Aż ni stąd, ni zowąd zniszczyła go.
Zaatakowała z taką siłą i stanowczością, o jakie jej nie podejrzewał. Upokorzyła go. Zadała mu cierpienie. Nieomal unicestwiła.
W trakcie minionych prawie dwóch lat życie Nilsa Bjurmana zmieniło się diametralnie. Po nocnej wizycie Lisbeth Salander przez pewien czas był jak sparaliżowany – niezdolny myśleć ani działać. Zamknął się w domu na klucz, nie odpowiadał na telefony i nie chciał się kontaktować ze stałymi klientami. Dopiero po dwóch tygodniach załatwił sobie zwolnienie lekarskie. Jego asystent musiał zająć się bieżącą korespondencją, odwoływaniem spotkań i odpowiadaniem na pytania zirytowanych klientów.
Każdego dnia był zmuszony oglądać swoje ciało w lustrze na drzwiach od łazienki. W końcu je usunął.
Dopiero gdy nastało lato, wrócił do biura. Zrobił selekcję klientów i większość z nich przekazał swoim kolegom po fachu. Zachował jedynie kilka przedsiębiorstw, w których odpowiadał za finansowo-prawną część korespondencji, lecz nie musiał się angażować osobiście. Jedyną klientką, jaka mu pozostała, była Lisbeth Salander – co miesiąc sporządzał bilans jej finansów i raport dla Komisji Nadzoru Kuratorskiego. Robił to, czego zażądała – każdy raport był najczystszą fikcją, dokumentującą, że Lisbeth absolutnie nie potrzebuje opiekuna prawnego.
Każdy raport drażnił i przypominał mu o jej istnieniu. Jednak nie miał wyboru.
Bjurman spędził lato i jesień na bezproduktywnym rozmyślaniu. W grudniu wziął się wreszcie w garść i zaplanował wakacje we Francji. Umówił się na wizytę w klinice chirurgii plastycznej pod Marsylią, gdzie zasięgnął opinii lekarza co do najlepszej metody usunięcia tatuażu.
Lekarz ze zdumieniem zbadał jego oszpecone podbrzusze i zaproponował terapię. Tatuaż był duży, a igły wprowadzane zbyt głęboko, by go usunąć za pomocą zabiegów laserowych. Lekarz uznał więc, że skuteczne byłoby jedynie kilka przeszczepów skóry. Terapia droga i długotrwała.
Podczas minionych dwóch lat spotkał Lisbeth Salander tylko raz.
Tamtej nocy, gdy go napadła i zawładnęła jego życiem, zabrała również zapasowe klucze do biura i mieszkania. Powiedziała, że go obserwuje i złoży mu wizytę, kiedy będzie się tego najmniej spodziewał. Przez dziesięć następnych miesięcy niemal zaczął wierzyć, że były to czcze pogróżki, lecz nie odważył się wymienić zamków. Jej groźba była jednoznaczna – jeśli kiedykolwiek zastanie go w łóżku z kobietą, ujawni półtoragodzinny film, dokumentujący, jak ją gwałcił.
Pewnej nocy w połowie stycznia, blisko rok temu, obudził się nagle o trzeciej bez wyraźnej przyczyny. Zapalił lampę na nocnym stoliku i prawie zawył z przerażenia, widząc, że Lisbeth Salander stoi w nogach łóżka. Była jak duch, który nagle zmaterializował się w jego sypialni. Twarz miała bladą i bez wyrazu. W ręku trzymała ten swój przeklęty paralizator.
– Dzień dobry, mecenasie Bjurman – powiedziała wreszcie. – Przepraszam, że tym razem cię obudziłam.
Dobry Boże, to była tu już wcześniej? Kiedy spałem?
Nie mógł stwierdzić, czy blefuje. Chrząknął i otworzył usta. Przerwała mu gestem.
– Obudziłam cię z jednego tylko powodu. Wkrótce wyjadę na dłuższy czas. A ty dalej będziesz pisał co miesiąc raporty o tym, jak dobrze się czuję, ale zamiast przesyłać kopie do mnie do domu, będziesz je przesyłał na adres na hotmailu.
Wyjęła z kieszeni kurtki kartkę złożoną na pół i rzuciła ją na brzeg łóżka.
– Jeśli Komisja Nadzoru Kuratorskiego będzie chciała się ze mną skontaktować albo z jakiegoś powodu moja obecność będzie konieczna, napisz do mnie na ten adres. Zrozumiałeś?
Kiwnął głową.
– Zrozumiałem.
– Milcz. Nie chcę słuchać twojego głosu.
Zacisnął zęby. Nigdy nie odważył się z nią skontaktować, bo zagroziła, że przekaże film władzom. Za to przez wiele miesięcy planował, co jej powie, gdy ona się pojawi. Zdał sobie sprawę, że w istocie nie ma nic na swoją obronę. Jedyne, co mógł zrobić, to odwołać się do jej wspaniałomyślności. Gdyby tylko pozwoliła mu mówić, spróbowałby ją przekonać, że działał w stanie chwilowej niepoczytalności, że żałuje i chce zadośćuczynić za to, co zrobił. Był gotów się poniżyć, by ją poruszyć, a tym samym odsunąć od siebie niebezpieczeństwo, jakie dla niego stanowiła.
– Muszę coś powiedzieć – odezwał się słabym głosem. – Chcę cię prosić o wybaczenie…
Słuchała wyczekująco jego niespodziewanego błagania. Wreszcie pochyliła się nad ramą łóżka, posyłając mu złowrogie spojrzenie.
– Słuchaj uważnie: jesteś szują. Nigdy ci nie wybaczę. Ale jeśli będziesz grzeczny, zostawię cię w spokoju tego dnia, kiedy decyzja o moim ubezwłasnowolnieniu zostanie cofnięta.
Czekała, póki nie spuścił wzroku. Zmusza mnie, bym się przed nią czołgał.
– To, co powiedziałam rok temu, wciąż cię obowiązuje. Jeśli popełnisz błąd, ujawnię film. Jeśli spróbujesz się ze mną skontaktować w jakikolwiek inny sposób niż ten, który ustaliłam, ujawnię film. W przypadku mojej nagłej śmierci film i tak zostanie ujawniony. Jeśli znowu mnie tkniesz, zabiję cię.
Wierzył jej. Nie było tu miejsca na wątpliwości czy negocjacje.
– I jeszcze jedno. Od tego dnia, gdy zostawię cię w spokoju, będziesz mógł robić, co ci się podoba. Ale póki co twoja noga nie postanie więcej w tej klinice w Marsylii. Jeśli tam pojedziesz i rozpoczniesz terapię, zrobię ci nowy tatuaż. Ale tym razem na czole.
Kurwa mać. Jak się dowiedziała, że…
W następnej sekundzie już jej nie było. Usłyszał tylko zgrzyt drzwi wejściowych, gdy przekręcała klucz. Tak jakby nawiedził go duch.
To właśnie w tym momencie zaczął nienawidzić Lisbeth Salander z mocą, która zapłonęła w jego duszy niczym rozżarzona do czerwoności stal i zmieniła jego życie w obsesyjną żądzę zniszczenia tej dziewczyny. Wyobrażał sobie jej śmierć. Wyobrażał sobie, że zmusi ją, by na kolanach błagała o łaskę. Będzie bezlitosny. Marzył o tym, że położy dłonie na jej szyi i będzie dusił, aż zabraknie jej tchu. Chciał wyrwać jej oczy z oczodołów, a serce z piersi. Chciał ją zmieść z powierzchni ziemi.
Paradoksalnie w tym właśnie momencie poczuł również, że znów zaczyna funkcjonować, że odnalazł stan przedziwnej równowagi duchowej. Wciąż miał obsesję na punkcie Lisbeth Salander i w każdej nieprzespanej minucie koncentrował się na jej istnieniu. Jednak odkrył, że znów zaczął racjonalnie myśleć. Jeśli miał ją zniszczyć, musiał przejąć władzę nad swoim umysłem. Jego życie zyskało nowy cel.
Tego dnia przestał wyobrażać sobie jej śmierć – tego dnia zaczął ją planować.
Mikael Blomkvist minął w odległości niecałych dwóch metrów odwróconego tyłem mecenasa Bjurmana, niosąc dwie filiżanki z gorącą caffè latte do stolika redaktorki naczelnej, Eriki Berger, w Café Hedon. Ani on, ani Erika nigdy nie słyszeli o Nilsie Bjurmanie i nie zwrócili na niego uwagi.
Erika zmarszczyła nos i przesunęła na bok popielniczkę, żeby zrobić miejsce na kawę. Mikael powiesił kurtkę na oparciu krzesła, przesunął popielniczkę na swoją stronę stołu i zapalił papierosa. Erika nie znosiła dymu tytoniowego i spojrzała na niego umęczonym wzrokiem. Mikael wydmuchiwał dym z dala od niej.
– Myślałam, że rzuciłeś.
– Chwilowy