Włócznia. Louis de Wohl. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Louis de Wohl
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Книги для детей: прочее
Год издания: 0
isbn: 978-83-257-0646-3
Скачать книгу
taki syn. Wczoraj wieczorem wygrałem zakład. Dwadzieścia tysięcy sestercji. Z Balbusem. – Starał się nie myśleć o Klaudii. To trzeba było zostawić na później.

      – Balbus, tak? – Stary Longinus mruknął coś niezrozumiałego. – Dwadzieścia tysięcy, co? – Zaczął się śmiać, skrzeczącym i gorzkim śmiechem starego człowieka. – Szkoda, że nie założyłeś się o milion. To by coś pomogło – gdybyś wygrał. I nie zaszkodziło, gdybyś przegrał. – Znów zarechotał.

      Zdumiony Kasjusz zastanawiał się poważnie, czy jego ojciec nie postradał zmysłów. Może utrata krwi…

      – Nie, nie – powiedział generał. – Nie musisz tak na mnie patrzeć. Teraz jestem równie zdrów na umyśle jak ty. Ale musiałem być szalony, kiedy wdałem się w ten interes z pszenicą. Fuskus mi to zaproponował. Jest bystry, zna się na handlu zbożem jak nikt inny w Rzymie i wszędzie ma swoich szpiegów: na Sycylii, Cyprze, w Egipcie – na całym szlaku zbożowym do Rzymu. Zawsze wie, co się dzieje. Albo przynajmniej tak mówi, ale każdy to potwierdza. Przyszedł do mnie – powiedział, że chce mi zrobić przysługę. Może to powinno było wzbudzić moje podejrzenia – dlaczego Fuskus miałby chcieć zrobić mi przysługę? Ale pomyślałem, że prawdziwy powód jest taki, iż nie ma dość kapitału, a potrzebował dużo, jeśli jego plan miał się powieść. Daj mi jeszcze wina. Dziękuję. Teraz słuchaj. Zostaliśmy wspólnikami. Kupiliśmy mąkę w Egipcie, w ogromnych ilościach. Zapowiadało się na to, że w Rzymie będzie jej brakować – Fuskus dobrze wiedział, dlaczego. W parę miesięcy później mieliśmy dostać za to dobrą cenę rządową. Było to jasne jak słońce, tak jak Fuskus to wyłożył. I oczywiście, im więcej kupimy, tym większy miał być zysk. – Westchnął i wypił trochę wina. – Pożyczyłem więc pieniądze, razem prawie milion sestercji. To brzmi jak wielka kwota, ale czym jest dzisiaj sestercja? Wystarcza ledwo na talerz fasoli. Był czas, kiedy mogłeś za nią kupić pełny posiłek. Cóż, pamiętam…

      – Co stało się potem, ojcze?

      – Pieniądze przepadły – powiedział generał, wzruszając ramionami i przeklinając soczyście w żołnierskim języku. Kasjusz nigdy dotąd nie słyszał takich słów z ust swojego ojca.

      – Po raz pierwszy Fuskus się pomylił – ciągnął generał. – Musiały zawieść jego kontakty. Do Ostii przypłynęła cała flotylla statków pełnych zboża, a on o tym nie wiedział. Oczywiście była nadwyżka na rynku i ceny spadły, a kiedy przybyły nasze statki, nie było żadnej licytacji – albo bardzo mała. A my musieliśmy sprzedawać – wydałem cały mój kredyt i wszyscy wołali teraz o pieniądze. Sprzedaliśmy z wielką stratą. Wszystkie pieniądze, jakie dostałem, zabrali wierzyciele, i była to tylko niewielka część długu. Ja… nie jestem zbyt dobry w rachunkach, ale było oczywiste, że nie zdołałbym pokryć długu nawet, gdybym sprzedał wszystko, co posiadam – dom i wille w Herkulanum i Agrigentum… Co się stało?

      – Nic, ojcze – odparł spokojnie Kasjusz. – Mów dalej.

      – Na czym skończyłem? Ach tak, wille i małe gospodarstwo na Wzgórzach Albańskich, konie i niewolnicy. Wiesz, nie przejmowałem się stratą willi, nie dbałem o nie zbytnio, odkąd zmarła twoja droga matka. Kochała je, szczególnie tą w Herkulanum. Ale gospodarstwo… naprawdę nic wielkiego, tylko mały domek i sad z drzewami owocowymi – ale myśl o nim bolała mnie bardziej niż cokolwiek innego. Chciałem tam spędzić ostatnie lata swego życia. Cóż, sprzedałem dom, wille i gospodarstwo – wszystko. Wczoraj. A potem stwierdziłem, że nadal brakuje mi stu tysięcy.

      – Ale, ojcze – to nie jest taka duża suma. Masz przyjaciół…

      – Przyjaciół? – Generał gorzko się uśmiechnął. – Kiedy ci się dobrze wiedzie, chętnie cię wszędzie przyjmują. Kiedy przegrywasz… Każdego dnia mogą po mnie przyjść. I zaciągną mnie do Mamertinum, abym tam gnił, zanim reszta pieniędzy nie zostanie spłacona, albo zanim nie zgniję tam do końca. Kilka lat temu mógłbym pójść do cesarza. Może by mi pomógł – a może by mnie wyrzucił, z Tyberiuszem nigdy nic nie wiadomo. Ale wyjechał na Capri i nikogo tam nie przyjmuje, a nie będę biegał za tym parweniuszem Sejanem, który teraz nami rządzi. Nie ja. Postanowiłem więc udaremnić plan tych krwiopijców przynajmniej w kwestii Mamertinum. Ale ty, oczywiście, musiałeś mi przeszkodzić, ty i twój drogi Euforus. – Odwrócił wzrok. – O ciebie się nie martwiłem – dodał szorstko. – Jesteś dzielnym mężczyzną i kariera w armii stoi przed tobą otworem. Możesz sobie wyrąbać własną drogę i dorobić się własnej fortuny w odpowiednim czasie. Nie potrzebujesz mnie do tego. Byłoby lepiej, gdybym usunął ci się z drogi.

      Kasjusz nie znał się na interesach, ale czuł, że ojciec został w jakiś sposób oszukany przez tego Fuskusa. Ojciec był żołnierzem i miał typową dla żołnierzy żyłkę do hazardu, podejmowania ryzyka. Był wymarzoną ofiarą dla ludzi takich jak Fuskus. A teraz przepadł cały rodzinny majątek.

      Uśmiechnął się krzywo.

      – Słyszałem lepsze opowieści, ojcze. Ale jeśli ty chcesz poddać się w walce – ja się nie poddam.

      – W walce? – Generał ściągnął brwi. – W walce z kim? O co?

      – Najpierw musimy znaleźć jakiegoś człowieka interesu, by nam doradził – oznajmił Kasjusz. – Zamierzam sprowadzić twojego prawnika. Widziałem go na przyjęciu u Balbusa wczoraj wieczorem.

      – Niech ci się nie wydaje, że on może coś zrobić – burknął ojciec. – Układny jegomość, pięknie mówi. I pewnie umie myśleć. Ale strata jest stratą. Nieważne. Zrób, jak uważasz. Powinieneś znaleźć go w sądzie.

      – Och, nie pójdę sam – odrzekł stanowczo Kasjusz. – Nie ruszę się od twego łóżka, zanim on nie przyjdzie. Muszę mieć pewność, że nie zrobisz znowu głupstwa. A gdyby ktoś przyszedł, by pomówić o Mamertinum, przebiję go włócznią.

      – Młody wariat – mruknął generał. Ale w zmęczonych oczach błysnęła duma, gdy Kasjusz głaskał jego wychudłą, drżącą rękę. Miał niedorzeczne uczucie, że ojciec, którego zawsze uważał za półboga, naprawdę jest dzieckiem.

      Nie było oczywiście sensu wspominać mu o Klaudii. Będzie musiał porozmawiać z nią, jak tylko załatwi tę sprawę. Nie miał teraz takiej pozycji, jak sądził. Ale czy to ma znaczenie, jeśli dwoje ludzi naprawdę się kocha?

      – Cóż, kazałem mu przysiąc, że więcej tego nie zrobi – powiedział Seneka, wchodząc z uśmiechem do gabinetu Kasjusza. – A on jest jednym z niewielu ludzi w Rzymie, którzy ciągle wierzą w świętość przysięgi. Ale dobrze postąpiłeś, pilnując go, zanim przyszedłem.

      – Jestem ci bardzo wdzięczny. – Kasjusz poczuł, jak z ramion spada mu ciężar. – Szkoda, że nie miałem twojej pomocy wcześniej. Chcesz trochę wina?

      – Nie, dziękuję. Czeka mnie następny obfity obiad, a nie mam pojemności Witeliusza. Ładny fotel, ten…

      – Też tak sądzę. Ciekaw jestem, do kogo należy teraz.

      Seneka zmierzył młodzieńca wzrokiem.

      – Lubisz podejmować ryzyko, jak cały ród Longinusów, prawda? Rzut włócznią… spekulacje na pszenicy…

      Kasjusz zazdrościł młodemu prawnikowi spokoju i opanowania. Nie tylko dlatego, że każdy mówił, iż Seneka zajdzie daleko. Miał piękne, regularne rysy, melodyjny głos i dystyngowane ruchy, w połączeniu z niezwykłą elegancją, a nade wszystko sprawnie pracujący, chłodny umysł. Jakże zgrabnie powiedział synowi, że jest równie impulsywny w swych działaniach jak jego ojciec!

      – Jak bardzo źle to wygląda, Seneko?

      – Och, dosyć źle… – Prawnik spojrzał na swoje paznokcie.