– To brzmi cudownie – powiedziała miękko Klaudia – prawie tak, jakbyś naprawdę tak myślał. Ale – potrząsnęła głową – dopiero niedawno się poznaliśmy. Jak możesz być pewny swoich uczuć?
Zerwał się na nogi.
– Nigdy niczego nie byłem tak pewny. Ale wiem, co myślisz, pani. Kim jest Kasjusz Longinus? Jego ojciec to bez wątpienia wartościowy człowiek. Dobrze przeżył swoje życie, ale co zrobił dotąd jego syn? Nic – poza marzeniami o wielkim czynie, którego mógłby kiedyś dokonać. To prawda, Klaudio, ale jesteśmy młodzi, ty i ja, i…
– Ile masz lat?
– Skończyłem dwadzieścia na trzy dni przed ostatnimi kalendami.
– To mam całe dwa lata więcej – oznajmiła. – Nie boisz się poślubić kobiety o tyle starszej od ciebie?
– Boję się tylko życia bez ciebie. Chcę budować swoją przyszłość u twego boku – i niech bogowie mnie zabiją, jeśli nie złożę świata u twoich stóp.
Wstała, czując się dziwnie niepewnie wobec jego gwałtownych emocji.
– Musisz już iść do domu – powiedziała. – Dobrze, jeden pocałunek, ale tylko jeden – grom Jowisza jest powolny w porównaniu z twoimi zalotami – powiedziałam, tylko jeden. Porozmawiaj z ojcem. A jutro lub pojutrze przyjdź i powtórz mi, co powiedział.
– Kocham cię. Klaudio… Klaudillo – czy myślisz, że ty też mogłabyś mnie pokochać?
– Mogłabym spróbować – uśmiechnęła się – i może nie będzie to takie trudne. Nie… Nie, Kasjuszu – pamiętaj o swojej przysiędze.
– Pamiętam, pamiętam. Wrócę jutro – o bogowie, nie wiedziałem, że świat może być tak piękny.
Gdy zamknęły się za nim drzwi, usiadła, wciąż uśmiechnięta. Słyszała, jak woła o konia, a potem dobiegł ją cichnący w oddali tętent kopyt.
Czy to było głupie? Dwadzieścia! Mogła uchodzić za dwudziestodwulatkę – nie wątpiłby w to żaden mężczyzna i niewiele kobiet.
Krewny cesarza – to zawsze działa, pomyślała, szukając ucieczki w cynizmie. Gdyby tylko wiedzieli, jak mało Tyberiusz dba o swoich dalekich krewnych. A teraz, kiedy cesarz wycofał się z polityki, pokrewieństwo znaczyło mniej niż kiedykolwiek. Prawdziwym panem Rzymu był Sejan.
Ale tak naprawdę nie wierzyła, że ma to dla Kasjusza jakieś znaczenie. Był zakochany. I nie musiał myśleć o bezpieczeństwie, o wszystkich poniżeniach, jakie trzeba znieść, by utrzymać swoją pozycję w rzymskim społeczeństwie, nie mając majątku, tak jak ona.
Sabina była nieznośna – mogła wszystko zepsuć.
Siwowłosy mężczyzna, który właśnie dostał jakąś prowincję – ten, którego poznała w zeszłym tygodniu na przyjęciu u Pomponii – myślała o nim poważnie. Musiała. Zapamiętała jego imię, ale nazwy prowincji nie. Nie miało to zresztą znaczenia. Każda jest równie dobra. Z pewnością nie będzie jej z nim łatwo – prawdopodobnie nie był zabawny. Kasjusz był. I miał dobry podbródek i dobre czoło. Mógł daleko zajść.
Wille w Herkulanum i Agrigentum…
Rzym się zmienił – nawet kamienie zmieniły się tego wieczora. Całowane przez srebrne światło gwiazd, zdawały się poruszać jak we śnie. Poeci mówili, że miłość jest jak sen. Wszyscy tak twierdzili w takiej czy innej formie. Nigdy nie interesował się poezją. Mężczyzna musi być praktycznym realistą, a jeśli w ogóle śni, jego sny muszą być zaczynem działania. Śmiał się kiedyś z przyjaciół, którzy snuli się, rozmyślając o swojej miłości do tej czy innej dziewczyny. A teraz zachowywał się jak oni, a nawet gorzej.
Szkoda że nie słuchał uważnie starego Chryzogona, który próbował go nauczyć poezji: Horacego, Wergiliusza i trochę Katullusa – oczywiście, bardziej obyczajne fragmenty – mógłby teraz sypać cytatami i zrobić lepsze wrażenie na Klaudii. Ale pamiętał tylko kilka rymów z Eneidy i parę mniej przyzwoitych strof Owidiusza. Powinien był więcej czytać.
Prawdopodobnie miała go za prostaka. Czuł się tak, kiedy patrzyła na niego swymi cudownymi piwnymi oczami: jak prostak i głupiec, ale szczęśliwy do szaleństwa. „Na moje życie, nie umiałbym nikomu jej opisać”, pomyślał.
– Spokojnie, Plutonie. – Kasjusz mocniej ściągnął lejce, kiedy koń się potknął. To przez szukanie Klaudii w chmurach. Albo raczej w gwiazdach. Na niebie było ich pełno, cała armia zaczarowanych bogów i bogiń.
Skręcił w ciemną Via Sempronia i zachichotał, przypomniawszy sobie, że była to ulica wróżbitów, chiromantów i astrologów, w większości Egipcjan lub Persów. Uliczka była mała, nędzna i przesiąknięta kwaśnym zapachem, ale potężni senatorowie posyłali po tych ludzi, by radzić się ich w ważnych sprawach. Sprzedawcy horoskopów zawsze mówili, że wypadki chodzą stadami – jeden dzień jest dobry, drugi zły. Może też mieli rację, jak poeci. To na pewno był dzień, w którym wszystko fruwało jak na skrzydłach – spokojnie, Plutonie – i nic nie mogło pójść źle.
Ojciec byłby zachwycony, choć pewnie uważa, że mężczyzna powinien pomyśleć najpierw o karierze, a potem się żenić, ponieważ sam tak zrobił. Ale kochał matkę, a po jej śmierci nigdy nie pomyślał o powtórnym małżeństwie. Kochał – to zrozumie.
– Dobrze, Plutonie – czy nie znasz drogi do domu?
Mijali Forum. Ponure, odpychające budynki były ciche i puste. Politycy i ludzie interesu umarli i niepodzielnie rządziła miłość.
Dzisiaj zaczęło się życie. Co robił, o czym myślał przez wszystkie poprzednie lata?
Ogród i szeroka droga wjazdowa, wysypana żwirem. Niewolnik, który otworzył mu drzwi i przejął od niego lejce, miał zaspane oczy.
– Czy mój ojciec już się położył, Traksie?
– Tak, panie.
Mógł jeszcze być na nogach – często przyjmował w swoim domu kupców, by dyskutować z nimi do świtu o nudnych sprawach. Ale może i dobrze, że nie było teraz żadnego z nich.
Wszedł. Nie było światła w bibliotece ani w małym owalnym pokoju obok niej, gdzie ojciec uwielbiał szperać w starych dokumentach. Nie znosił, gdy mu wtedy przeszkadzano.
Czy trzeba będzie odłożyć ważną rozmowę do rana?
Wiedział, że nie zaśnie. Ale człowiek nie jest w najlepszym nastroju, kiedy się go budzi w środku nocy. Byłoby inaczej, gdyby ojciec poznał Klaudię.
Z pewnością lepiej zaczekać do rana. Tullus informował ojca o ważnych sprawach dopiero po śniadaniu, a znał swego pana lepiej, niż ktokolwiek inny, będąc jego osobistym służącym od trzydziestu lat, z czego większość spędzili w namiotach i obozach.
Co powie ojciec? Z pewnością pogratuluje mu jako najszczęśliwszemu człowiekowi w cesarstwie. A przynajmniej by to zrobił, gdyby poznał Klaudię.
Kasjusz stał bez ruchu, próbując podjąć decyzję, a gdy tak stał, cisza w ciemnym korytarzu zaczęła go przytłaczać, a z nią przyszło uczucie skrytego niepokoju, a nawet strachu. To było niedorzeczne, bo czego miał się bać?
Czuł się jednak tak, jak w dzieciństwie, kiedy we śnie szedł przez ciemny pokój i uświadamiał sobie nagle, że coś strasznego i potwornego czeka na niego w ponurej ciemności.
I tak jak wtedy krzyknął:
– Ojcze!
Nie było odpowiedzi.
Ale