– Nie powinno się narażać przyjaciół.
Cofnął się odruchowo o krok.
– Nie rozumiem.
– O tak, rozumiesz. Dobrze wychowany mężczyzna nie wciąga bezbronnej kobiety w takie sprawy jak twoje!
– Ależ, Klaudio…
– Nie mam z tym nic wspólnego. Żyję własnym życiem i nie dam się wciągnąć w sprawy polityczne. – Podniosła piskliwie głos.
– Klaudio, wysłuchaj mnie, błagam…
– Słyszałam wszystko o tobie i twoim drogim ojcu. Myślę, że odegrałeś tamtą cudowną scenę dwa dni temu, bo liczyłeś na moją pomoc. Cóż, nie mogę nic dla ciebie zrobić. Cesarz ma liczną rodzinę, a jest już zbyt stary, by pamiętać wszystkich. Mnie z pewnością nie pamięta.
– Klaudio, niemożliwe, żebyś ty to mówiła! Jeśli chodzi o obecne kłopoty mojego ojca, sam o nich nie wiedziałem dwa dni temu, a kto mówi ci inaczej, kłamie.
– Chyba uważasz mnie za bardzo naiwną. Nie mogę ci pomóc swymi cesarskimi koneksjami i nie mogę ci pomóc pieniędzmi. Nie mam stu tysięcy sestercji oszczędności. Czy to wyjaśnia wszystko?
– Balbus – rzekł ochrypłym głosem. Zakręciło mu się w głowie. Balbus przemawiał ustami Klaudii.
Gdzieś w podświadomości usłyszał chłodny, uprzejmy głos Seneki. „Mało wiem o Klaudii. Pewnie nie więcej niż ty”.
– Będę wdzięczna, jeśli przestaniesz do mnie pisać – powiedziały bezlitosne usta. – A teraz muszę cię poprosić, byś mnie opuścił.
– Klaudio – szepnął. – Klaudillo…
Dotknęła dźwigni małej rzeźby z brązu na stoliku koło niej. Maczuga Herkulesa spadła z łoskotem na tarczę wystraszonego Tytana.
Pojawił się majordomus.
Kasjusz odwrócił się powoli i wyszedł. Miał suche usta i drżały mu kolana. Przedtem czuł się tak tylko raz w życiu – w dniu, kiedy umarła jego matka. Był wtedy dzieckiem i myślał, że życie się skończyło. Ale nie. A teraz tak.
Nic nie miało już znaczenia.
Dopiero za trzecim razem udało mu się dosiąść konia.
Nie wiedział, że może istnieć taki ból, tak palący, okrutny, rozpaczliwy ból. Czuł się chory. Czuł się nieczysty, jak trędowaty, którego dotknięcia należy unikać, którego samej obecności trzeba się wystrzegać.
Pluton poniósł go przez zamazane ulice, mijając niewyraźne, pozbawione znaczenia twarze.
„Klaudillo – pomyślał – dlaczego mi to zrobiłaś, Klaudillo?”
Czy piękno było tylko powłoką tchórzostwa i zła, pękającą przy pierwszej próbie?
„Jak możesz kiedykolwiek być szczęśliwa, Klaudillo, jeśli zniszczyłaś miłość?”
Powinien był ją o to zapytać. Teraz było za późno. Nigdy już jej o nic nie zapyta. Ona umarła.
„Umarłaś, Klaudio, moje życie, moje serce, umarłaś.”
Pluton znalazł jakoś drogę do domu.
Przed bramą Kasjusz nagle się przebudził. Była zamknięta.
Ogród był opuszczony, a w domu nic się nie poruszało.
Wtedy zobaczył na bramie wielką pieczęć pretora.
1 Tessera – kostka lub żeton używane w starożytnym Rzymie do różnych celów; tu: oznaka rekomendacji – przyp. tłum.
Rozdział piąty
Kiedy służący Balbusa oznajmił:
– Szlachetny Kasjusz Longinus – grubas natychmiast podniósł wzrok.
– Sam?
– Tak, panie.
– Zdenerwowany?
– N-nie, panie.
Balbus zagwizdał cicho.
– Niemniej – rzekł – chcę tu dwóch Numidyjczyków… – wskazał ruchem głowy ciężką kotarę z tyłu. – Uzbrojonych, Firminusie.
– Tak, panie.
– Kiedy tu będą, niech ten młody człowiek wejdzie – nie wcześniej. Czy to jasne?
– Tak, panie.
W parę minut później Kasjusz wszedł.
– O bogowie, wyglądasz na chorego, drogi chłopcze – rzekł pogodnie Balbus. – Mam nadzieję, że to nie gorączka?
– Wiesz o wszystkim, co mi dolega – padła spokojna odpowiedź.
– Naprawdę? Nic mi o tym nie wiadomo. A jak się czuje twój drogi ojciec? Nadal dobrze, mam nadzieję?
Kasjusz przygryzł wargę. Powiedział poważnym głosem:
– Tym razem wygrałeś, Balbusie. I jest to większe zwycięstwo niż moje tamtego dnia. Powiedziano mi, że kupiłeś długi mego ojca.
– Kto ci o tym powiedział? – zapytał szybko Balbus. Patrzył badawczo na twarz, którą miał przed sobą. Brak snu, ale nie tylko brak snu. Rozpacz. I rezygnacja.
– To bez znaczenia, kto mi powiedział – odparł Kasjusz. – Wiem.
Balbus zaczął chichotać.
– Tak to jest w miłości i interesach – wzloty i upadki, mój drogi chłopcze, wzloty i upadki.
– Mój ojciec jest ci winien sto tysięcy sestercji ponad to, co już wziąłeś – zgadza się?
– Tak sądzę – zgodził się lekko Balbus. – Prowadzę tyle różnych spraw, że nie mogę pamiętać każdego szczegółu. Czy przypadkiem przyszedłeś mi zapłacić?
– Tak.
Balbus zerwał się na nogi.
– Kto ci dał pieniądze?
– Chyba cię niepokoi, że chcę spłacić długi ojca – odrzekł sucho Kasjusz.
Oczy Balbusa zwęziły się w szparki.
– Musisz zrozumieć, że nie mogę przyjąć pieniędzy, nie wiedząc, skąd pochodzą.
Kasjusz parsknął śmiechem.
– Czy zawsze przestrzegałeś tej zasady? Ale uspokój się. Nie mam pieniędzy. – Patrzył cynicznie na wysiłki, jakie czynił Balbus, by ukryć ulgę. – Ale przyszedłem ci złożyć propozycję – dodał.
– Obawiam się… – zaczął Balbus.
– Nie martw się – przerwał mu Kasjusz. – Nie będę proponował, byś dał mi więcej czasu na spłatę.
Balbus uniósł brwi.
– Więc co mi proponujesz?
– Najpierw oddam ci dwadzieścia tysięcy, które od ciebie wygrałem.
– Zostaje osiemdziesiąt tysięcy.
– Tak. Na dworze zostawiłem konia, trzylatek, rasy hiszpańskiej, wałach. Wart sześć tysięcy.
– Być może.
– Zostają siedemdziesiąt cztery tysiące – powiedział Kasjusz. – I to jest moja propozycja. Nie dbam o siebie. Ale nie mogę pozwolić, by mój ojciec w jego wieku mieszkał na Suburze pośród farbiarzy, fryzjerów