Rozległy się też inne głosy, a przy drzwiach, gdzie czekał z listem Baddu, zrobiło się lekkie zamieszanie.
Potem do pokoju wpadł Augustyn, a za nim Nebrydiusz, Honoratus i kilku innych. Baddu został na zewnątrz.
– Wina, Melanio – polecił Augustyn. – Do hadesu z tym nieszczęsnym Baddu. Mówi, że musi jutro wracać. A to oznacza, że resztę dnia muszę poświęcić na pisanie listów do moich szanownych rodziców – Przecinał rylcem sznurki listu.
Alipiusz spojrzał ze zdumieniem na Melanię.
Zwykle słuchała bez chwili zwłoki nawet najdrobniejszych poleceń Augustyna.
Teraz nie ruszyła się z miejsca. Stała, całkiem nieruchomo, z przekrzywioną głową, jakby oczekiwała ciosu.
– Melanio, wina – przypomniał jej szeptem.
Ale stała nadal, jakby wrosła w ziemię. Zauważył, że bardzo zbladła.
Augustyn rozwinął list i zaczął czytać, a w miarę jak czytał, też robił się coraz bledszy. Pergamin drżał mu lekko w dłoni.
W pokoju nagle zrobiło się bardzo cicho.
Kiedy Augustyn uniósł wzrok, jego oczy były zupełnie puste.
– Mój ojciec nie żyje – oznajmił bardzo spokojnie.
Natychmiast wszyscy zebrali sie wokół niego, machali rękami i mruczeli jakieś pocieszenia, ale żaden nie położył mu ręki na ramieniu, jakby wiedzieli, że nie życzy sobie kontaktu fizycznego.
Skinął głową.
– Idźcie teraz, przyjaciele. Ty Alipiuszu też. Muszę zostać sam – opadł na swój fotel.
Wyszli w milczeniu. Kątem oka Alipiusz zobaczył, że Melania uniosła głowę. Uczyniła trzy, cztery szybkie kroki i padła na kolana, chwytając rękami kolana Augustyna.
Zamykając drzwi stwierdził, że Augustyn patrzy przed siebie, nie zwracając uwagi na dziewczynę.
Jej bóg był daleko. Siedziała u jego stóp, ale nie mogła za nim iść. Poczeka, aż wróci.
Był sam, pomimo jej obecności.
Instynktownie Alipiusz zrozumiał, że jest to oznaka bliskiego związku między tym dwojgiem osób, większego może, niż taki, jaki mógłby powstać pomiędzy dwoma mężczyznami.
Poczuł, że po policzku płynie mu łza. Otarł ją ze złością ramieniem.
W pokoju zapadła absolutna cisza.
Oczy Augustyna pozostały suche. Nie czuł bólu i zastanawiał się nawet trochę, dlaczego nie czuje. Człowiek ma tylko jednego ojca, a on teraz nie ma już żadnego. Niejasno pamiętał, że matka pisała, iż ojciec przyjął przed śmiercią chrzest. Pomyślał o chwili, kiedy sam wiele lat temu chorował na brzuch tak ciężko, że płonął w gorączce i niemal nie mógł oddychać. Ręce jego matki były jedyną chłodną rzeczą na całym świecie pełnym płomieni, bólu i braku powietrza. Chciał wtedy zostać ochrzczony, w imię Trójjedynego Boga matki, Stworzyciela wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych, jedynego Syna i Ducha Świętego. Wierzył wtedy w ich realność.
Ale wkrótce wyzdrowiał i chrzest odłożono, gdyż mógł popaść na powrót w grzech, a wówczas byłby bardziej winny niż wcześniej.
Wiele o tym dyskutowali, matka, Baddu i Cleta i kapłan Agapetus – wszyscy prócz Patrycjusza, który tylko wzruszył ramionami, ponieważ jego obchodziło jedynie zdrowie syna.
A teraz sam przyjął chrzest.
Matka wygrała swoją bitwę. Walczyła osiemnaście lat, ale w końcu wygrała. Nikt nie mógł jej zarzucić braku wytrwałości.
Czy chrzest naprawdę czyni aż taką różnicę w ostatecznym losie człowieka? I jaki jest ten ostateczny los?
Siła wiary to jedna sprawa, a rozsądne wyjaśnienie druga. Mogę bardzo silnie wierzyć w rzecz, która jest błędem. A ja w nic mocno nie wierzę. Nie mam pojęcia, gdzie ojciec jest teraz, ale jego ciało zostało zapewne pochowane gdzieś na chrześcijańskim cmentarzu w Tagaście.
Nigdy już nie usłyszę jego gromkiego śmiechu i nie zobaczę tego zagadkowego spojrzenia spod ciężkich brwi. Nigdy więcej nie poczuję irytacji słysząc ojcowską dumę w jego głosie, gdy mnie komuś przedstawia. Pod wieloma względami był to człowiek irytujący. Nie był jednak zły. Niewiele mieliśmy ze sobą wspólnego. Chciał, bym osiągnął to, czego jemu nie udało się osiągnąć, ponieważ miał zbyt słaby umysł. Matka powiedziałaby, że nie należy tak mówić o zmarłych, a już na pewno nie o zmarłym ojcu, ale, matko, ja tego nie mówię, ja to myślę. Pozwól, że zachowam prawdę chociaż w myślach. On miał słaby umysł.
Nie mogłem szanować jego rozumu. Mogłem szanować jego, ponieważ, bez względu na to jaki Bóg, czy bogowie, stworzyli wszechświat, to Patrycjusz stworzył mnie, za twoim pośrednictwem, matko.
Od tego punktu łańcuch ciągnie się wstecz przez ścieżki czasu, coraz szerszy i szerszy – a przecież powinien się gdzieś zbiegać w jedną parę ludzi. To może być prawda. Liczby są przecież takie tajemnicze.
Mój ojciec nie żyje. Czy to możliwe, że człowiek staje się mężczyzną dopiero kiedy jego ojciec umrze? Kiedy wie, że teraz sam dźwiga całą odpowiedzialność i musi sam budować swój los, a pewnego dnia może również los innych?
Gładził dłonią włosy Melanii, ale nawet o tym nie wiedział.
– Panie...
Spojrzał na nią. Jej oczy były pełne łez, ale uśmiechała się.
– Tak, Melanio?
– Mój ukochany panie. Noszę w sobie twoje dziecko.
Rozdział szósty
Jej bóg siedział całkiem nieruchomo, jak posąg. Przestał ją gładzić po włosach, ale teraz pieścił ją wzrokiem. Tylko czy to była pieszczota?
W jego oczach była duma, dzika duma. Ale uśmiechnął się, a w niej wezbrała radość, tak wielka, że zakołysała się na kolanach. Uśmiechał się. Był zadowolony. Był dumny.
– To będzie syn – szepnęła. – Jestem pewna, że to będzie syn.
Pochylił się, uniósł ją za ramiona i zmierzył wzrokiem z zastanowieniem, badawczo, jakby jej nigdy wcześniej nie widział.
To ją trochę przeraziło. Kiedy to zauważył, przyciągnął jej głowę do piersi. Westchnęła z radością, a jej ciało się odprężyło.
Ponad jej głową myśli Augustyna goniły jedna za drugą. Duma nagle została osaczona przez strach, zduszona przez strach. To kompletne szaleństwo. Dziecko. Jego dziecko. Miał ledwie osiemnaście lat. Był studentem u progu studiów – no może w środku. Nie miał pieniędzy. Żył z tego, co przeznaczył mu Romanianus – a ten mógł przecież w każdej chwili cofnąć pensję. Wtedy musiałby się utrzymywać z udzielania lekcji innym albo zatrudnić jako urzędnik.
To o tym mówiła jego matka – to byłby koniec jego kariery. Ale matka myślała w kategoriach małżeństwa, tymczasem jego sytuacja była gorsza. Nie, nieprawda. Tylko żonaty mężczyzna traci wolność. Na świecie żyje pełno takich dzieci – nie dramatyzujmy na ten temat. Sprowadziliśmy na ten świat dziecko – i co z tego?
Miną miesiące nim ktoś się o tym dowie i nim ten dzieciak