Można powiedzieć, że każdy z moich rozmówców miał swoją prawdę. I rozmawiając z nimi, rozumiałam zarówno ból tych, którzy stracili bliską osobę w zamachu ETA, jak i tych, których bliskiego zamordowali członkowie organizacji GAL (Grupos Antiterroristas de Liberación – Antyterrorystyczne Grupy Wyzwolenia)[7]. Tych, którzy czują się niesprawiedliwie ukarani jako krewni więźnia umieszczonego w placówce na drugim końcu Hiszpanii, co utrudnia, a czasem uniemożliwia im regularne spotkania – a chcą uroczyście świętować jego wyjście – oraz tych, dla których huczne powitanie osoby zamieszanej w zabójstwo lub porwanie jest niezwykle bolesne i niemożliwe do zaakceptowania. Jedni mówią o odbywających karę więzienia członkach ETA: „Oni są tam za zabójstwa”, drudzy: „Oni walczyli za nas”. Bliższa mi była pozycja kogoś, kto próbuje opisać i zrozumieć, nie zaś dawać odpowiedzi czy rozwiązania6. Nie dążyłam też do przedstawienia „obiektywnego opisu” – od dawna zresztą kwestionowana jest możliwość (a może i celowość) jego stworzenia. Ostatecznie jest to opowieść wypływająca z moich doświadczeń i nimi uwarunkowana. Dlatego przywołane tu osoby, choć ich głosy wypełniają poszczególne części tej książki, niekoniecznie muszą podzielać moje poglądy. I bez wątpienia nie odpowiadają za całokształt tej pracy. Niektóre pytania przyszło mi zadawać łatwiej, bo nie jestem stamtąd. I może również dlatego łatwiej było uzyskać na nie odpowiedź. „Tu nikt nie pyta tak wprost” – słyszałam czasem. A potem pojawiała się opowieść.
Jednocześnie większość historii z tej książki nie opiera się na umawianych wywiadach z wybranymi rozmówcami, ale jest efektem regularnych spotkań, które odbywały się przez wiele lat, licznych rozmów prowadzonych choćby w kuchni przy posiłku czy w czasie wędrówek po górach. W Vitorii-Gasteiz, Zarautz, Bilbo, Donostii, Orio, Tolosie, Sopeli, Unanu, Ataun…
Metafora archipelagu, do którego baskijski pisarz Bernardo Atxaga przyrównał Kraj Basków, wydaje się dobrze oddawać zróżnicowanie tego regionu. Jednego dnia rozmawiałam z mężczyzną, który pokazał mi miejsce zamachu ETA. Zginął w nim jego przyjaciel, a mówiąc o tym, nie mógł powstrzymać łez. Innego z człowiekiem, dla którego walka jest koniecznością i który na koniec stwierdził, że z wiekiem czuje się coraz bardziej radykalny. Młoda dziewczyna opowiadała o swoich znajomych w więzieniu, inna mówiła o przyjacielu, który został uznany za zdrajcę i przez długi czas zaglądał pod samochód, zanim do niego wsiadł, obawiając się podłożonej bomby. Pewien profesor baskijskiego uniwersytetu wskazywał mi na konieczność emigracji z tego ogarniętego terrorem regionu, inny przywoływał przykłady problemów, z jakimi spotykali się ci wykładowcy, którzy decydowali się być promotorami prac dyplomowych pisanych przez więźniów skazanych za przynależność do ETA. Jedni skarżyli się na brak przestrzegania ich prawa do mówienia po baskijsku, inni czuli się dyskryminowani ze względu na brak znajomości euskary. José określił nacjonalizm jako postawę dziecinną i szkodliwą, Unai opowiadał o starciach z policjantami i ojcu, który zbierał pieniądze dla baskijskich więźniów. Mówił o przyjacielu, który od lat jest w więzieniu i który „jest bardzo silny”. Wspominał o jego synu, który żeby zobaczyć tatę, musi spędzić wiele godzin w autobusie ze względu na dzielącą ich odległość od placówki karnej. Jedni witali wracających po zakończeniu pobytu w więzieniu ze łzami radości, inni czuli wówczas rozpacz i gniew, bo dla nich nie byli to bohaterowie, lecz mordercy. Nic nie jest tu czarno-białe ani jednoznaczne, a za baśniowym krajobrazem kryje się wciąż coś mrocznego. Tak jak choćby w Sopeli, na biskajskim wybrzeżu. Na plaży grupki przyjaciół, którzy witają się charakterystycznymi pocałunkami w oba policzki, surferzy niosą swoje deski, od strony wzgórza widać paralotniarzy. W knajpkach turyści popijają mosto, bezalkoholowy napój winogronowy, i mrożoną kawę. Na billboardzie wisi ogłoszenie o sprzedaży nowych domów w szeregowej zabudowie – wydaje się, że wyrastają one jak grzyby po deszczu. Bezchmurne niebo i pejzaż tak piękny, że chwilami aż nierzeczywisty. Ale zaraz za rogiem, na drzwiach nieczynnego już sklepu albo na słupie z nazwą ulicy wisi plakat przedstawiający radiowóz miejscowej policji, Ertzaintzy, i dwóch małych jeszcze chłopców. Jeden stoi tuż przy samochodowej szybie i zagląda do środka z ciekawością. Drugi przygląda się z oddali, za plecami trzymając pistolet (zabawkę?). Na tym tle widnieje napis: „Wszyscy nienawidzimy zdrajców”.
Podobnie jest, gdy podczas lokalnego święta lub plażowania zobaczymy grupy krewnych baskijskich więźniów odsiadujących wyroki za współpracę z ETA, którzy regularnie manifestują swoje żądania (nie tylko przeniesienia bliskich do placówek położonych niedaleko miejsca zamieszkania, ale i amnestii). Po każdej ze stron jest wiele gniewu, czasem nienawiści, choć chyba przede wszystkim poczucia krzywdy.
– Ci wszyscy baskijscy separatyści powinni zginąć i im szybciej się to stanie, tym lepiej – mówi Pablo.
Zarazem zdarza się, że mówienie po baskijsku traktowane jest jako prowokacja. Albo że Amnesty International informuje o nieprawidłowościach przy wyjaśnianiu zgłoszeń dotyczących stosowania tortur wobec Basków zatrzymanych przez hiszpańskich funkcjonariuszy7. Amin Maalouf słusznie zauważył, że przyznanie racji jednej grupie niesie za sobą ryzyko niedostrzegania jej występków i że czasem ofiara staje się katem8.
Kończę tę książkę po kolejnym powrocie z Kraju Basków. Teraz, w moim polskim mieszkaniu, przywołuję zapach tamtego powietrza, brzmienie języka. Wokół mnie znajdują się fotografie i baskijskie przedmioty. Myślę o tamtych ludziach, z których szczodrością, w każdym tego słowa znaczeniu, spotykałam się przez ostatnie kilkanaście lat. I o licznych chwilach prawdziwego zachwytu nad tym krajem i jego mieszkańcami, gdy czułam, podobnie jak Pierre Loti, że „moja dusza jest baskijska”9. Gdy byłam szczęśliwa, po prostu idąc baskijską ulicą lub podziwiając tamtejsze góry. Wsłuchując się w subtelności języka, bo przecież to nie to samo użyć dut i duk albo powiedzieć gazteok zamiast gazteak.
– Behingoz erabaki duzu zauden lekuan geratzea – śpiewa Anari z płyty podarowanej przez jednego z przyjaciół. O decyzji, by pozostać tam, gdzie się jest.
Mapa Baskonii to dla mnie mapa spotkań, a poszczególne miejsca mają tam dla mnie twarze poznanych osób[8].
Kraj, który niełatwo znaleźć na mapie
Bernardo Atxaga (tak naprawdę Joseba Irazu Garmendia), baskijski pisarz, opisał Kraj Basków jako niewielkie miejsce, trudne do odnalezienia na mapie10. Przysłuchuję się turystce mówiącej z przekonaniem, że przecież na mapie Hiszpanii Kraj Basków to region autonomiczny, złożony z trzech prowincji. Są to Bizkaia, Gipuzkoa i Araba.
– My pokażemy ci inną mapę – śmieje się Bask, z którym rozmawia.
Obszar Kraju Basków z pewnością nie tak łatwo wyznaczyć. Ten znajdujący się na większości map, ukazujący jeden z hiszpańskich regionów (na który powoływała się wspomniana turystka), przedstawia tylko część prawdy. Za „wielki”, „cały” Kraj Basków uznaje się (ze względów językowych czy kulturowych) nie wspomniane trzy, ale aż siedem prowincji leżących na terenie Hiszpanii i Francji. Oprócz regionu autonomicznego są to hiszpańska Nawarra oraz trzy prowincje francuskie: Lapurdi, Zuberoa i Nafarroa Beherea. Część hiszpańską Kraju Basków (region autonomiczny i Nawarrę) nazywa się Hegoalde (część południowa),