Spis treści
Zaprzedany dworowi i… Marysieńce
Od abdykacji do elekcji. Na krawędzi buntu
Traktat, który mógł wszystko zmienić
Blaski i cienie wiedeńskiej chwały
Opieka redakcyjna: MAŁGORZATA GADOMSKA
Redakcja: JOANNA ZABOROWSKA
Korekta: EWA KOCHANOWICZ, KAMIL BOGUSIEWICZ, Pracownia 12A
Wybór ilustracji: MARCIN STASIAK
Na okładce wykorzystano obraz Józefa Brandta Wyjazd z Wilanowa Jana III i Marysieńki Sobieskich ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie.
Redaktor techniczny: ROBERT GĘBUŚ
Copyright © by Wydawnictwo Literackie, 2020
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-08-07199-1
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o.
ul. Długa 1, 31-147 Kraków
tel. (+48 12) 619 27 70
fax. (+48 12) 430 00 96
bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40
e-mail: [email protected] Księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl
Konwersja: eLitera s.c.
OD AUTORA
Jan Sobieski, potomek średniozamożnego magnackiego rodu z Kresów, najpierw hetman polny, następnie wielki koronny, a później ukoronowany władca Rzeczypospolitej Obojga Narodów, zwany jest często ostatnim w jej dziejach królem-wojownikiem. Rzeczywiście, jego następcy na tronie ciągle jeszcze ogromnego terytorialnie, ale w niesłychanym tempie słabnącego gospodarczo, militarnie i politycznie państwa polsko-litewskiego nie toczyli już zwycięskich wojen. Wiek XVIII batalii dostarczył niewiele, większych triumfów nie znał. Dopiero w samej końcówce, w chwili gdy Rzeczpospolita kończyła już swój żywot, kapryśny los podarował jej wodzom pozór wojennych triumfów podczas obrony Warszawy oraz na polach Racławic i Zieleniec. Tatarzy i Turcy, których Sobieski po wielekroć gromił w niezliczonych bitwach, nadali mu wspaniale brzmiący przydomek „Lew Lechistanu”, a wśród współczesnych i potomnych uchodził za jednego z najwybitniejszych europejskich wodzów nie tylko swojej epoki. Był przy tym mężczyzną o wspaniałej aparycji, budzącym samą swoją postawą mimowolny szacunek. A jednak ów władca, z pozoru wyposażony we wszelkie monarsze atrybuty: władzę, wojenną sławę oraz łączące się z nią splendor i podziw, miłość poddanych i szacunek wrogów, w dodatku mający za żonę nadzwyczaj piękną kobietę, w rzeczywistości przeżywał dramat człowieka, którego ambicje i wielkie plany polityczne legły w ruinie. Ponad wszystko był zaś postacią niejednoznaczną i głęboko tragiczną, która nie zawsze pasuje do mitu o niezwyciężonym władcy spod Wiednia, niezłomnym obrońcy przedmurza chrześcijańskiego. Liczne rysy, jakie można dostrzec na wystawionym mu przez potomnych spiżowym pomniku, z pewnością zmniejszają blask legendy Jana III, ale jednocześnie czynią go człowiekiem z krwi i kości.
I szczególnie to drugie, o wiele ciekawsze, oblicze Jana Sobieskiego przedstawiam w tej książce.
WSTĘP
Żaden biograf Jana Sobieskiego nie ukazałby bardziej plastycznie jego przyjścia na świat, niż uczynił to on sam w rodowodzie przeznaczonym dla nuncjusza papieskiego. „Urodziłem się w Olesku, zamku na wysokiej górze, mila od Białego Kamienia […]. Podczas urodzenia mego biły pioruny barzo… Tatarowie też podpadli w tenże czas pod zamek, których zaś ów sławny gromił Chmielecki”. Niewykluczone, że wspomniany w ostatnim słowie wojewoda kijowski, strażnik wielki koronny i zawołany zagończyk Stefan Chmielecki, którego imię ze zgrozą powtarzano na Krymie – jako jeden z nielicznych potrafił tropić i znosić czambuły – w ów burzliwy dzień 17 sierpnia 1629 roku ocalił przed śmiercią przyszłego króla Rzeczypospolitej. Bezlitośnie łupiący okolice Oleska ordyńcy nie przywykli wprawdzie do oblężeń i zwykle unikali ataków na umocnione pozycje, ale być może skorzystaliby z okazji zdobycia niewielkiego zamku, gdyby nie skuteczna interwencja Chmieleckiego. Ci spośród skośnookich wojowników, którym udało się ujść polskich szabel i muszkietów i szczęśliwie powrócić do rodzimych ułusów, po latach mieli czego żałować, i to gorzko. Zabrakło niewiele, żeby człowiek nazwany później Lwem Lechistanu, wielokrotny pogromca Półksiężyca, stracił szansę na skreślenie zacytowanych powyżej słów już w dniu przyjścia na świat. Tak się nie stało i owo zrządzenie losu Tatarzy mieli w przyszłości przypłacić morzem krwi. Niewiele mniejszym niż to, w którym przyszło się skąpać Turkom.
A owe bijące pioruny, jak dwa węże zaduszone w kołysce przez Herkulesa, symbolicznie zwiastowały narodziny jednego z największych w historii Polski monarchów. Podobnie jak marmurowy stół, który kilka dni później, nie wiedzieć czemu, pękł pod niemowlęciem podczas ceremonii chrztu.
W przyszłości podobny los czekał jego wrogów.
Zamek w Olesku, miejsce narodzin Jana Sobieskiego, litografia z pierwszej połowy XIX wieku.
SOBIESCY. MŁODOŚĆ
„Jak słodko jest umierać za Ojczyznę, ucz się ode mnie”.
Napis widniejący na nagrobku hetmana wielkiego koronnego Stanisława Żółkiewskiego
Potężna armia heraldyków i apologetów Jana