Afekt. Remigiusz Mróz. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Remigiusz Mróz
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Классические детективы
Год издания: 0
isbn: 9788366736245
Скачать книгу
Kordiana i wyglądała, jakby miała zamiar staranować każdego, kto stanąłby jej na drodze.

      – Nie mogę się dodzwonić – powiedział Oryński. – Wysłałem jej parę esemesów, ale…

      – To bez znaczenia.

      Kordian uniósł brwi.

      – Dlaczego? – spytał.

      – Bo Halski nie zgadza się na wycofanie wniosku.

      – Że co?

      – Chce zabezpieczenia powództwa. I to natychmiast.

      – Ale powiedziałaś mu, że…

      – Nie, Zordon, zostawiłam wszystko dla siebie i uprzejmie poprosiłam go, żeby w ciemno nas posłuchał.

      Joanna miotnęła pod nosem kilka przekleństw, niepochlebnie wyrażając się o niewiaście, która sprawiła, że Mirek pojawił się na tym świecie. Potem rozejrzała się i skinęła ręką w kierunku jednej z ławek.

      Oboje opadli na nią ciężko i przez znajdującą się naprzeciw bramę wejściową do Łazienek spojrzeli na wykonany z brązu pomnik Chopina.

      – To mamy problem – odezwał się Kordian. – Bo klient najwyraźniej chce działać na swoją niekorzyść.

      – Niezupełnie.

      Oryński obrócił się do Joanny.

      – Działa na korzyść swojego brata – dodała. – Wie, że jeśli uda się uzyskać zabezpieczenie, ta sprawa nie wyjdzie przed wyborami. Ewentualny wyrok zapadnie długo po tym, jak PKW ogłosi oficjalne wyniki.

      – Tyle że szanse na uzyskanie zabezpieczenia znacznie spadły przy świadku, który może poświadczyć, do czego doszło w tej willi.

      Chyłka westchnęła cicho.

      – To też mu powiedziałam.

      – I co on na to?

      – Że nigdy nie był na żadnej imprezie organizowanej przez Przemysława Szajnera.

      – A zna go w ogóle?

      – Nie pytałam – odparła pod nosem Joanna. – Sukinsyn powiedział, że jest zajęty, i się rozłączył.

      Kordian machinalnie sięgnął za pazuchę marynarki, ale kiedy napotkał ostrzegawcze spojrzenie Chyłki, cofnął rękę. Przez moment siedzieli w milczeniu, obserwując grupę Azjatów, którzy obfotografowali niewielki zbiornik wodny z czerwonego kamienia i pomnik Chopina.

      – O czym myślisz? – odezwał się Oryński.

      – O tym, czy oni kiedykolwiek po powrocie do siebie oglądają ten pierdyliard zdjęć.

      Kordian szczerze w to wątpił. Podobnie jak w to, że właśnie nad tym zastanawiała się teraz Chyłka.

      – A oprócz tego? – rzucił.

      Joanna syknęła cicho, jakby coś ja zabolało.

      – Nie wiem, co o tym sądzić, Zordon – powiedziała. – Jak się nad tym na spokojnie zastanowić, to posunięcia twojej Aśkanny są bez większego sensu.

      – Bo?

      – Nie może mówić o imprezie, bo zobowiązała się do milczenia, to jasne – odparła ciężko Chyłka. – Ale jeśli doszło tam do czynów pedofilskich, może przecież złożyć zawiadomienie do prokuratury. Dlaczego tego nie robi?

      – Bo liczy na kasę. Bo nie ma dowodów, bo…

      – W takim razie po co ten wybieg z podpuszczeniem nas do wkroczenia na drogę cywilną?

      Oryński podrapał się po karku. Przeszkody, jakie napotkałaby przy sprawie karnej, były właściwie takie same przy tej.

      – Może to się już przedawniło? – podsunął Kordian. – Jakie są terminy w przypadku pedofilii?

      – Gwałt na dziecku nigdy nie powinien się przedawniać.

      – Wiem, ale…

      – Pewnie jakieś duże – ucięła. – Może dwadzieścia lat przy obcowaniu bez gwałtu i z trzydzieści lub więcej przy typie kwalifikowanym. A może w ogóle nie ma przedawnienia. Jakiś czas temu w sejmie był projekt, żeby je znieść, i może nawet go przegłosowali.

      Ledwo to powiedziała, spojrzeli na siebie niepewnie.

      – Ale nie jesteś pewna? – zapytał Kordian.

      – Nie jestem. Nie śledzę nowelizacji dotyczących spraw, którymi nigdy nie zamierzam się zajmować.

      Oryński szybko wyciągnął telefon i wyświetlił kilka aktów prawnych, które go interesowały. Czując na sobie wyczekujące spojrzenie Joanny, przeczesywał wzrokiem treść artykułów i uzmysłowił sobie, że serce mu przyspiesza.

      W końcu odłożył telefon i nabrał głęboko tchu.

      – Najczęściej czyny pedofilskie przedawniają się po dziesięciu latach – powiedział.

      – Że co?

      – To znaczy w przypadku kary pozbawienia wolności na trzy lata – dodał. – Przy pięciu termin wzrasta do piętnastu, dalej do dwudziestu, jak przy innych zbrodniach.

      – Nie ma tam jakichś zastrzeżeń?

      – Są – odparł. – Do przedawnienia nie może dojść wcześniej niż pięć lat po uzyskaniu przez ofiarę pełnoletności.

      Oryński spojrzał na Chyłkę w oczekiwaniu na odpowiedź. Potrzebowała jednak chwili, by przejść do porządku dziennego.

      – Ja pierdolę… – rzuciła. – Jesteś pewien?

      – Tak.

      – A co z tym projektem znoszącym przedawnienie?

      – Nie został przyjęty.

      Joanna pokręciła bezradnie głową, a potem gwałtownie podniosła się z ławki. Potarła nerwowo skronie i przez palce spojrzała na Kordiana.

      – Kinga nie miała wtedy nawet piętnastu lat – powiedziała.

      – Więc sprawa się przedawniła. Mamy odpowiedź.

      Mimo jej odnalezienia żadne z nich nie wyglądało, jakby im ulżyło. Wprost przeciwnie, świadomość tego, że dwie dekady wystarczą, by pedofil nie mógł być sądzony, była druzgocąca.

      Kordian potrząsnął głową i odsunął od siebie te myśli. Powinien skupić się na sprawie, a przede wszystkim na tym, że jego klient był niewinny, dopóki nikt przed sądem nie udowodniono nic innego.

      – Co teraz? – odezwał się.

      – Musimy się dowiedzieć, co się stało na tej imprezie nad jeziorem Bełdany.

      – Czyli znowu jedziemy na Mazury?

      Chyłka spojrzała na niego niepewnie.

      – Nigdy nie byliśmy na Mazurach, Zordon. Przynajmniej nie razem.

      – Ale Sajenek…

      – Leży na Suwalszczyźnie – przerwała mu Joanna. – Zresztą to bez znaczenia, nie będziemy przecież szukać rezydencji, w której dwadzieścia lat temu była jakaś impreza. Znajdziemy tego, kto ją organizował.

      Kordian skinął głową i po raz kolejny pożałował, że nie mają na podorędziu Kormaczyska. Odnalezienie Przemysława Szajnera zajęłoby mu tylko chwilę, a mimochodem pewnie wpadłby na trop kilku innych osób, które były obecne w jego willi.

      Bez pomocy chudzielca dwoje prawników musiało jednak zdać się na tradycyjne metody. Skontaktowali się z firmą Szajnera, a potem przeszli przez kilka szczebli w jej hierarchii służbowej,