– W związku z charakterem zarzutów wobec pani partnera musimy zabrać Millie, żeby zadać jej kilka pytań.
Janet patrzy na mnie z troską, ale wyraźnie czuję krew pulsującą w żyłach.
– Nigdzie jej nie zabierzecie. To w ogóle nie wchodzi w rachubę – syczę. Mam ochotę krzyknąć, ale Millie z pewnością by to usłyszała. – Pytajcie ją, o co chcecie, ale tutaj, przy mnie.
– Przykro mi. Wiem, że to dla pani stresująca sytuacja – mówi Janet – ale musimy porozmawiać z nią bez pani obecności, więc nie będzie pani mogła z nią pojechać. W tej chwili nie wiemy, czy dopuściła pani do domniemanej przemocy, czy może brała w niej udział, dlatego nie może mieć pani jakiegokolwiek wpływu na jej odpowiedzi.
Zaczynają mi się trząść nogi. Jak oni mogą myśleć, że mogłabym skrzywdzić Millie albo na to pozwolić?
– To jest po prostu niedorzeczne. Millie to moje dziecko i nigdzie się beze mnie nie ruszy. Lepiej, żebyście to zrozumieli w tej chwili.
Kobieta rzuca mi współczujące spojrzenie. Chyba spodziewała się mojego oporu, ale to detektyw postanawia zabrać głos.
– To dla pani trudny czas, rozumiem to doskonale, ale nie może nas pani powstrzymać przed wykonywaniem pracy. Jeśli tak będzie, wezwę inny zespół, który aresztuje panią pod zarzutem utrudniania śledztwa, a tego przecież nie chcemy, prawda? Zachowajmy więc spokój, tak będzie lepiej dla pani córki.
W tym momencie zastanawiam się, czy najlepszym posunięciem nie byłoby pobiec do kuchni i zablokować drzwi od środka. W tej samej chwili wyczuwam za sobą ruch i zerkam przez ramię.
– Mamusiu?
Słyszę pełen niepokoju głos mojej córki, która musiała wyczuć panujące tu napięcie już w momencie, kiedy otworzyła drzwi.
– Cześć, Millie – mówi kobieta. – Jestem Janet. A to Bob.
Millie patrzy niepewnie na mnie i na dwoje obcych siedzących na sofie. Biorę głęboki oddech i uśmiecham się do niej uspokajająco. Podchodzi do mnie powoli i wspina się na moje kolano, co tylko udowadnia, jak bardzo się boi. Cokolwiek się wydarzy, muszę zapewnić jej poczucie spokoju.
– Millie, Janet chciałaby z tobą o czymś porozmawiać. To nic strasznego. Musisz tylko odpowiedzieć na pytania. Dobrze, kruszynko?
– Jakie pytania?
– To nic trudnego, Millie – wtrąca się Janet. – To nie test jak w szkole. Chcemy po prostu zapytać o to, co lubisz robić, porozmawiać o twojej rodzinie, o ulubionych zabawach. To bardzo proste.
– Widzisz? – dodaję. – Wszystko będzie dobrze.
Patrzy mi w oczy, którym staram się nadać jak najweselszy wygląd.
– Okej – szepcze.
– Coś ci powiem – mówi Janet. – Może pójdziesz do swojego pokoju i zabierzesz ze sobą swoją ulubioną zabawkę?
Czuję, jak ciałko Millie sztywnieje.
– Dokąd jedziemy? – pyta mnie.
– Musimy cię zabrać w takie wyjątkowe miejsce. Spodoba ci się. Jest tam dużo zabawek. Nie będziesz tam długo.
Mam ochotę wrzasnąć na tę kobietę, choć oczywiście nie zrobię tego na oczach Millie.
– To dobry pomysł – potwierdzam. – Skocz do pokoju i przynieś JuJu.
Daję jej całusa w policzek i jeszcze raz uśmiecham, a Millie schodzi z mojego kolana i idzie po swoją lalkę.
Kiedy tylko zamyka drzwi, mój uśmiech znika i pochylam się do przodu z łokciami wspartymi na kolanach.
– Jeśli nie mogę z nią pojechać, to kto się nią zajmie? Nie będzie chyba sama?
Janet kręci głową.
– Przykro mi, ale w tych okolicznościach nie może jej towarzyszyć nikt z rodziny. Ktoś mógłby próbować chronić pani partnera lub nawet panią. Bezpieczeństwo ma dla nas zawsze najwyższy priorytet, zostałam zatem wyznaczona przez policję jako stosowna osoba dorosła. Mam doświadczenie w tej pracy, panno Palmer. Dopilnuję, żeby była spokojna. Bob będzie zadawał pytania, a ja się nią troskliwie zaopiekuję. Zawsze tak postępuję, proszę mi wierzyć.
Nie czuję się szczególnie uspokojona.
– Musimy dopilnować, żeby Millie przeszła przez to jak najłagodniej – mówi Bob. – Mam córkę w jej wieku. Będę delikatny, ale dla jej dobra musimy to wszystko dokładnie zbadać. A kiedy porozmawiamy już z panem Rajavim i z Millie, niewykluczone, że zechcemy zadać kilka pytań również pani.
Chcę krzyknąć, że nic złego się nie działo, ale w mojej głowie zaczyna kiełkować niepokojąca myśl. Czy byłam zaślepiona? Może czegoś nie dostrzegłam? Odrzucam ją i skupiam się na Millie i na tym, co się obecnie dzieje.
– Dokąd – a zastrzegam, że chciałabym to wiedzieć dokładnie – ją zabieracie?
Janet podaje mi adres i numer telefonu, a ja zapisuję dane w telefonie.
– To ośrodek pomocy społecznej – dodaje. Czuję się dzięki temu odrobinę spokojniejsza. Przynajmniej nie zabiorą Millie na posterunek policji w sobotni wieczór. – Wróci do pani już niebawem, obiecuję.
Uświadamiam sobie, że nie zapytałam nawet, na który posterunek zabrano Asha. Skupiłam się wyłącznie na Millie, ale kiedy pytam o to Boba, uzyskuję odpowiedź. Chcę go zapytać, kiedy jego zdaniem Ash wróci do domu, ale otwierają się drzwi i do salonu wchodzi Millie, przyciskając do piersi JuJu.
– Dobrze, Millie, ubierz się, proszę – mówi Janet.
Moja córka patrzy na mnie okrągłymi oczami.
– Ty nie jedziesz, mamusiu?
Klękam przed nią, żeby zrównać się z nią spojrzeniami, i delikatnie ujmuję jej dłonie.
– Nie mogę, kochanie. Muszę tu zaczekać, ale Janet się tobą zaopiekuje.
Uśmiecham się uspokajająco, widzę jednak niepewność w jej oczach, więc wstaję i podnoszę córkę. Zaciska mi ręce wokół szyi, a nogi wokół pasa. Jej gorące łzy kapią na moją twarz, zamykam więc powieki, żeby do niej nie dołączyć.
– Nie chcę jechać bez ciebie, mamusiu – łka.
– To nie potrwa długo, skarbie. Niedługo wrócisz. – Odnoszę wrażenie, że serce rozrywa mi się na pół.
– Obiecaj – mówi, przełykając głośno ślinę.
– Obiecuję.
Stawiam ją na podłodze, przechodzimy do korytarza i pomagam jej włożyć płaszczyk.
– Czy mogę prosić o pani numer telefonu, panno Palmer? – pyta Bob. – Będziemy w kontakcie. Lepiej, żeby nie opuszczała pani domu, na wypadek gdybyśmy wysłali kogoś z pytaniami.
Próbując zachować spokój w głosie, podaję mu numer, który zapisuje w notatniku. Po chwili obserwuję, jak prowadzą Millie ścieżką w stronę samochodu zaparkowanego na podjeździe tuż za moim. Nie spuszczam wzroku z córki, która siada w foteliku na tylnym siedzeniu. Wydaje się taka mała. Staram się pomachać do niej wesoło, jakbym zapewniała, że wszystko jest w najlepszym porządku.
Ale nie jest.
To najgorszy moment w moim życiu.
8
Kiedy Millie zabrano, stałam w otwartych drzwiach, odprowadzając samochód wzrokiem, jakbym