Nieco wcześniej, kiedy do drzwi gospody załomotali pałkami strażnicy i zaczęli wyszczekiwać pytania, w gospodzie zapadła ponura cisza, przez co więzienny dzwon zdawał się bić jeszcze donośniej. „Dwóch uciekinierów”, powiedzieli, a wśród gości podniosły się szepty. „Jednego morze wyrzuciło na brzeg – prawie się utopił i pewnie nie dożyje świtu. Ale drugi wciąż jest na wolności”. Dopiero godzinę po ich wyjściu dzwon w końcu zamilkł.
Betty spodziewała się, że jej ulży, musiało to bowiem oznaczać, że zbieg został odnaleziony. Mimo to dręczący ją od wielu godzin niepokój nie ustępował. Tłumaczyła sobie, że to pewnie przez groźną obecność strażników. Poprzednio zjawili się w Kieszeni Kłusownika przed kilkoma miesiącami, żeby wypytywać o dwóch pracowników więzienia, którzy przepadli bez wieści – i wtedy też w miasteczku zapanowała nerwowość.
– Nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie sprzedamy to miejsce – powiedziała teraz Charlie, przywołując Betty z powrotem do rzeczywistości. – Mam już po dziurki w nosie tego strojenia się i mycia… Jedna kąpiel w tygodniu to aż nadto!
– Brudaska – mruknęła Betty, choć w głębi duszy zgadzała się z młodszą siostrą. Nie żeby miała coś przeciwko kąpielom – gdyby tylko od wody nie kręciły jej się włosy…
– Czego tym razem szukasz? – Charlie przycupnęła obok niej na krawędzi łóżka.
– Miejsc – odparła wymijająco Betty. Na krótką chwilę zapomniała o zmartwieniach i opanowała ją ekscytacja, jak za każdym razem, gdy oglądała mapy. Tyle fantastycznych nazw, tyle rzeczy do zobaczenia… Cały wielki świat czekający na odkrycie! Ciekawe, dokąd się ostatecznie udamy?
– Co powiecie o tym? Gładziska Wielkie. Brzmi ekscytująco! Patrz, jest tam las, są ruiny jakiegoś zamku…
Fliss parsknęła.
– Nie da się ocenić miejsca po nazwie!
– Z Wronoskałem się da – zripostowała Betty. – Brzmi ponuro i właśnie taki jest.
– A to tutaj? – Lepki palec Charlie zawisł groźnie nad powierzchnią mapy. – Tuż przy plaży. Li… Li…
– Liche Rydze – dokończyła za nią Betty. – To by nawet pasowało, w końcu babka zawsze powtarza, że lepszy rydz niż nic. – Odepchnęła dłoń Charlie. – Znów podjadałaś dżem lawendowy, nienasycona bestio?
– No – odparła z rozbrajającą szczerością dziewczynka i oblizała palce.
Podeszła do komody, żeby wyjąć zestaw malowanych matrioszek, po czym zaczęła przy nich gmerać.
– Nawet o tym nie myśl! – krzyknęła na ten widok Betty, ale się spóźniła.
Spoglądając na Fliss z szelmowskim błyskiem w oku, Charlie szybkim ruchem przekręciła połówki największej lalki o trzysta sześćdziesiąt stopni.
Najstarsza z sióstr, która właśnie skrapiała sobie nadgarstki domowymi perfumami, pisnęła przerażona, bo zupełnie znikąd pojawił się przed nią szczur o trzech łapkach.
– Charlie! – wybuchła. Buteleczka wypadła jej z palców i po podłodze rozlała się cała jej zawartość. – Och, ty i ten twój przeklęty szczur… Nigdy więcej tego nie rób!
Charlie podniosła zwierzaka i parsknęła chichotem.
– Aleśmy ją zrobili na cacy, co nie, Hopsaso? – szepnęła wesoło.
Fliss ściągnęła usta.
– Te matrioszki to nie zabawka – napomniała młodszą siostrę.
– Fliss ma rację. – Betty zwinęła i schowała mapy. Zabrała Charlie laleczki i pociągnęła ją lekko za kucyk. – Nie możesz ich używać, gdy tylko najdzie cię ochota na żart. – Pogładziła delikatnie gładkie drewno. – Pamiętaj, że są naszym sekretem… i to wyjątkowym. Najcenniejszą rzeczą, jaką mamy.
Otrzymała matrioszki na trzynaste urodziny – podarunek przekazywany w rodzinie Wspacznych kolejnym pokoleniom kobiet. Nie była to jednak zwykła zabawka.
„Nazywam to szczyptą magii”, powiedziała Bunia, a Betty obserwowała, równie podekscytowana, co zdumiona, jak babka uczy ją używać osobliwej mocy laleczek. Wystarczyło, by włożyła jakiś drobny, osobisty przedmiot do drugiej w kolejności matrioszki, by ot tak zniknąć – lub sprawić, żeby zniknął ktoś inny, jeśli schowała rzecz tej osoby do trzeciej z laleczek. W obu przypadkach należało dokładnie je zamknąć, bo wzory na górnych i dolnych połowach musiały idealnie do siebie pasować. W chwili złączenia się połówek największej lalki dana osoba znikała. Aby natomiast odczynić magię, trzeba było przekręcić dookoła największą matrioszkę w kierunku odwrotnym do ruchu wskazówek zegara.
A teraz Betty otworzyła laleczki i pokręciła głową. W najmniejszej znajdował się pojedynczy wąs.
– Och, tylko ty mogłaś wpaść na pomysł, żeby ukryć szczura – skomentowała, choć na jej ustach zaigrał uśmieszek. Zmierzwiła Charlie wesoło jej skołtunione włosy.
Dziewczynka postukała palcem w czubek zadartego nosa i uśmiechnęła się szeroko.
– Muszę uważać, żeby nie wypatrzyła go babcia – wyjaśniła.
– A nie mogłabyś przy okazji schować go też przede mną? – burknęła Fliss.
– Schować kogo? – rozległ się dudniący głos, aż wszystkie trzy podskoczyły.
Betty instynktownie zamknęła matrioszki, dzięki czemu gryzoń w rękach Charlie rozpłynął się w powietrzu. Trzymała lalki za plecami, gdy do pokoju wsunął głowę ich ojciec.
– Nikogo! – zawołały chórem trzy siostry.
Barney Wspaczny wyszczerzył się radośnie. Policzki miał okrągłe i rumiane jak babka, a czuprynę jak Charlie – potarganą i splątaną niczym ptasie gniazdo.
– Przez chwilę myślałem, że Fliss ukryła gdzieś kolejnego amanta – zażartował.
Fliss zarumieniła się i zamachnęła na ojca ręcznikiem.
– Wychodzisz? – zapytała Betty, bo zauważyła, że tato ma na sobie płaszcz.
Kiwnął głową i podrapał się po szczeciniastym podbródku.
– Muszę złapać ostatni prom do Grzęzistopia. Rano będą tam licytować bar, może uda mi się zainteresować kogoś naszą gospodą. Powinienem wrócić jeszcze przed podwieczorkiem. – Pociągnął Charlie za nos. – Pod warunkiem że wszystkiego nie zjesz!
Swobodny ton ojca rozwiał część obaw Betty. Jeśli istniała na świecie choć jedna osoba zdolna słodkimi słówkami zmiękczyć potencjalnego kupca, to był nią Barney Wspaczny. Z jakiegoś powodu ludzie łatwo ulegali jego urokowi – który odziedziczyła po nim Fliss, wraz ze skłonnością do paplania rzeczy, które czasem lepiej przemilczeć.
Dał każdej z córek po jednym kłującym całusie, po czym ruszył trzeszczącymi schodami na dół. Betty patrzyła z okna, jak zmierza przez skwer Gniazdokątka w gęstą mgłę, niosąc ze sobą wszystkie ich nadzieje.
Jakiś czas później Betty poderwała się gwałtownie na łóżku, zbudzona przez podzwaniającą szybę. Omiótł ją wilgotny przeciąg. Sen mocno trzymał ją w swych objęciach, więc odruchowo naciągnęła kołdrę na głowę, ale coś kazało jej otworzyć oczy.
W pokoju było cicho. Zbyt cicho. Betty odwróciła się i zmrużyła nieprzytomnie powieki. Charlie zwykle hałasowała nocą, pochrapując i świszcząc, a tymczasem Betty nie słyszała niczego prócz szumu własnego oddechu.