Stary Longinus jęknął. Ten odgłos podniósł Kasjusza na duchu. Teraz szybko…
Z zewnątrz dobiegł tupot ciężkich stóp. Stary sługa zjawił się rozczochrany, z nieprzytomnym spojrzeniem. Gdy zobaczył, co się stało, rozdziawił usta i zaczął się trząść.
– Weź się w garść – warknął Kasjusz. – Idź po Euforusa – i bandaże! Przynieś lampę! Szybko! I nie wpuszczaj tu nikogo. Nikomu ani słowa, oprócz Euforusa. Biegnij, Tullusie!
Tullus pobiegł.
Kasjusz znów został sam z człowiekiem, który dał mu życie, i którego własne życie teraz wycieknie, jeżeli ręce syna go nie zatrzymają, jeśli Euforus nie zdąży… jeśli nie stracił już zbyt dużo krwi.
Na podłodze zebrała się wielka jej kałuża.
Dlaczego? Dlaczego zrobił tak straszną rzecz?
Kasjusz dopiero teraz uświadomił sobie, jak mało wie o swoim ojcu. Wiedział, że jest surowym, sztywno wyprostowanym i sztywno uprzejmym oficerem armii, który wstaje każdego ranka o wschodzie słońca, niezależnie od tego, jak długo poprzedniego wieczora siedział z przyjaciółmi, który co rano po skromnym śniadaniu udaje się na konną przejażdżkę i rozmawia o sprawach taktyki i strategii, a szczególnie o latach służby w Germanii, Recji i Noricum. Znał go jako surowego sędziego, kiedy coś złego zrobili jego wyzwoleńcy, jego niewolnicy albo jego syn. Nie był trudnym panem, choć srogim, i był dobrym ojcem, choć rzadko pozwalał sobie na okazywanie uczuć.
Kasjusz nigdy się nie zastanawiał, czy jego ojciec jest szczęśliwy, czy nie – po prostu był sobą. Nie trapił się chyba zanadto sprawami politycznymi i nigdy nie mieszał się do polityki.
Nie było wątpliwości, że próbował odebrać sobie życie – narzędzie leżało na stoliku obok gongu. Kasjusz zobaczył je od razu nawet w ciemności – był to sztylet legionisty, ostry jak brzytwa. Dlaczego? Dlaczego?
Nareszcie kroki, tym razem szybkie, i pojawił się Euforus, też z nieprzytomnym spojrzeniem, lecz nie rozczochrany: był łysy jak kolano. Tullus niósł za nim lampę i Kasjusz zobaczył w jej świetle twarz ojca, barwy starego pergaminu. Czy było za późno?
Spojrzał za Euforusa. Niewolnik był dobrym lekarzem i masażystą. Ojciec Kasjusza zapłacił za niego ogromne pieniądze wiele lat temu.
– Doskonale, paniczu – rzekł Euforus niskim głosem. – Niech zobaczę… przybliż lampę, Tullusie. Tak dobrze. Wytrzymaj jeszcze chwilę, paniczu. – Pochylił się nad nieruchomym ciałem na łóżku, rozchylił tunikę i przyłożył ucho do piersi generała. – Dobrze – powtórzył. – Tullusie, bandaże – trzymaj jeszcze, paniczu, dobrze to robisz. Weź ten koniec, Tullusie. Założymy opaskę, paniczu, i będziesz mógł puścić. Tu – i tu – przełóż koniec, Tullusie. A teraz potrzebuję jak najszybciej piecyka… tak, z ogniem, oczywiście. I garnka wody. I ręczników. I wina, Tullusie, wina, miodu i łyżki.
Tullus stał wyżej od Euforusa w hierarchii niewolników, ale teraz słuchał go bez szemrania.
– Nie musisz już trzymać, panie – powiedział cicho Euforus. – Nie straci więcej krwi, najwyżej parę kropel.
Kasjusz spojrzał na niego.
– Czy myślisz, że on… będzie żył?
– Prawdopodobnie tak, paniczu – usłyszał pogodną odpowiedź. – Miał dużo szczęścia.
– Szczęścia!
– Tak, dużo szczęścia. Patrz tutaj – krew skrzepła, często tak się dzieje, gdy jest jakaś przeszkoda. To powstrzymało krwotok – inaczej dawno by się wykrwawił na śmierć. Tak, nie tak łatwo zrobić to dobrze, paniczu. Natura ma wiele zabezpieczeń – nawet przed naszą własną głu… naszym własnym działaniem.
Zaczął poprawiać ułożenie generała.
– Głowa musi być niżej niż ciało – wyjaśnił. – Wtedy krew wróci do mózgu. A teraz mały masaż, zanim Tullus wróci z wodą i ręcznikami. Pobudzi krążenie krwi, która pozostała. – Zabrał się do pracy. – Nie tak łatwo zrobić to dobrze – powtórzył. – Gdyby zrobił to w kąpieli – gorącej, oczywiście – krwawienie by nie ustało. Byłoby po wszystkim w kwadrans, może szybciej. Teraz już wiesz, paniczu, gdybyś kiedyś chciał zrobić to samo, niech bogowie cię przed tym uchronią. Żadnych skrzepów, jakie widzisz tutaj – i tu też, popatrz.
Tullus powrócił, dysząc ciężko, z piecykiem, wodą i ręcznikami.
– Wino i miód za chwilę – wyszeptał i znowu zniknął.
Euforus przerwał masaż i zaczął podgrzewać wodę.
– Zimne i gorące okłady, na zmianę – zarządził. – Możesz mi w tym pomóc, paniczu – ja zajmę się gorącymi, ty zimnymi. Tylko patrz i rób to, co ja. Teraz.
Zimne i gorące okłady. W trakcie drugiej zmiany ręczników Tullus wrócił z karafką, czarką i słoikiem miodu.
Euforus napełnił czarkę winem, dolał do niej sporo miodu, zamieszał i usiadł obok starca.
– Teraz – powiedział. – Panie, obudź się, czas na śniadanie – rzekł donośnym głosem. Generał zamrugał, ale nie otworzył oczu. – Ty to powiedz, Tullusie – szepnął Euforus. – Tak, jak każdego ranka, kiedy wnosisz tacę, tylko głośniej. Jest przyzwyczajony do twojego głosu. No już.
– Panie, czas się zbudzić. Przyniosłem śniadanie – powiedział Tullus zdławionym głosem.
– Jeszcze raz – szepnął Euforus. – Głośniej.
Tullus posłuchał go – i generał otworzył oczy. Euforus natychmiast przytknął czarkę do jego warg.
– Wypij, panie.
Stary człowiek instynktownie usłuchał.
Rozdział trzeci
Dochodziło południe, kiedy generał zbudził się ponownie z ciężkiego snu i zobaczył Kasjusza i Euforusa siedzących przy jego łóżku. Znowu dostał wino zmieszane z miodem, a potem Tullus przyniósł mu na tacy normalny posiłek: płatki owsiane, mleko, chleb, oliwki, figi i małe plastry pieczonego mięsa.
– Jedz, panie – powiedział cicho Euforus. – Potrzebujesz tego.
Generał zmarszczył czoło. Był czas, kiedy cały legion drżał, widząc tę zmarszczkę, ale wtedy ich dowódca miał rumianą twarz, przenikliwe spojrzenie i wargi tak mocno zaciśnięte, że tworzyły tylko kreskę nad wystającym podbródkiem. Teraz jego twarz miała barwę wosku i drgała nerwowo, powieki mu ciążyły, warga zwiotczała i nie zadrżał nawet jego niewolnik.
– Musisz jeść, ojcze – powiedział Kasjusz. – Nie, niczego teraz nie wyjaśniaj, tylko jedz.
Stary człowiek posłuchał. Ale przy drugim kęsie upuścił mięso i zaczął cicho płakać.
Euforus skinął głową, by podnieść Kasjusza na duchu, i wyszedł na palcach z pokoju.
– Szkoda, że mi przeszkodziłeś – mruknął generał. – Nie myślałem, że ktoś wejdzie przed rankiem.
– Dobrze, że to zrobiłem, ojcze. Ale najpierw zjedz. Mamy mnóstwo czasu, żeby o tym porozmawiać.
– Nieprawda – burknął Longinus. – Czy myślisz, że zrobiłem to dla zabawy? Miałem swoje powody. Niemądrze z twojej strony, że mi przeszkodziłeś