Afekt. Remigiusz Mróz. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Remigiusz Mróz
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Классические детективы
Год издания: 0
isbn: 9788366736245
Скачать книгу
słuchaj – rzuciła. – Po pierwsze, nie masz żadnych dowodów. Po drugie, dziewczyna, która rzekomo została zgwałcona, nie żyje od dziesięciu lat. Po…

      – Po trzecie, mylisz się.

      – A co, zmartwychwstało jej się?

      Żelazny pozwolił sobie na zdawkowy uśmiech.

      – Nie – odparł spokojnie. – Ale Piechodzka ma dowody.

      – Niby jakie?

      – Przekonasz się, jak znajdą się w aktach sprawy.

      Chyłka przewróciła oczami.

      – Kurwa, Artur… – jęknęła. – Gdybyś był jeszcze trochę głupszy, to trzeba byłoby cię podlewać dwa razy w tygodniu.

      Żelazny przez moment sprawiał wrażenie, jakby miał zamiar odparować, ale nie bardzo wiedział jak.

      – Naprawdę wydaje ci się, że to łykniemy? – dodała Joanna. – Albo dajesz jakiś konkret, albo uznajemy, że nic nie masz, i idziemy na całość. Blefem niczego u mnie nie ugrasz.

      – Przedwczesnym pokazywaniem kart też nie.

      Miał oczywiście rację – ona na jego miejscu też zachowałaby dowody na zaś, gdyby faktycznie je miała. Nie było sensu przepychać się z nim w ten sposób. Przez te wszystkie lata poznali swoje zagrywki zbyt dobrze.

      – Ile chcesz? – zapytała Joanna.

      – Trzysta tysięcy.

      Kordian i Chyłka w jednym momencie prychnęli.

      – Pytam poważnie.

      – Tyle oczekuje moja klientka – odparł Artur. – I ani złotówki mniej.

      – Wierzy też w płaską Ziemię, globalny spisek masoński i reptilian? – zapytał Oryński. – Bo to mniej więcej ten sam poziom realności.

      – Szkoda czasu na przeciąganie liny, Artur – dodała Chyłka. – Wszyscy wiemy, że ty startujesz z trzystu tysięcy, my z okrągłego zera, a spotkamy się gdzieś…

      – Nie rozumiecie – uciął Żelazny i też podniósł się z murka. Rozejrzał się z pewną bezradnością, a potem wsunął ręce do kieszeni. – Sam próbowałem jej wytłumaczyć, że nigdy nie ugra tyle kasy.

      Joanna lekko zmarszczyła czoło.

      – Ale postawiła sprawę jasno: zgodzi się tylko na trzysta tysięcy. Nie dopuszcza negocjacji, nie przyjmuje w ogóle do wiadomości, że Halski mógłby zapłacić mniej.

      – Za groźby z drugiej ręki? – rzuciła pod nosem Chyłka. – Jak sobie to wyobraża? Będzie próbowała sprzedać mediom głodny kawałek o tym, że jej nieżyjąca przyjaciółka została zgwałcona przez Halskiego? Powodzenia.

      Żelazny nadal się rozglądał.

      – Wszystko to jej mówiłem – odezwał się. – Ale jest nieugięta. Trzysta albo upublicznia sprawę.

      W głosie Artura dało się usłyszeć rezygnację, jakby rzeczywiście zrobił wszystko, by przekonać swoją klientkę do zejścia z ceny. Chyłka nie miała jednak wątpliwości, że na miejscu jej dawnego szefa w tej chwili starałaby się stworzyć takie samo wrażenie.

      – Niech pan nad nią popracuje – rzucił Oryński. – Nasz klient nie zapłaci więcej niż kilka tysięcy.

      – Daj spokój, chłopcze.

      – Najwyraźniej Halski jest w tym względzie równie nieprzejednany jak Asia – odparł Kordian i wzruszył ramionami.

      Joanna miała dosyć. Bezowocna przepychanka mogła trwać godzinami – i właściwie często tak bywało, tyle że przy stole w sali konferencyjnej, przy dobrym cateringu i w nieco innej atmosferze.

      – Dość tego pierdolenia – rzuciła. – Halski dał górną granicę dziesięciu tysięcy.

      – W takim razie nie mamy o czym…

      – Mogę naciągnąć go na podniesienie o parę patyków, ale wątpię, żeby dobił do dwudziestu.

      Żelazny spojrzał Chyłce prosto w oczy, jakby starał się ocenić, czy to dalsza gra, czy może rzeczywiście wyciągnięta ręka.

      – To i tak bez znaczenia.

      – Kurwa, Artur…

      – Dwadzieścia tysięcy to dobra oferta – odparł szybko. – Powiedziałbym nawet, że za dobra. Ale ona tego nie weźmie.

      Dwoje prawników z KMK spojrzało na siebie z lekką konsternacją. Jeśli Żelazny dalej grał, to robił to wyjątkowo dobrze. W dodatku zanim którekolwiek z nich zdążyło cokolwiek dodać, Artur najwyraźniej uznał spotkanie za zakończone i podniósł aktówkę.

      – Jeszcze jedno – rzucił, sięgając do środka. – Coś do was przyszło.

      – Do nas? – zapytał machinalnie Kordian.

      Żelazny wyciągnął niewielką kopertę, która rzeczywiście była opatrzona ich imionami. Zaadresowano ją jednak na kancelarię przy Mrągowskiej w Wawrze.

      – Co to ma być? – odezwała się Chyłka.

      – Sami zobaczcie.

      Podał jej kopertę, a Joanna od razu ją odwróciła.

      – Przypadkowo ci się otworzyła?

      – Musiałem sprawdzić. W końcu dotarło pod mój adres.

      Teoretycznie mógł to być przypadek. Chyłka potrafiła sobie wyobrazić, że ktoś wpisuje w Google nazwisko Artura, bo kojarzy dawną nazwę kancelarii, i trafia na nową lokalizację.

      W praktyce wydawało się to jednak mało prawdopodobne. Joanna wyciągnęła złożoną na pół kartkę i przesunęła wzrokiem po krótkim wydruku.

      „Jeden z imiennych partnerów w KMK stoi na czele Konsorcjum.

      To on odpowiada za upadek Żelaznego & McVaya”.

      Kordian stał obok, czytając tę samą wiadomość. W głowie obydwojga natychmiast pojawiło się całe naręcze pytań i ani jednej odpowiedzi.

      – Możecie mi to wyjaśnić? – rzucił Artur.

      6

      ul. Emilii Plater, Śródmieście

      Kordian chodził po chodniku w jedną i drugą stronę, jakby dzięki temu mógł natknąć się na wyjaśnienia, których przez ostatni kwadrans z Chyłką poszukiwali. Żelaznemu nie mieli zamiaru niczego tłumaczyć – szybko go odprawili, a potem oboje wyciągnęli komórki i zaczęli dzwonić.

      Kończąc rozmowę z Kormakiem, Oryński dostrzegł, że Joanna również załatwiła swoją. Pożegnał przyjaciela i ruszył w jej kierunku.

      – I? – rzucił.

      – Nie tutaj – odparła Chyłka. – Potrzebujemy odpowiednich warunków.

      Nie musiała dodawać nic więcej, oboje automatycznie ruszyli ku znajdującej się po prawej stronie charakterystycznej gitarze. Po drodze do Hard Rock Cafe Chyłka wykonała jeszcze jeden telefon – do swojej aplikantki. Nie miała zamiaru tracić czasu i poleciła jej natychmiast składać wszystkie dokumenty, łącznie z wnioskiem o zabezpieczenie powództwa.

      Ważniejszy z tematów podjęli dopiero wtedy, kiedy usiedli przy stoliku.

      – Szczerbaty zapewnił, że nie wysłał tego listu – powiedziała Joanna. – I wnosząc po jego tonie urażonej nastolatki, stwierdzam, że nie chce mieć z nami nic wspólnego.

      Oryński nerwowo pokiwał