Jestem teraz niezbicie przekonany, że wszyscy mamy dostęp do źródła najwyższej mądrości, które mieści się w nas samych i które nazywamy Bogiem. Możemy z niego korzystać, kiedy tylko chcemy.
Robimy to od wielu lat. Od chwili narodzin! Każdy nieustannie rozmawia z Bogiem. Wielu po prostu nie zdaje sobie z tego sprawy. Albo inaczej to nazywa. Tak przynajmniej mówi mi moje doświadczenie, na to wskazują moje obserwacje, takie wnioski wynikają z mojego pojmowania.
Zatem możesz zaakceptować to, że zwraca się do ciebie Bóg, ale trudno ci przyjąć to, że pomagają wam Wysoko Rozwinięte Istoty?
Brawo. Celne spostrzeżenie. To chyba dlatego, że ten drugi pomysł mocno trąci fantastyką naukową, a nie są to koncepcje, z którymi łatwo i bez wahania mogę się pogodzić. Religie, owszem, mówią o „objawieniach”, chwilach, kiedy doznaje się olśnienia, wglądu, przypuszczalnie za sprawą Boga, ale nie słyszałem, żeby z ambony mówiono o Wysoko Rozwiniętych Istotach niosących nam pomoc.
Z tą śmiałą myślą trzeba się dopiero oswoić.
Niemniej, poruszaliśmy tę kwestię w naszym wcześniejszym dialogu, który nazwałeś Rozmowy z Bogiem, Księga Trzecia.
Naprawdę? Zupełnie zapomniałem.
Powiedziałem wtedy: „Kiedy doskonałości duchowej dostąpią wszyscy członkowie twojej rasy, wówczas twoja rasa w całości (gdyż twoja rasa stanowi całość) będzie mogła z łatwością przemieszczać się w czasie i przestrzeni (pokonacie bowiem prawa fizyki w takiej postaci, w jakiej są wam obecnie znane) i nieść pomoc innym rasom i innym cywilizacjom również dążącym do mistrzostwa”.
Na co ty spytałeś: „Tak jak pomagają nam teraz przedstawiciele innych ras i cywilizacji?”.
Na co ja odparłem: „Otóż to. Właśnie tak”.
Zatem nie powinno cię dziwić, że ta sprawa pojawia się w naszej obecnej rozmowie.
Przyznaję, nie pamiętałem, że była już o tym mowa wcześniej.
Przekazy płynące ode mnie przez wszystkie te lata są spójne. Lecz twoja pamięć okazuje się wybiórcza.
9
Gotów jestem uderzyć się w piersi. Istotnie, umiejętność przypomnienia sobie wszystkiego, co wiem, nie jest moim atutem, spamiętanie wszystkich przekazów, jakie dotarły do mnie z tylu wspaniałych źródeł mądrości, nie jest moją najmocniejszą stroną. Kiedy byłem dzieckiem, ojciec mówił o mnie: „wysoki jak brzoza, a głupi jak koza”.
Mimo to pragnę poświęcić całą swą energię na rzecz przebudzenia ludzkości. Dlatego cieszę się, że zostałem „powołany” do tego nieoczekiwanego dialogu.
I wiesz co? Wydaje mi się, że w pewnym sensie już przyczyniłem się do przebudzenia innych. Wielu się do tego przyczynia swoim sposobem postępowania. Więc może nie muszę przyjmować Trzeciego Zaproszenia. Może już je przyjąłem. Dawno temu.
Owszem, wielu z was dało swoimi czynami świadectwo godne osoby, która otrzymała, przyjęła i zaczęła wcielać w życie to zaproszenie, ale na ogół nie kierowaliście się przy tym określoną intencją.
Postępowaliście wspaniałomyślnie, wielkodusznie, z pełnym przekonaniem, ale nie kryła się za tym określona intencja. A intencja decyduje o wszystkim. Odciska energetyczne znamię na wydarzeniach, które potem następują.
Możesz wsiąść do samochodu, ruszyć, robić dokładnie to, co powinien robić dobry kierowca, lecz jeśli nie obrałeś celu, donikąd nie zajedziesz.
Zdarzyło mi się to już.
Lecz jeśli zdecydujesz, że od tej chwili twoją intencją we wszystkim, co pomyślisz, co powiesz i co zrobisz, jest przebudzenie ludzkości – a wszystko to w ramach wyrażania siebie i wznoszenia się na wyższy poziom osobistego rozwoju – przekonasz się, że wyniki twoich działań stanowią zupełnie nową jakość.
Na tym polega Trzecie Zaproszenie. Zaproszeni są wszyscy, nie tylko ty. Rozmowa, którą prowadzimy, przeznaczona jest dla każdego, który „przypadkiem” się na nią natknie. Wiesz, kim jesteś, bo jesteś tutaj.
Trzeba jednak przyznać, że przebudzenie innych nie będzie dziełem przypadku, lecz dokona się jako ściśle wyznaczony – a nie jedynie pożądany – cel. Może się bowiem urzeczywistnić tylko jako zamierzony skutek indywidualnej ewolucji wszystkich tych, którzy z własnego wyboru przyjęli wystosowane tu zaproszenie.
Przyczyni się do tego w dużej mierze upublicznienie waszego osobistego rozwoju oraz towarzyszących temu wysiłków, tak, byście mogli posłużyć za wzór dla innych.
To ogromne wyzwanie. Już sama myśl o tym jest przytłaczająca.
Lecz przezwyciężenie wewnętrznego oporu i przyjęcie wyzwania niesłychanie zwiększy moc ewolucyjnego oddziaływania twej podróży przez życie, twych wyborów dokonywanych na co dzień: staniesz się Wielki, choć byłeś Mały, będziesz działał Globalnie, choć działałeś Lokalnie, Mnogie Wy zastąpi dawne Pojedyncze Ty.
Upublicznienie swej duchowej podróży, powołanie innych na świadków swojego rozwoju, pozwoli przyspieszyć postęp ludzkości.
A właśnie teraz jest Idealna Chwila na Skok Ewolucyjny.
Ale czy można się tego podjąć, nie stawiając jednocześnie siebie na piedestale? Nie chciałbym hodować w sobie urojenia, że jestem nadzieją całej ludzkości. I z pewnością nie chciałbym nieopatrznie pociągnąć za sobą innych na podobne wyżyny złudzeń. Czy nie wiąże się to z nienaturalnym wywyższaniem własnej osoby, przynajmniej w myślach? Czy mniemanie, że ma się do wykonania taką misję i jest się odpowiedzialnym za jej powodzenie, nie wskazuje na „manię zbawiania świata”?
Wyjaśnijmy sobie jedną rzecz. Nie chodzi o to, żebyś przedstawiał siebie wszem i wobec jako ideał, wzór ewolucyjnej doskonałości. Chodzi o to, żebyś po prostu nie ukrywał przed innymi swoich wyborów, żebyś ukazywał światu prawdziwy obraz swoich zmagań, swego dążenia do pełnego przebudzenia.
Jeśli szczerze i pokornie uznasz sam przed sobą, że twój wewnętrzny, osobisty rozwój jest twoją własną sprawą, że z pewnością nie służy „zbawieniu świata”, a ma na celu jedynie przyspieszenie własnej indywidualnej przemiany, i jeśli nie szukając rozgłosu wyjaśnisz to każdemu, kto zwróci uwagę na twój nowy sposób bycia – albowiem inni na pewno go dostrzegą – nie wpadniesz w pułapkę, której się obawiasz.
Jeśli masz świadomość, że powodem, dla którego przyjąłeś zaproszenie do dzieła przebudzenia, nie jest obsadzenie siebie w roli przewodnika, lecz proste i skromne przyznanie, iż został ci objawiony inny sposób istnienia dla ludzkości – taki, który przyniesie korzyść i tobie, i wszystkim innym – nigdy nie będziesz się wywyższał ani szukał poklasku.
Cóż, mam tyle różnych wad, że zupełnie nie widzę siebie jako duchowego „przewodnika”. Każdy, kto mnie zna, może zaświadczyć.
Jeśli zdajesz sobie z tego sprawę, to „mania wielkości” ci nie grozi.
Z drugiej strony jednak, nie chciałbym, żebyśmy wszyscy mieli o sobie złe wyobrażenie, żebyśmy dotkliwie odczuwali nasze „ułomności”,