Spis treści
Tytuł oryginału: FLICKAN SOM LEKTE MED ELDEN
Redakcja: Elwira Wyszyńska
Korekta: Maciej Korbasiński, Słowne Babki
Projekt okładki: Jörgen Einéus
Adaptacja okładki: Magda Kuc
Zdjęcie autora: Daniel Lagerlöf
Flickan som lekte med elden© Stieg Larsson, first published by Norstedts, Sweden, in 2006.
Published by agreement with Norstedts Agency.
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2021
Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark).
Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku.
Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione.
Wydanie IV
ISBN: 978-83-8143-861-2
Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer.
Prolog
Leżała przypięta pasami na wąskiej pryczy z hartowanej stali. Rzemienie uwierały ją w klatkę piersiową. Leżała na plecach. Ręce ułożone po bokach, unieruchomione na brzegach łóżka.
Już dawno zaniechała wszelkich wysiłków, by się wydostać. Nie spała, ale oczy miała zamknięte. Gdyby je otworzyła, znalazłaby się w ciemności, a jedynym źródłem światła byłaby wąska smuga sącząca się ponad drzwiami. Czuła niesmak w ustach i bardzo chciała umyć zęby.
Jakaś część jej świadomości nasłuchiwała odgłosu kroków, co oznaczałoby, że on nadchodzi. Nie miała pojęcia, czy to wieczór, czy noc, a jedynie poczucie, że zaczynało być zbyt późno na odwiedziny. Nagłe drżenie łóżka sprawiło, że otworzyła oczy. Tak jakby gdzieś w budynku włączyła się jakaś maszyna. Po kilku sekundach nie była już pewna, czy tylko jej się zdawało, czy naprawdę coś usłyszała.
Odhaczyła kolejny dzień w pamięci.
Czterdziesty trzeci dzień w tym więzieniu.
Swędział ją nos, więc przekręciła głowę, by go podrapać o poduszkę. Pociła się. W pokoju było duszno i gorąco. Miała na sobie prostą koszulę nocną, która wciąż się podwijała. Gdy przesuwała biodro, palcem wskazującym i środkowym udawało jej się dosięgnąć koszuli i obciągnąć ją za każdym ruchem o jeden centymetr. Powtarzała całą operację drugą ręką. Ale koszula nadal fałdowała się pod kręgosłupem. Materac był nierówny i niewygodny. Całkowite odosobnienie sprawiało, iż wszystkie delikatne bodźce, na które w innej sytuacji w ogóle nie zwróciłaby uwagi, bardzo zyskiwały na sile. Pasy były na tyle luźne, że mogła zmienić pozycję i położyć się na boku, lecz nie było to wygodne, bo musiała wtedy położyć rękę za plecami, więc ramię cały czas drętwiało.
Nie bała się. Czuła za to, że jej tłumiony gniew rośnie.
Jednocześnie dręczyły ją własne myśli, które wciąż zmieniały się w nieprzyjemne fantazje o tym, co się z nią stanie. Nienawidziła tej narzuconej bezsilności. Jak usilnie by nie próbowała koncentrować się na czymś innym, by zabić czas i odepchnąć świadomość swojej sytuacji, i tak pojawiał się lęk. Wisiał nad nią niczym chmura gazu, grożąc, że przeniknie przez pory skóry i zatruje jej egzystencję. Odkryła, że najlepszy sposób na to, by trzymać lęk z dala, to wyobrażać sobie coś, co daje jej poczucie siły. Zamykała oczy i przypominała sobie zapach benzyny.
Siedział w samochodzie z opuszczoną boczną szybą. Podbiegła, wlała benzynę do środka i podpaliła zapałką. Wszystko to trwało moment. Od razu buchnęły płomienie. A on wił się w męczarniach, słyszała jego krzyki przerażenia i bólu. Czuła woń spalonego mięsa i ostry zapach plastiku i tapicerki ze zwęglonego siedzenia.
Prawdopodobnie