Niespokojny płomień. Louis de Wohl. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Louis de Wohl
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Биографии и Мемуары
Год издания: 0
isbn: 978-83-257-0653-1
Скачать книгу
href="#fb3_img_img_d66c23d1-d9ed-596e-9b17-b4d4f163fbb7.png" alt="Kolo.psd"/>

      Jej bóg był sam i Melania ośmieliła się wślizgnąć do pracowni. Studiował jakieś zwoje, ale zawsze przecież coś studiował. Może się ucieszy z jej przyjścia? Może nawet będzie chciał się z nią kochać? Jej ciało jeszcze nie uległo zmianie – nie przybrało na wadze.

      Uniósł wzrok i kiwną głową, a ona od razu pojęła, że pożądał jej obecności, nie jej ciała.

      – Usiądź, Melanio.

      Przyklękła u jego stóp. Włożyła zielone kolczyki, które jej podarował, a one kołysały się rozkosznie nad jej ramionami. Zrobione były z nefrytu, a nefryt przynosi szczęście. Alipiuszowi się nie podobały.

      – Wyglądasz dużo lepiej bez biżuterii – oświadczył z tą swoją poważną miną. Ale ostatnio zrobił się bardziej przyjacielski. Od czasu jak przyjechał ten mały Harmodiusz. Był teraz bardziej zazdrosny o niego niż o nią. To nie wróżyło dobrze.

      – Podobam ci się w tych kolczykach, panie?

      – Najbardziej mi się podobasz kiedy milczysz – odparł Augustyn obracając stronę. – Czytam, moja gazelko. Czytam świętą księgę chrześcijan.

      – Powiadają, że to cudowna księga – powiedziała Melania. – Szkoda, że nie umiem czytać.

      – To okrutna księga, moja turkawko. Wielu ludzi ją kompilowało, a żaden nie ukończyłby szkoły z wyróżnieniem. Brakuje w niej układu. Brakuje struktury. Wszystko wpakowano tu razem z woli przypadku. Dawne bajki i dziwne historyczne przypadki, reguły moralne i hymny, opisy obrządków i mroczne przepowiednie.

      – Lubię przepowiednie – stwierdziła Melania. – Na ulicy cieśli okrętowych jest wspaniały wróżbita, który...

      – Tu jest dość przepowiedni i bez niego. Ale najgorszy jest styl, moja gołąbko. Może wzbudzić zachwyt jedynie w tych, którzy nigdy w życiu nie czytali dobrej książki. Ta jest niezdarna i... nieelegancka.

      – Byłam raz u eleganckiego wróżbity – powiedziała Melania w zamyśleniu. – Ale nie okazał się dobry.

      – Styl to nie wszystko, ale świadczy on o uczoności umysłu, o talencie. Kiedy pisze Cyceron, słowa splatają się w zdania niczym złoty łańcuch, a te z kolei wznoszą się coraz wyżej i wyżej, ku apogeum, ku sercu prawdy. Prawda musi być piękna. Brak umiejętności, brzydota, prymityw – są podejrzane.

      – Czemu się tym zajmujesz, mój panie? – spytała Melania sennie.

      – No właśnie, czemu! Harmodiusz to głupiec. Ale jest w tym coś drażniącego. Tę prymitywną księgę uważa się za świętą i natchnioną. Całą, każdy jej fragment, choć oczywiście przede wszystkim jej ostatnią część, Nowe Przesłanie. Kiedy dawni cesarze próbowali ją odebrać chrześcijanom, ci walczyli o nią zębami i pazurami. Woleli umrzeć – przynajmniej niektórzy z nich – niż porzucić tę księgę. Nie znam nikogo, kto byłby gotów umrzeć za Hortensjusza Cycerona. Dlaczego więc ktoś miałby chcieć umrzeć za złą książkę, skoro nikt nie umiera za dobrą?

      – Nie wiem – odparła Melania szczerze.

      – Nie pytam ciebie, głuptasku. Pytam siebie.

      – Ja umarłabym za ciebie panie – oświadczyła Melania poważnie.

      – Na szczęście nie ma takiej potrzeby. I chciałbym, żebyś przestała mi przerywać. O czym mówiłem? A tak, że w tej księdze jest coś drażniącego – wiele rzeczy. Choćby ten bohater Nowego Przesłania. Biedny stary cesarz Julian sądził, że już wyszedł z mody i można go zastąpić starymi bogami. Ze wszystkich sił starał się to uczynić, za pomocą całej swej władzy, a władzę miał naprawdę wielką. I nic z tego nie wyszło. Po trzech latach koniec Juliana. Ten bohater okazał się dla niego za silny. Ale nawet tę część księgi napisano w sposób pozbawiony elegancji. Spisało ją czterech niewykształconych ludzi – bardzo prostych ludzi. Rozumiesz, właśnie o to chodzi. To prosta opowieść, taka, jakie opowiada się dzieciom. Cudowna gwiazda na niebie, wszędzie pełno pasterzy i magów i cudów, czarujące przypowieści. Uwielbiałem takie rzeczy jak byłem mały. Dzieci zapewne nadal je kochają. Właśnie coś takiego należy im opowiadać przed snem.

      Odsunął od siebie zwoje.

      – Ale ja już nie jestem dzieckiem, chociaż Harmodiusz chyba nadal nim jest. Nie chcę żadnych bajek, bez względu na ich czar. Ja chcę wiedzieć. Zerwałem z Wywrotowcami, ponieważ oni również byli tylko dziećmi, dziećmi niszczącymi bez żadnego celu prócz własnej rozrywki. A celem jest konstruktywna mądrość, prawdziwe poznanie porządku wszechświata. To właśnie postanowiłem odnaleźć.

      Urwał. To było dobre zdanie. Spojrzał w dół, na dziewczynę. Melania spała.

      Rozdział dziewiąty

Kolo.psd

      Obcy nie robił właściwie wielkiego wrażenia, no ale z drugiej strony chyba każdemu trudno jest wyglądać imponująco w tak gęstym tłumie. To suchy chichot przyciągnął uwagę Augustyna – wydał go człowiek w średnim wieku, o pięknie sklepionym czole, głęboko osadzonych oczach, elegancko ubrany w śnieżnobiałe szaty. Wyglądał tak, jakby upał, tłok i szaleństwo tłumu zupełnie go nie dotyczyły. Jego skóra o barwie kości słoniowej wydawała się chłodna.

      Zauważył spojrzenie Augustyna i znów zachichotał.

      – Biedni głupcy – powiedział wykonując lekki ruch głową. Nie było dość miejsca by wzruszyć ramionami.

      Tysiące Kartagińczyków falowało w rytmie muzyki, przy której wtórze tańczyły kapłanki w wielkim i świętym rytuale Świętej Dziewicy, Opiekunki Kartaginy, Tanit Przedwiecznej, Splatającej Zaklęcia, Właścicielki Pasa Wdzięku, tej, którą Rzymianie nazywali Wenus, a Grecy Afrodytą, ale która czczona była z największym oddaniem w Kartaginie, swym własnym królestwie.

      Ogromne sanktuarium bogini zajmowało całe dwa i pół kilometra kwadratowego. Jej posąg, zwykle ukryty w świątyni, umieszczono na wysokim postumencie z marmuru i pokryto ozdobami ze złota i drogich kamieni.

      Dziś kapłanki odprawiały rytuał na zewnątrz. Bogini łaskawie udzielała nauk swym wyznawcom.

      Nauki były szczegółowe. Niczego nie pozostawiono wyobraźni.

      – Chrześcijanie nazywają ją bezbożną dziewicą, a jej wyznawców biednymi, ciemnymi poganami – stwierdził nieznajomy. – Z kolei wyznawcy Tanit nazywają chrześcijan prostakami i naiwniakami. Pod tym względem – i chyba tylko pod tym – obie strony mają rację.

      Musiał mówić niemal prosto w ucho Augustyna. Powietrze grzmiało od hałasu cymbałów i bębnów i szalonych okrzyków tancerek.

      Śmiałe i nieźle ujęte, pomyślał Augustyn. Nim zdołał wymyślić odpowiednią odpowiedź, nieznajomy ciągnął dalej.

      – Żadne z tych wyznań nie potrafi cię porwać, Augustynie.

      Wytrzeszczył oczy na nieznajomego.

      – Wiesz, kim jestem?

      Nieznajomy znów zachichotał.

      – Któż nie zna najlepszego ucznia najlepszej szkoły w mieście? – zapytał. – Nie doceniasz sam siebie.

      Augustyn zmierzył go ostrym spojrzeniem. Twarz nieznajomego pozostała bez wyrazu.

      – Ale ja nie wiem, kim ty...

      – Nazywam się Bahram – odparł nieznajomy grzecznie. Po czym bez słowa odwrócił się i z niezwykłą żwawością zaczął przepychać się przez tłum do wyjścia.

      Augustyn