, że wolałbym odrzucić twoją propozycję, bo jakże miasto i kraj mogą cieszyć się wielkością, jeśli nie są wolne? Co mam jednak począć, gdy moja matka jest jeńcem, więzionym przez szlachetnego wroga, który składa na me barki obowiązek roztoczenia opieki nad własną rodzicielką... Czy mogę odpowiedzieć mu: „Nie, ty ją wziąłeś do niewoli, dlatego sam się nią zaopiekuj, bo ja nie ruszę małym palcem, aby jej pomóc”? Zaapelowałeś do mojego sumienia i moje sumienie nakazuje mi przyjąć twoją propozycję.
– Szlachetny wróg jest zadowolony z twojej decyzji – oświadczył król z szerokim uśmiechem. – Kasjodor powiada, że wedle pewnego mądrego Greka o imieniu Platon – zapewne o nim słyszałeś, ja o nim nic nie wiem – filozof byłby najlepszym kandydatem do kierowania sprawami publicznymi. Przyszło mi do głowy, że spróbuję sprawdzić, czy ten człowiek miał słuszność.
– To już zostało sprawdzone – zauważył Boecjusz i po raz pierwszy nieco się uśmiechnął. – Marek Aureliusz był zarazem cesarzem i filozofem. Z kolei Seneka – Seneka Młodszy – piastował urząd doradcy Nerona.
– Dobrze sobie radził w polityce?
– Owszem, przez kilka lat. Ostatecznie jednak Neron zmusił go do popełnienia samobójstwa.
– Teodoryk to nie Neron – zauważył król.
– A Boecjusz to nie Seneka – dodał Boecjusz. – Jako chrześcijanin nie mogę skorzystać ze stoickiego przywileju odebrania sobie życia. Królu, w razie czego będziesz musiał zabić mnie bezpośrednio.
Obaj roześmiali się swobodnie, z zadowoleniem, jak to zwykle czynią ludzie, którzy osiągają porozumienie i po zakończonej walce pragną przełamać napięcie.
Rozdział piąty
Boecjusz powrócił do domu dwie godziny po północy. Po twarzach zaniepokojonych niewolników poznał, że wszyscy są na nogach.
Momentalnie podbiegła do niego Rustycjana, z potarganymi włosami, i rzuciła mu się w ramiona.
– Jesteś bezpieczny – zaszlochała. – Och, dzięki Bogu, jesteś bezpieczny.
– Czemu jeszcze nie śpisz? – spytał, głaszcząc ją niezręcznie. – Byłem pewien, że już dawno temu udałaś się na spoczynek. Poza tym... gdzie są moi goście?
–